Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk. Młody Ukrainiec walczy o wypłatę za pracę na budowie

Zbigniew Marecki
Igor z ciotką na ulicy Piłsudskiego w Słupsku. Z tyłu pracują pracownicy Bo-Budu
Igor z ciotką na ulicy Piłsudskiego w Słupsku. Z tyłu pracują pracownicy Bo-Budu
Igor z Lwowa liczył, że w Słupsku znajdzie pracę i zarobi pieniądze. Na razie nic nie zarobił, a już stracił zaufanie do Polaków.

Igor ma niespełna dwadzieścia lat. W Lwowie był kelnerem. Zarabiał mało i dorywczo. Postanowił pojechać do Polski, bo - jak mówią na Ukrainie - to zachodni kraj, w którym można dobrze zarobić. Choć słabo mówi po polsku, postanowił samodzielnie znaleźć pracę. Trochę pomogła mu ciotka Teresa, która w Polsce pracuje już kilka lat. Gdy na OLX.pl znalazł ofertę pracy jako pomocnik budowlany w Słupsku, długo się nie zastanawiał, tym bardziej że na godzinę miał zarobić 11 złotych brutto.

Ciotka zadzwoniła na numer pana Mirka, który był podany pod ogłoszeniem. Zgodził się na zatrudnienie Igora. Pracę na budowie słupskiego ringu w firmie Bo-Bud w zaczął pod koniec sierpnia.

- Liczyłem, że dostanę jakąś umowę. Nic takiego nie było. Nie było też mowy o zaliczce. Po kilku dniach od współpracowników Polaków usłyszałem, że oni mają kłopot z uzyskaniem wynagrodzenia - opowiada Igor. Po dwóch tygodniach stracił nadzieję, że zostanie normalnie zatrudniony w firmie.

- Ciągle słyszałem obietnice bez pokrycia. Gdy dowiedziałem się, że firma nie zapłaci mi 11 złotych brutto za godzinę - przestałem chodzić do pracy. Teraz już chce tylko odzyskać należne mu 1067 złotych.

Ponieważ sam nie mógł się porozumieć z kierownictwem Bo-Budu, poprosił o pomoc ciotkę Teresę, która skontaktowała się z naszą redakcją. Od niej otrzymaliśmy telefony kontaktowe do dyrektora firmy. - Nie zatrudniam żadnych Ukraińców. Wolę dać pracę Polakom - powiedział, gdy odebrał telefon i usłyszał, o kogo pytamy. Nie przedstawił się jednak.

Zadzwoniliśmy także do Romana Giedrojcia, szefa słupskiego oddziału PIP. - Już zetknęliśmy się ze sprawą pana Igora. Udzieliliśmy porady jego znajomym, ale dotąd nie mamy podstaw do interwencji, bo nie wpłynęła do nas oficjalna skarga - mówi Giedrojć.
Umówiliśmy się więc z Igorem i jego ciotką na poniedziałek. Po godzinie dziewiątej tego dnia znaleźliśmy się na budowie ringu przy ul. 11 Listopada. Tam szybko został rozpoznany przez pracowników firmy Bo-Bud, z którymi pracował przez kilka dni.

- Trzeba jechać na ulicę Piłsudskiego. Tam pracuje nasz kierownik Mateusz - poradzili robotnicy. Pojechaliśmy w tamtym kierunku. Pan Mateusz był na miejscu i potwierdził, że zna Igora. Okazało się, że jednak nie jest kierownikiem, ale dopiero pracuje na obiecane mu stanowisko brygadzisty.

- Na razie nie mam umowy. Jestem na okresie próbnym. Jeśli się sprawdzę, to zostanę brygadzistą - wyjaśnił.

Przekazał też informację od dyrektora dla Igora: dostanie wypłatę, gdy firma "sprzeda" wykonany fragment robót. Może pod koniec tygodnia. Firma zapłaci Igorowi 10, a nie 11 złotych brutto za godzinę, bo trzeba go było przyuczać do zawodu.

Młody Ukrainiec nie dowierza byłemu pracodawcy. Chce złożyć formalną skargę do PIP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza