Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starosta Ziemianowicz: Unikam przepychanek

Zbigniew Marecki
Starosta Sławomir Ziemianowicz
Starosta Sławomir Ziemianowicz Fot. starostwo
Rozmowa ze Sławomirem Ziemianowiczem , starostą słupskim.

- Kończy się pana pierwsza kadencja. Jest pan zadowolony ze swoich osiągnięć?

- Tak, ale zawsze jest pewien niedosyt. Z jednej strony są załatwione sprawy, a z drugiej - powiększająca się lista rzeczy do wykonania. Wyremontowaliśmy 100 kilometrów dróg, a drugie tyle czeka na remont. Zakończyliśmy termomodernizacje szkół, a pojawił się problem braku uczniów.

- Stosuje pan technikę "kupowania" radnych?

- Nie ma takiej potrzeby. Za to staram się tak rozkładać inwestycje w powiecie, aby panowała pewna równowaga. W ten sposób - jak sądzę - udaje się uniknąć walk o lokalne interesy, które reprezentują radni. To powoduje, że unikamy niepotrzebnych przepychanek.

- A mimo to mieszkańcy powiatu nadal narzekają, że muszą jeździć po fatalnych drogach.

- Wszystkiego jednocześnie nie jesteśmy w stanie zrobić, bo w powiecie mamy 700 kilometrów dróg. Ograniczają nas finanse, choć widać wyraźny postęp. W 2007 roku wykonaliśmy remonty 9 kilometrów dróg na kwotę 5 milionów zł, w 2008 roku - 21 kilometrów za blisko 21 milionów zł, a w 2009 roku prawie 25 kilometrów za 17 milionów zł.

- To są roboty wykonane z funduszy unijnych?

- Też, ale także dzięki projektom składkowym, które realizujemy razem z poszczególnymi gminami. Nieskromnie powiem, że to jest rezultat polityki łączenia pieniędzy i wspólnych celów z gminami, którą staram się stosować od czterech lat.

- Wcześniej tego nie było?

- Moi poprzednicy mieli trochę inny styl. Byli ponad gminami. Ja uważam, że w gminach i powiecie pracujemy dla tych samych ludzi.

- Mimo to wciąż można usłyszeć, że powiaty nie są w stanie wiele zrobić, bo większość ich pieniędzy jest przeznaczona na z góry określone cele.

- To się zmienia. Mamy coraz więcej dochodów własnych. Nasz budżet teraz wygląda inaczej niż jeszcze 10 lat temu. Obecnie tylko 5 milionów złotych otrzymujemy od państwa na zadania zlecone, a budżet po stronie wydatków zbliża się do 84 milionów.
- To skąd bierzecie te własne dochody?

- Z różnych źródeł. Z subwencji, wkładu gmin, funduszy unijnych oraz z mienia przejmowanego od Skarbu Państwa, na którym zarabiamy. Dzięki temu w tym roku na inwestycje wydamy 25 milionów złotych. Moim zdaniem musimy iść drogą powiększania dochodów z naszego mienia.
- No dobrze, ale jak je zdobyć?

- Poprzez przejmowanie za darmo nieruchomości od Skarbu Państwa. Przykładem są nasze starania o przejęcie latarni morskich. Do tej pory dochody z nich uciekały poza sferę publiczną, choć formalnie ich właścicielem jest państwo. Gdy będziemy nimi zarządzali, to nadal Urząd Morski będzie dbał o to, aby latarnie świeciły nocami, a my będziemy zarabiali na wycieczkach turystycznych albo zorganizowanych w nich muzeach, a pozyskane pieniądze przeznaczymy na kolejne inwestycje.

- To co by pan chciał jeszcze zabrać państwu?

- Zabrać nie, ale przejąć i wykorzystać. Myślę choćby o Czerwonej Szopie w Ustce.

- A może należałoby ją zostawić miastu?

- Kto pierwszy, ten lepszy. Mam pomysł, to go realizuję. Nie wchodziłbym w drogę, gdyby władze Ustki zaczęły już takie starania. Nie postępuję tak jak prezydent Słupska, który zaczął zabiegać o budynek po Izbie Skarbowej w Słupsku, gdy my już się wcześniej o niego staraliśmy. W efekcie popadliśmy w konflikt.

- Coś jeszcze chciałby pan przejąć?

- Myślę o działkach rekreacyjnych w Dębinie, które należą do Skarbu Państwa. Gdyby przeszły na naszą własność, to w wyniku ich sprzedaży zarobilibyśmy znacznie więcej niż wtedy, gdy w czasie transakcji reprezentujemy tylko Skarb Państwa. Wówczas trafia do nas jedynie 25 procent dochodu.
Istotne jest to, że zarobione pieniądze byłyby wydane na rzecz mieszkańców.

- W szkołach brakuje uczniów. Będzie pan je zamykał?

- Nie chcę robić radykalnych kroków, ale sądzę, że w przyszłości dojdzie do połączenia Liceum Ogólnokształcącego i Zespołu Szkół Technicznych w Ustce, dla których jesteśmy organem założycielskim. To wymusi życie, bo ciągle rośnie kwota, którą dokładamy do funkcjonowania tych placówek.

- Tymczasem razem z powiatem lęborskim chce pan przejąć słupski PKS. Po co powiatowi ta firma?

- To majątek, który można wykorzystać. Może stanowić zabezpieczenie, gdy będziemy zabiegać o kredyty.

- A ja myślałem, że chodzi o to, aby PKS lepiej realizował potrzeby mieszkańców.

- Też, ale to jest delikatny temat. Nie możemy tworzyć monopolu na rynku. Po przejęciu PKS-u moglibyśmy jednak mieć wgląd w prawdziwe koszty firmy. Wtedy naprawdę wiedzielibyśmy, ile trzeba dopłacić do nierentownych połączeń.

- Czy to prawda, że ma pan ochotę na stanowisko prezydenta Słupska, bo takie głosy dochodzą ze środowiska Platformy Obywatelskiej?

- (Kilkanaście sekundmilczenia) To ciekawe pytanie. Myślę, że to nie będzie zależało wyłącznie od mojej woli. Cieszę się, że moja osoba jest dostrzeżona w tym kontekście, ale nie traktuję siebie jako kontrkandydata dla Macieja Kobylińskiego.

- Ale jak pan idzie spać, to czasem pan o tym myśli?

- Myślę najwyżej o tym, że wówczas miałbym o wiele więcej problemów do rozwiązania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza