Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szefowie wykorzystują bezmyślność pracowników

SN
Podejrzliwi szefowie z mentalnością kontrolerów śledzą, jak ich podwładni korzystają z internetu. W ten sposób zbierają na nich haki, aby wyrzucić na bruk w stosownym momencie.

Czy z powodu oglądania pornografii można stracić pracę? Owszem, i to błyskawicznie. Na dodatek za zwolnionym pracownikiem wędruje opinia osoby, której nie można zaufać i powierzyć jej samodzielnego stanowiska. W krajach, gdzie internet jest znacznie bardziej rozpowszechniony niż w Polsce, już niejeden pracownik pożegnał się ze swoją firmą za słabość do roznegliżowanych panienek. Wyrzucano go jednak nie z przyczyn obyczajowych, lecz - jak tłumaczyli szefowie - z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych i nadużycia zaufania pracodawcy.

Brytyjska organizacja Internet Watch Foundation monitorująca przypadki nielegalnego wykorzystania internetu przedstawia regularnie raporty dotyczące różnych krajów Europy i świata, gdzie sieć WWW jest rozpowszechniona. Okazuje się, że co czwarta firma w tych krajach pozbyła się ostatnio przynajmniej jednego pracownika za to, że nadużywał on internetu do celów osobistych. Dwie trzecie takich zwolnień dotyczyło ludzi, którzy w godzinach pracy zaglądali na strony pornograficzne. - Zachodnie firmy coraz powszechniej instalują na swoich serwerach oprogramowanie, które rola polega na sprawdzaniu, w jaki sposób pracownicy korzystają z internetu. Z roku na rok te programy stają się coraz bardziej podstępne. Zarazem coraz trudniej jest je oszukać. Dzięki temu można za ich pośrednictwem śledzić niemal każdy ruch swojego pracownika w internecie - mówi Frank Glen, dyrektor IWF.

Według autorów raportu, właściciele firm coraz chętniej kontrolują internetową aktywność pracowników. Dziesięć lat temu przeznaczone do tego celu oprogramowanie było wykorzystywane przez 17 proc. firm. Pod koniec ubiegłego roku odsetek ten wzrósł już do 45 procent. Karierę robią programy, które nie tylko monitorują zachowania pracowników w internecie, ale także blokują im dostęp do zakazanych stron. Powodzeniem cieszą się wszelkiego rodzaju filtry uniemożliwiające pracownikowi swobodne surfowanie po stronach WWW. Tworzeniem i aktualizacją tzw. czarnych list, czyli zestawów podejrzanych adresów zajmują się wyspecjalizowane firmy informatyczne.

- Coraz częściej firmowe serwery sieciowe są wyposażane w internetowych dozorców, czyli programy, które pilnują, aby do komputerów poszczególnych osób nie dostawały się niepożądane treści. Zajmują się one wychwytywaniem wirusów, spamów, czyli wszelkich śmieci internetowych, oraz pornografii. Próba wyświetlenia takiego zdjęcia kończy się niepowodzeniem - podkreśla Glen. - I te programy nie są jednak doskonałe i nadal wiele zależy od uczciwości pracownika i jego stosunku do pracy - dodaje ekspert. Inną kategorią firm są takie, gdzie szefowie sami wolą nadzorować, co porabiają ich pracownicy. Zwykle są to niewielkie przedsiębiorstwa, które oszczędzają na inwestycjach w kosztowne technologie internetowe. Dla szefa wiedza o tym, w jaki sposób jego podwładny korzysta w pracy z internetu, jest bardzo cenna. Bywa, że służy do zbierania haków na niepokornych. Nie przesadzajmy więc z korespondencją ze znajomymi, pogawędkami w komunikatorach z nieznajomymi i surfowaniu po podejrzanych stronach. Wielki Brat patrzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza