MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szukając siebie

Piotr Polechoński
Recenzja filmu "Dochodzenie"

"Dochodzenie" to porządny, policyjny film. Co prawda daleko mu do poziomu dzieła sztuki, ale od strony przyzwoitego rzemiosła trudno mu coś zarzucić. Snuje swoją opowieść tak, jak to za oceanem lubią najbardziej. Prostu z mostu, dosadnie i bez żadnych zbędnych pytań o to, czy życie ma sens, czy Bóg traktuje nas poważnie i jak to jest z tym przeznaczeniem: mamy na coś wpływ czy też nasze życie to intryga z góry ukartowana. Tu takich wątpliwości nie znajdziemy, bo Amerykanie już dawno zrozumieli, że jeżeli Bóg komuś pomaga to głównie tym, którzy chcą pomóc sami sobie. Innymi słowy zamiast rozczulać się nad sobą nie ustawajmy nigdy w wysiłkach, aby naprawić to, co kiedyś zepsuliśmy. - Każdy dostaje swoją drugą szansę, ale nie każdy potrafi ją dostrzec - możemy wyczytać ze zmęczonych oczu Roberta De Niro, gdy ten to w końcu zrozumie.
Główny bohater to doświadczony nowojorski policjant. Dalej jest jak zawsze: sukcesy w pracy, katastrofa w życiu osobistym. Spokoju nie daje mu sumienie, bo przed laty opuścił żonę i dziecko. Od tamtej pory jego kontakty z synem stają się coraz rzadsze, aż w końcu niemal zanikają. Tymczasem nasz bohater poznaje inną kobietę i próbuje drugi raz zbudować to, co runęło za pierwszym razem. Jednocześnie ze swojej świadomości wypiera "tamto życie".
Jednak nie na długo. Jego mały Joe dorasta i poznaje smak narkotyków. A gdy mu ich zabraknie zaczyna zadawać się z ludźmi, przy których bardzo szybko można wpaść w kłopoty. W obronie własnej Joe zabija narkotykowego dealera. Dochodzenie prowadzi jego ojciec. Gdy się zorientuje, że wplątany jest w to jego syn stanie przed dramatycznym wyborem - kim jest przede wszystkim? Policjantem czy ojcem?
Rozczaruje się ten, kto wybierając się na "Dochodzenie" będzie oczekiwał kryminalnej intrygi i częstych huków wystrzałów. Tym razem policyjne śledztwo jest zaledwie tłem dla relacji ojciec-syn i rozważań o drugiej szansie jaką daje życie. Tempo jest nieśpieszne, dialogi przyciszone. Nie ma też co wypatrywać nagłych zwrotów akcji, bo ich zwyczajnie nie ma. Miejscami wieje nudą i sztampą, ale generalnie film ogląda się dobrze. Można też szczerze się wzruszyć, gdy Robert De Niro łamiącym się głosem prosi syna, którego niegdyś porzucił, aby ten poddał się i nie pozwolił się zabić przez otaczających go policjantów. Jest bezradny, skurczony i tak bardzo prawdziwy, gdy żebrze o jeszcze jedną szansę dla samego siebie.
I choćby dla tej sceny warto się na "Dochodzenie" wybrać. Zobaczymy bowiem coś, czego dawno już nie widzieliśmy. Roberta De Niro takiego jak kiedyś, zanim zaczął występować w idiotycznych komediach i lśniących od patosu biografiach dzielnych Afroamerykanów (nie mylić z Murzynami). Widać jak na dłoni, że ten wielki aktor dostrzegł w tej roli szansę, jakiej długo nikt mu nie ofiarował. Zobaczył trochę prawdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza