Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był dla nich nokaut. Ale wtedy pojawili się dobrzy ludzie

Jakub Roszkowski
Jakub Roszkowski
Adrianek ze względu na chorobę potrzebuje sterylnych warunków. Wreszcie ma takie zapewnione
Adrianek ze względu na chorobę potrzebuje sterylnych warunków. Wreszcie ma takie zapewnione Radosław Brzostek
Gdy w kanalizacyjnej studzience utonął pierwszy syn, rodzina Stąporowskich rozpadła się na miliony kawałków. Cudem przetrwali. I przyszedł na świat Adrian, z wyjątkowo rzadką chorobą genetyczną. To był już dla nich nokaut. Ale wtedy pojawili się dobrzy ludzie.

Mieszkańcy dosłownie całego regionu rzucili się do pomagania tym wyjątkowo doświadczonym przez życie ludziom. Mowa o Krzyszofie, Magdalenie i Adrianie Stąporowskich z Białogardu. Najpierw był bożonarodzeniowy koncert charytatywny na ich rzecz, później zbiórka finansowa, akcja wolontariuszy i wsparcie samorządu powiatowego. Dzięki temu rodzina ma teraz wyremontowany i dostosowany do potrzeb chorego dziecka dom, jest pod opieką psychologiczną, a Adrian pojedzie do Instytutu Matki i Dziecka, by przejść serię profesjonalnych badań.

- Tak, wreszcie jest jakiś promień słońca i nadziei w tym naszym życiu, po sześciu latach prawdziwego koszmaru - przyznaje pan Krzysztof.

Cios padał za ciosem

Już spokojniejszy, bo gdy rozmawialiśmy z nim wcześniej, nie krył się z płaczem.

- Szymonka, który zginął, bo miasto nie zabezpieczyło studni kanalizacyjnej, nic już nam nie wróci. To wiadomo - mówi pan Krzysztof. - A Adrianek miał być lekiem na tę naszą traumę, ale los chciał, że przyszedł na świat bardzo schorowany.

Pięcioletni chłopczyk cierpi na wyjątkowo rzadką chorobę skóry. To rybia łuska, przewlekłe i ciężkie schorzenie genetyczne, przejawiające się nadmiernym i nieprawidłowym rogowaceniem naskórka. Pojawiają się rany, dziecko musi przebywać w sterylnych wręcz warunkach, by do skóry nie dostało się żadne zakażenie. Bo to grozi nawet śmiercią.

Mama - pani Magda - poświęciła się całkowicie synkowi. Tata jest jedynym żywicielem, pracuje w sklepie budowlanym jako doradca. Niemal wszystko wydają na leczenie chłopca.

Siedzimy w już wyremontowanym mieszkaniu Stąporowskich. Dom - pół bliźniaka wybudowane w latach 90. ubiegłego wieku - dostali od rodziców. Mieli go remontować sami. Ale prędzej nadeszła tragiczna śmierć Szymonka, a później ten kolejny cios - choroba Adrianka.

- Myślałem wtedy, że to już koniec, nasz kres, ale to wsparcie, jakiego teraz doświadczyliśmy, daje nadzieję - przyznaje tata Adrianka.

Chłopiec jest z mamą. Leżą na kanapie, w pięknie odnowionym salonie z aneksem kuchennym, oglądają w telewizorze bajki, mama czyta mu też książeczki, coś zanuci. Przy nas chłopiec jest jednak dość nieśmiały. Nie przeszkadzamy więc, zostajemy tylko z tatą.

Ludzie dobrej woli

Pierwsi na pomysł pomocy Stąporowskim wpadli Paweł Mielcarek, szef Młodzieżowego Domu Kultury w Białogardzie i założyciel chóru Bel Canto, oraz Joanna Mąka, która w MDK koordynuje wolontariat. Grudniowy, bożonarodzeniowy koncert charytatywny, którego byli współpomysłodawcami i współorganizatorami, przyniósł ponad 20 tysięcy złotych.

- Pieniądze zostały przekazane Stąporowskim - słyszymy.

- Przyszła do mnie znajoma i opowiedziała historię tej rodziny - opowiada Joanna Mąka. - Pewnie, coś już o nich słyszałam. Przecież o tej studzience z Białogardu to chyba każdy w Polsce słyszał. Ale że mają jeszcze tego chorego synka i ogólnie kiepską sytuację, nie wiedziałam. Zaangażowaliśmy więc ludzi, młodzież, no i teraz można powiedzieć, że się udało. Mają wreszcie mieszkanie, w którym da się żyć, zaraz pojawią się meble dla Adriana, jest o niebo lepiej.

Zaangażowani w pomoc byli też bezpośrednio dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Anna Kowalczyk, która postarała się m.in. o pieniądze z PFRON na remont, oraz starosta Piotr Pakuszto, który zadbał m.in. o wsparcie psychologiczne rodziny. Pośrednio Stąporowskich wspierali jednak niemal wszyscy mieszkańcy regionu, którzy wpłacali na konto rodziny choć po kilka czy kilkanaście złotych. Tych datków był ogrom. Na samej tylko stronie internetowej zrzutka.pl wsparcia udzieliło blisko 500 internautów. A przed świętami zbiórkę przeprowadzono jeszcze w szkołach i przedszkolach. Za te pieniądze kupione zostały rodzinie prezenty i zrobione zakupy świąteczne.

Dziękujemy!

Krzysztof Stąporowski pokazuje nam nową łazienkę, przygotowaną specjalnie dla synka, nowe drzwi, dzięki którym nie ma już w domu przewiewów, specjalne łóżko rehabilitacyjne.

Najważniejsze jest jednak to, że dziś rodzina Stąporowskich jest już inna. Nie ma w niej tyle gniewu i żalu, co przedtem, czuje wsparcie, otrzymuje je, ma wreszcie dom, w którym da się mieszkać, da się żyć.

- Podziękowań mam na 10 stron w gazecie. Jest pan gotowy? - pyta z uśmiechem nasz rozmówca. - Ale kilku najważniejszych muszę jednak wymienić: pani Anna Kowalczyk z PCPR i pani Joanna Mąka, które cały czas nas wspierają, dyrektor MDK, pan Paweł Mielcarek, starosta Piotr Pakuszto, wszyscy wolontariusze, budowlańcy, pan Zygmunt Bagiński, aptekarze z placu Wolności, Caritas. Wszyscy, dosłownie wszyscy. Dzięki!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: To był dla nich nokaut. Ale wtedy pojawili się dobrzy ludzie - Plus Głos Szczeciński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza