W jednej z kamienic w centrum Słupska mieszkańcy są przerażeni patrząc, co stało się z ich sąsiadami, którzy od kilkunastu dni byli w ciągu alkoholowym.
- Od kilkunastu dni wychodzi tylko kobieta, która donosi alkohol. Mąż leży praktycznie cały czas nieprzytomny. Wiemy, bo tam weszliśmy wraz z innymi mieszkańcami kamienicy. Drzwi były otwarte. To, co zobaczyliśmy wprawiło nas w przerażenie – w mieszkaniu wszędzie walały się puste puszki i butelki po piwie i innych alkoholach. Smród był nie do wytrzymania. A wśród tego wszystkiego leżał nasz półnagi sąsiad, umazany własnymi odchodami i krwią – opisywał w poniedziałek sytuację jeden z sąsiadów, który przekazał nam też zdjęcia, których nie publikujemy ze względu na ich wygląd i okoliczności wykonania. - Żona nieprzytomnego mężczyzny wyszła po alkohol i bóg wie, gdzie jeszcze. Co chwilę tak wychodzi, spotyka się z różnymi ludźmi, którzy tak jak ona nie przestrzegają żadnych zasad higieny. Ci ludzie zagrażają nie tylko sobie, ale i nam wszystkim. Po pierwsze mogą gdzieś zarazić się koronawirusem i „przynieść” go do naszej kamienicy. Przecież my wszyscy korzystamy z części wspólnych, takich jak klatka schodowa.
Sąsiedzi obawiają się też, że pijana para może zaprószyć ogień lub wysadzić kamienicę w powietrze, bo nie dokręcą gazu. Mężczyzna, który z nami rozmawiał przekazał informację, że wcześniej małżeństwo nie zachowywało się w taki sposób i że w tak złym stanie są dopiero od kilkunastu dni. Sąsiedzi winią wprowadzone przez rząd środki ostrożności i narodową kwarantannę.
- Ludzie siedzą w domach i piją z nudów, różne rzeczy się teraz zdarzają – mówi jeden z sąsiadów.
Sąsiedzi weszli do mieszkania alkoholików w weekend, wtedy też po raz pierwszy wezwano pogotowie do pijanego mężczyzny. Ten po zbadaniu przez ratowników stanowczo odmówił zabrania go do szpitala. W poniedziałek sąsiedzi zgłosili sprawę nam, a my poinformowaliśmy Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Słupsku oraz policję. Z naszych informacji wynika, że sąsiedzi chcieli poinformować MOPR, ale zrezygnowali, gdyż w sekretariacie poinformowano ich, że sprawy załatwiane są w tej chwili zdalnie i mogą porozmawiać z pracownikiem socjalnym przez telefon lub wysłać maila.
- Nie mieliśmy wcześniejszych zgłoszeń w tej sprawie, a jak tylko otrzymaliśmy wiadomość od Głosu Pomorza, natychmiast pojechaliśmy to sprawdzić osobiście. Mieszkanie faktycznie jest w bardzo złym stanie, ale kiedy przyjechaliśmy na miejsce mężczyzna był przytomny, choć bardzo zaniedbany higienicznie, nie miał siły sam wstać z łóżka, w mieszkaniu przebywała współzamieszkująca kobieta. Wezwaliśmy pogotowie, które niemal natychmiast przyjechało, jednak mężczyzna zdecydowanie odmówił przewiezienia go do szpitala. W tej sytuacji ratownicy medyczni nie mogli zrobić nic więcej, niż zbadać go na miejscu. Rozmawialiśmy też z kobietą, która mieszka w tym lokalu, a która zadeklarowała, nam, że posprząta bałagan panujący w mieszkaniu i że zajmie się należycie mężem – mówił nam w poniedziałek Marcin Treder, pełniący obowiązki dyrektora MOPR. - My jako MOPR będziemy jeszcze monitorować sytuację, pojedziemy tam jeszcze, będziemy motywować domowników do zmiany stylu życia, jeśli zauważymy gotowość do przyjęcia pomocy, to taka pomoc zostanie udzielona, a jeśli stan zdrowia mężczyzny się pogorszy, to ponownie wezwiemy pogotowie ratunkowe. Jednak dopóki mężczyzna nie wyrazi zgody na leczenie, to mamy związane ręce - podobnie jak inne służby. Rozumiem obawy sąsiadów, ale pomoc społeczna działa w ramach obowiązującego prawa i posiadanych uprawnień, czasem trudno nam pogodzić się z tym, co widzimy, jednak każdy ma prawo do samostanowienia. Aktualnie analizujemy możliwość skierowania wniosku do prokuratury, o zbadanie, czy kobieta swoim zachowaniem nie popełniła przestępstwa polegającego na bezpośrednim narażeniu na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu męża, rozważamy także możliwość złożenia wniosku o przymusowe leczenie odwykowe domowników, choć mamy świadomość, że w dobie pandemii, cała procedura zajmie zbyt dużo czasu.
Marcin Treder poinformował nas również, że w rozmowie z sąsiadami ustalono, że sytuacja nie była wcześniej zła, a pogorszyła się znacznie na przestrzeni ostatnich kilkunastu dni.
- W mieszkaniu zastaliśmy bałagan, ludzkie odchody na podłodze, mnóstwo puszek po piwie i butelek po innym alkoholu, jednak po stanie ścian i sprzętów jestem w stanie uwierzyć, że małżeństwo doprowadziło swój dom do tego stanu w zaledwie kilkanaście dni, będąc w tym czasie w ciągu alkoholowym – mówił w poniedziałek Marcin Treder.
We wtorek rano pracownicy MOPR pojechali na ponowną kontrolę, jednak drzwi zastali już zamknięte a kobieta początkowo nie chciała wpuścić ich do środka. Kiedy w końcu to zrobiła okazało się, że jej mąż nie żyje. Jak poinformował nas dyrektor MOPR w tej sytuacji złożenie wniosku do prokuratury jest niezbędne. W jego ocenie kobieta poprzez zaniedbania i nie udzielenie pomocy mężowi mogła przyczynić się do jego śmierci.
ZOBACZ TAKŻE: Kiedy koniec stanu epidemii w Polsce? 3 scenariusze tego, co może się wydarzyć w najbliższych miesiącach
Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?