Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudno było być Kaszubą w Słupsku. Historia słupskiego krawca Alfonsa Klepina

Zbigniew Marecki
Paulina Klepin, babcia pana Alfonsa, zrobiła sobie to zdjęcie w 1904 roku. To najstarsze zdjęcie w archiwum rodzinnym Klepinów.
Paulina Klepin, babcia pana Alfonsa, zrobiła sobie to zdjęcie w 1904 roku. To najstarsze zdjęcie w archiwum rodzinnym Klepinów. Fot. Archiwum rodziny Klepinów
Gdy koledzy w pracy dowiedzieli się, że jestem Kaszubą, nie miałem łatwego życia. Sporo się nacierpiałem - wspomina pierwsze lata w Słupsku Alfons Klepin.

By rok 1960, gdy 17-letni chłopak przyjechał z jedną walizką do Słupska z Brzeźna Szlacheckiego na Bytowszczyźnie. Za sobą miał zaledwie egzamin czeladniczy i kilka lat praktyki w zakładach krawieckich w Miastku i Chojnicach.

Cel: Słupsk

- Moim marzeniem było dostać się do Słupska, bo tam w spółdzielni Moda przy ulicy Bema pracował mój dobry kolega. Jak przyjeżdżał do rodziców, to opowiadał, jak świetnie jest w tym zakładzie. Długo się nie zastanawiałem i po egzaminie czeladniczym zjawiłem się w Słupsku. Miałem szczęście, bo w Modzie przyjęli mnie do pracy - wspomina pan Alfons, obecny wiceprezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Słupsku.

W spółdzielni był zatrudniony 4 lata. Mówi dobrze po polsku, bez akcentu i naleciałości gwarowych, a mimo to, gdy współpracownicy dowiedzieli się, że jest Kaszubą, traktowali go prawie jak Niemca.

- To nie były łatwe lata. Słyszałem różne wyzwiska i przeszedłem dużo upokorzeń. Nawet po latach, gdy ci sami ludzie szukali u mnie pracy, to nie usłyszałem przepraszam - mówi z żalem w głosie.

Po wojsku od razu zdał egzamin mistrzowski i zapisał się do technikum krawieckiego w Koszalinie. Dzięki temu awansował i był jednym z ważniejszych pracowników spółdzielni krawieckiej w Sławnie. Tam jednak mu się nie podobało. Zaczął starać się o powrót do słupskiej Mody.

- Zdradziłeś nas, to już tu nie wrócisz - usłyszał od dawnych przełożonych. Dlatego niejako z przymusu w 1968 roku założył własny zakład krawiecki w Słupsku, który do dzisiaj prowadzi w budynku Świtu przy ul. Tuwima.

- Gdy zaczynałem, to były inne czasy niż teraz. Wtedy miałem całą rzeszę klientów. Pod koniec lat siedemdziesiątych w ciągu dwóch lat zbudowałem od podstaw 300-metrowy dom - opowiada. Do dzisiaj ten budynek wyróżnia się rozmiarami oraz kaszubskim herbem, bo jego właściciel w ten sposób postanowił zamanifestować swoją kaszubskość.

Serce nie sługa

Jednak jego serce mocniej zabiło nie na widok pięknej Kaszubki, ale kresowianki Marii, która wraz z rodziną w 1946 roku przyjechała do Słupska z okolic Grodna. Poznali się w 1967 roku. Rok później pobrali się. Doczekali się dwóch synów. Starszy Dariusz pojechał na studia do USA i tam osiadł na stałe. Imał się różnych zajęć. Był m.in. dilerem w Toyocie. Przez kilka lat mieszkał na Florydzie, a teraz jest cenionym barmanem w stutysięcznym mieście Aurora koło Michigan. Młodszy Rafał Sebastian - także już po studiach - mieszka z rodzicami i prowadzi własną firmę handlową.

Tymczasem po 1989 roku pan Alfons zaangażował się w działalność Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Dzisiaj jest wiceprezesem słupskiego oddziału Z K-P. Bierze aktywny udział we wszystkich ważnych imprezach. Pojawia się wtedy w stroju kaszubskim i zachęca innych Kaszubów, aby wracali do korzeni i przypominali swoje rodowody.

- Teraz żyjemy w wolnym kraju. Każdy może manifestować swoje pochodzenie. Ja nawet trochę się wstydzę, że przez kilkanaście lat nie miałem odwagi, aby to robi. Teraz nie ma powodu, by to ukrywać. Mój ojciec bardzo się zaprzyjaźnił z Ukraińcami, którzy osiedli w pobliżu jego domu po akcji "Wisła". Zrobił to, chociaż w tamtych czasach między ludźmi było wiele nieufności. Dzisiaj ten zły czas minął. Warto więc mówić otwarcie, skąd jesteśmy i pokazywać odrębności kulturowe, bo to wszystkich wzbogaca - tłumaczy, częstując kaszubską tabaką.

Kaszubska duma

Sam zdobył dużą wiedzę o kaszubskich korzeniach, współpracując z Romanem Malachińskim, słupskim pasjonatem genealogii. Dzięki przyjacielskiej przysłudze - po 11 latach badań - genealogowi udało się sporządzić drzewo rodziny Klepinów, która wywodzi się z Brzeźna Szlacheckiego. Ustalił, że prapradziadek pana Alfonsa nazywał się Baltazar Klepin i urodził się w 1740 roku. Miał gospodarstwo rolne w Brzeźnie Szlacheckim, ale też był znanym w okolicy krawcem.

- To może tłumaczy moje skłonności do krawiectwa, bo inni moi przodkowie byli rolnikami, flisakami albo pracowali w lesie - śmieje się pan Alfons.

Genealogia Klepinów obejmuje już 300 lat, z czego pan Alfons jest bardzo dumny. Nadal podtrzymuje silne, rodzinne związki. Jego ojciec August, przedwojenny flisak na Brdzie i powojenny pracownik leśny w Lipczynie (obecnie Niesiełowo), dochował się pięciu synów: Jana, Franciszka, Rudolfa, Eugeniusza i najmłodszego Alfonsa. Choć dwaj bracia już zmarli, to pozostali i ich rodziny ciągle się kontaktują i odwiedzają.

- To jest wielka wartość, bo rodzina człowieka wzbogaca i daje mu większe poczucie pewności. Myślę, że to jest jedna z cech współczesnej kaszubkości. Chciałbym, aby nasi następcy mieli tego świadomość i te wartości kultywowali - podkreśla pan Alfons.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza