Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Słupsku i powiecie nie będzie już "aniołków"?

Fot. Kamil Nagórek
W piątek dzieci na ulicy Henryka Pobożnego w Słupsku przechodziły przez jezdnię z pełnym poczuciem bezpieczeństwa.
W piątek dzieci na ulicy Henryka Pobożnego w Słupsku przechodziły przez jezdnię z pełnym poczuciem bezpieczeństwa. Fot. Kamil Nagórek
Osoby przeprowadzające dzieci przez jezdnię mogą zniknąć z ulic i dróg powiatu słupskiego. Brakuje dla nich pieniędzy.

Prawie trzydzieści osób zatrudnionych do czuwania nad bezpieczeństwem uczniów w drodze do szkół w powiecie słupskim z końcem miesiąca może stracić swoją pracę. Umowy, które Powiatowy Urząd Pracy zawarł z popularnymi "aniołami stróżami", kończą się 30 listopada.

- Po prostu nie mamy już pieniędzy, aby dalej zatrudniać tych ludzi w ramach prac interwencyjnych - mówi Marcin Horbowy, rzecznik PUP w Słupsku. - Co prawda czekamy jeszcze na decyzję o przyznaniu nam środków na działalność "aniołów" z rezerwy Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej, ale to nic pewnego.

Jeśli PUP dostanie pieniądze z ministerstwa, pozwolą one na zatrudnienie "aniołów" do końca bieżącego roku. W przeciwnym razie większość osób przeprowadzających dzieci przez jezdnię przy szkołach zostanie bez pracy.

Pewnych swoich posad może być tylko sześciu "aniołów", którzy czuwają nad bezpieczeństwem dzieci w samym Słupsku.

Władze miasta zdecydowały się sfinansować ich działalność w przyszłym miesiącu.
- Pan prezydent wychodzi z założenia, że na bezpieczeństwie najmłodszych oszczędzać nie można i zdecydował, że do końca roku miasto będzie finansować pracę "aniołów" - mówi Mariusz Smoliński, rzecznik prezydenta miasta.

W gorszej sytuacji są natomiast osoby zatrudnione do przeprowadzania dzieci przez jezdnię przy szkołach na terenie powiatu słupskiego. Poszczególnych gmin nie stać na to, aby zatrudniać "aniołów" na własny koszt. Najprawdopodobniej więc, jeśli PUP nie dostanie rezerwy z ministerstwa, w grudniu nie spotkamy ich przy zebrach.

W tej sytuacji zarówno dla uczniów, jak i ich rodziców pocieszające może być jedynie to, że Powiatowy Urząd Pracy zatrudni z powrotem wszystkich "aniołów" od stycznia przyszłego roku.

- W nowym roku będziemy mieć na to pieniądze - mówi Marcin Horbowy. - Osoby przeprowadzające dzieci przez jezdnię będą zatrudnione od stycznia aż do końca roku szkolnego.

Zdaniem policji, osoby przeprowadzające dzieci przez jezdnię powinny być zatrudniane przez cały rok szkolny, bez żadnych przerw. Trudno bowiem nie zauważyć skuteczności i ważnej roli, jaką ci ludzie odgrywają.

- Tam gdzie są "anioły", nie odnotowujemy żadnych niebezpiecznych zdarzeń drogowych z udziałem dzieci - mówi Robert Czerwiński, p.o. rzecznika prasowego słupskiej policji. - Już sama obecność tych osób wpływa bardzo pozytywnie, bo od najmłodszych lat oswaja dzieci z zasadami ruchu drogowego. d

Uczę dzieci zachowania na zebrze

Rozmowa z Ewą Darznik, czuwającą nad bezpieczeństwem dzieci na przejściu przy Szkole Podstawowej nr 2 w Słupsku.

Ma pani bardzo odpowiedzialną pracę...
- Nie da się ukryć. Ale mi to odpowiada. Lubię swoją pracę. A to najważniejsze. Nie ma nic gorszego niż praca, z której człowiek nie ma satysfakcji. A jeśli przy tym ma okazję robić coś pożytecznego, to czego można więcej chcieć? Chyba tylko większych zarobków.

Jak traktują panią dzieci, nad których bezpieczeństwem pani czuwa?
- Dzieci są wspaniałe. Zawsze miłe i odnoszą się do mnie z szacunkiem. I ja traktuję ich tak samo. Nigdy nie spotkałam się z żadną agresją z ich strony. One wiedzą, że jestem tu po to, żeby dbać o ich bezpieczeństwo. I rzeczywiście czują się bezpieczniej. Ufają mi.

I wszystkie są takie grzeczne?
- Oczywiście zdarzają się czasem niesforne maluchy, tak jak wszędzie. Niektóre na przykład próbują same przechodzić przez jezdnię. Ale ja im wtedy wszystko tłumaczę. Bo ja nie tylko wychodzę na ulicę i zatrzymuję samochody, ale też staram się wpajać dzieciom podstawowe zasady bezpieczeństwa przy drogach. Jak choćby to, że przed wejściem na jezdnię powinny się rozejrzeć w obie strony. One wiedzą, że to bardzo ważne. Myśl, że o wiele trudniej niż dzieci wyedukować ich rodziców?

Dlaczego?
- Bo niektórzy swoim zachowaniem wcale nie pomagają w nauczeniu dzieci zasad bezpieczeństwa. Na przykład przyjeżdżają po dzieci, parkują naprzeciwko szkoły i przechodzą przez ulicę wprost z parkingu. I tą samą drogą, na skróty wracają z dziećmi do auta. A przejście jest tylko kilka metrów dalej. Dla niektórych to jednak za daleko. Najgorsze jest to, że dorosłym nie zawsze można zwrócić uwagę, bo zaraz się obrażają. Pozostaje więc mieć nadzieję, że dzieci nie będą brać z nich przykładu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza