Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wkurzeni stoczniowcy w Brukseli

Marek Rudnicki
To już trzecia wizyta stoczniowców w Brukseli. Tym razem nie ugrzeczniona, jak podczas poprzednich demonstracji w obronie miejsc pracy.
To już trzecia wizyta stoczniowców w Brukseli. Tym razem nie ugrzeczniona, jak podczas poprzednich demonstracji w obronie miejsc pracy. Andrzej Kutys Polskie Radio Szczecin
Ponad trzystu stoczniowców ze Szczecina i Gdyni demonstrowało pod budynkiem Komisji Europejskiej w Brukseli.

Do stolicy Unii, Brukseli pojechali już trzeci raz w obronie swoich miejsc pracy.

Na transparentach jednoznacznie brzmiące hasła: hasła: "Solidarność rozwaliła komunę, rozwali też Unię", "Położyć Kr(o)es żądaniom Nellie".

Jeszcze przed wyjazdem do Brukseli stoczniowcy stwierdzili, że nie mają już ochoty rozmawiać z Nellie Kroes, unijną komisarz do spraw konkurencji. Jej słowa ("nie należy przypisywać pracowników do majątku stoczni") wzburzyły środowiska w Szczecinie i Gdyni. Dla stoczniowców brzmiały jednoznacznie - unijną komisarz nie obchodzi los ludzi.

Pierwszy raz policja przewidując, że tym razem może nie być tak grzecznie, jak poprzednio, na plac ściągnęła armatkę wodną. O godzinie 13 rozpoczęła się demonstracja. Było tak, jak w Polsce: łopocące na wietrze sztandary, gwizdy, hasła, a później poleciały petardy i podpalono oponę. Na przechodniach taka demonstracja determinacji zrobiła duże wrażenie. Od przyjazdu francuskich rolników takiego protestu nie widzieli.

We wrześniu w Brukseli pojawiło się około 200 stoczniowców. Tym razem przybyło ich tu ponad 300. Są oburzeni, że Unia pomaga finansowo swoim bankom, a gdy mowa o pomocy publicznej dla stoczni, mówi NIE.

- W Unii wszyscy podobno są równi, a okazuje się, że finansiera, ci najbogatsi, traktowani są na wyjątkowych warunkach - mówi Krzysztof, który pięć lat pracuje w stoczni. Jego ojciec, Edmund, dziś emeryt, gdy był w jego wieku przeżył strajk w 1970 r. i ten dziesięć lat później.

- Jak nie będziemy walczyć, upominać się o swoje i siedzieć cicho, to nikt nie zauważy naszych problemów - dodaje Janek, od trzech lat stoczniowiec.
Podkreślają, że mają wkład w rozwój demokracji europejskiej, która teraz chce zniszczyć 100 tysięcy miejsc pracy.

- To już nie jest kurtuazyjna wizyta, a głos ludzi zdesperowanych, którym grozi utrata pracy - mówi Krzysztof Fidura, przewodniczący "Solidarności" szczecińskiej stoczni.
Komisarz Kroes kategorycznie nie zgadza się na pomoc publiczną w wysokości zaproponowanej przez ministra skarbu. A na mniejszą nie zgadzają się inwestorzy. W ministerstwie nikt nie kryje, że pomysł komisarz Kroes pozostawienia "stoczni wydmuszek" nijak się ma do polskiego prawa upadłościowego. Pat trwa. Unia ma ogłosić swoją ostateczną decyzję w dniach 8-9 listopada.

- Pojedziemy przed tym do Warszawy - zapowiadają stoczniowcy. - A jak to nie pomoże, to zablokujemy granicę na wschodzie i zachodzie.

Determinacja demonstrujących nie uszła uwadze belgijskich policjantów. Wykazali jednak zrozumienie, gdy zapłonęła opona i poleciały petardy. W zamian poprosili jedynie, by czas trwania protestu skrócić.

- Złożyliśmy nową petycję do pani komisarz Kroes - mówi Mieczysław Jurek, przewodniczący zachodniopomorskiej Solidarności. - Domagamy się w niej zmiany jej nastawienia do stoczni i procesów restrukturyzacyjnych. Teraz oczekujemy też od rządu polskiego, by jednoznacznie się wreszcie określił, a nie "pływał". Zażądaliśmy spotkania z premierem Tuskiem. I rzeczywiście może jeszcze przed 8 listopada pojedziemy do Warszawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza