Nasza czytelniczka w niedzielę wieczorem chciała wracać z Holandii do Słupska. Znalazła firmę, która świadczy usługi transportowe w Sypniewie w województwie wielkopolskim. Bus miał ją odebrać w niedzielę ok. godz. 20 pod Amsterdamem i po 12-14 godzinach, czyli jeszcze w poniedziałek przed południem, przywieźć do Słupska.
- W niedzielne popołudnie dzwoniłam do właściciela firmy, aby dowiedzieć się, o której dokładnie godzinie odjeżdża bus. Okazało się, że dopiero przed północą. Ostatecznie wyjechałam dużo później, bo o godzinie 1.30 - mówi kobieta. - Dowiedziałam się, że opóźnienie wynika z faktu, że kierowca w Niemczech zawiózł pasażera nie pod właściwy adres i dlatego musieliśmy czekać.
Kobieta za przejazd do Słupska zapłaciła 260 złotych. Po drodze jednak okazało się, że bus do Słupska w ogóle nie dojedzie.
- Początkowo kierowca tylko nieśmiało zasugerował, że pojedzie przez Poznań. Potem powiedział, że mnie i pana z Bytowa wysadzi w Szczecinku i da pieniądze na bilety. Powiedziałam, że na takie rozwiązanie zgodzę się tylko pod warunkiem, że zapewni mi taksówkę do domu. Oczywiście o tym nie było mowy - mówi kobieta.
Do Poznania bus przyjechał około godz. 18. Kierowca powiedział, że z pasażerami pojedzie tylko do Szczecinka. Ostatecznie pojechał do Chojnic i ani kilometra dalej.
- Dostaliśmy od kierowcy 100 złotych na zorganizowanie sobie transportu do domu - skarży się pani Barbara. - Dojechałam do Bytowa, a potem znajoma znalazła kierowcę, który późnym wieczorem zawiózł mnie do Słupska. Zapłaciłam mu za to 150 złotych. Do domu dotarłam o północy z poniedziałku na wtorek, po ponad 22 godzinach jazdy i po 27 godzinach od planowanej godziny odjazdu.
Kobieta domaga się od właściciela firmy przewozowej przeprosin i zwrotu pieniędzy, które ona zapłaciła za podróż z Bytowa do Słupska. Ten jednak nie chce słyszeć o żadnym odszkodowaniu.
- Opóźnienie nastąpiło, bo autostrada po drodze do Amsterdamu była zamknięta z powodu wypadku jakiegoś autokaru - mówi właściciel firmy Exbus, z usług której skorzystała pani Barbara.
- Tej kobiecie nic się nie podobało. Już godzinę po wyjeździe zaczęła buntować innych pasażerów. Źle się wyrażała o kierowcy i o naszej firmie. Ona chce odszkodowania? To są chyba jakieś żarty. Ta kobieta powinna się najpierw zastanowić nad sobą. Po tych słowach właściciel firmy się rozłączył.
Pani Barbara o zdarzeniu poinformowała miejskiego rzecznika konsumentów.
- Tej pani nie będzie łatwo czegokolwiek wyegzekwować, bo nie dostała żadnego potwierdzenia wpłaty pieniędzy, nie ma też biletu - mówi Marek Downar-Zapolski, miejski rzecznik konsumentów w Słupsku.
- Powinna ona wystąpić z reklamacją do przewoźnika i zażądać zwrotu pieniędzy. Tą sprawą może również zainteresować urząd skarbowy. Jeśli kobieta nie dostała biletu, można się domyślać, że kurs był wykonany na czarno i że właściciel nie zapłaci podatku. Kobieta może też poinformować o sprawie urząd, który wydał przewoźnikowi koncesję na wykonywanie takich przewozów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?