Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

14-latka - drogowa piratka

Archiwum policji
Jak się okazało, bmw nie należało do ojca 14-latki. Auto pozostawiono u niego do naprawy.
Jak się okazało, bmw nie należało do ojca 14-latki. Auto pozostawiono u niego do naprawy. Archiwum policji
To miała być niewinna przejażdżka czarnym bmw, wyprowadzonym z warsztatu ojca. Przerodziła się w sensacyjny pościg,

który zakończył się na nasypie kolejowym. Tylko centymetry dzieliły samochód od zderzenia z pociągiem pędzącym od strony Szczecina. Kierująca autem 14-latka, jej dziesięcioletni brat oraz 13-letni kolega zabrany po drodze mieli dużo szczęścia.

- Patrolujemy okolice, jest sobota, przed 16. Dostajemy zgłoszenie, że grantowe bmw szaleje w rejonie drogi na Lewice. Podjeżdżamy do skrzyżowania, jakieś kilkanaście metrów przed nami sunie powoli samochód. Nagle zatrzymuje się - relacjonują Zbigniew Zwoliński oraz Piotr Mruk, policjanci z komisariatu w Trzebiatowie. - Dajemy sygnały, żeby się zatrzymał. Nic, bez reakcji. Kierowca jakby się wahał, namyślał. Nagle rusza ostro, mija nas, skręca w lewo w kierowniku Gąbina i zaczyna uciekać. Zawracamy focusa, co jest? Adrenalina skacze jak oszalała, ruszamy za bmw.

Beemka zaczyna szarżować: wyprzedza samochody i pruje wąską asfaltówką jak oszalała. Policjanci starają się jej nie zgubić, pedał gazu dociśnięty do dechy. Służbowym polonezem nie mieliby szans. Ford ma trochę mocy pod maską, więc jest szansa, że dogonią bmw.

- Nie zastanawiałem się nawet, czy to bandyta, dealer, a może złodziej, wszystko za szybko się działo, nie było czasu na specjalne refleksje, decyzje zapadły błyskawicznie - mówi Zbigniew Zwoliński.

Nagle bmw wykonuje gwałtowny skręt w prawo w kierunku przejazdu kolejowego, znajdującego się na drodze do niewielkiej wioski Gąbin. Kierowca bezskutecznie próbuje wytracić prędkość. Zarzuca go w lewo, taranuje betonowy słupek, na drugim się zatrzymuje. Zwisa na hałdzie piachu, usypanej przy torowisku. Nie było: "stój policja", "wysiadać", "ręce na maskę".

- Kiedy zatrzymaliśmy się tuż obok bmw, już widziałem, że w środku są jakieś dzieciaki. Otworzyłem drzwi i zamarłem z wrażenia. Za kierownicą siedziała bardzo młoda dziewczyna. Potem okazało się, że 14-latka. W tyle siedział jej brat - 9-latek i kolega - 13 lat. Nogi jeszcze bardziej się pod nami ugięły, kiedy z oddali zobaczyliśmy nadjeżdżający pociąg - mówi Piotr Mruk.

Podczepili hol do bmw i próbowali ściągnąć je w bezpieczne miejsce. Kiedy się nie udało, Piotr zaczął dawać sygnały maszyniście, by zaczął hamować.

Machał rękami, to zahamowałem

- Przed Gąbinem mam przystanek, ruszyłem, pociąg wjechał trochę w dołek, a potem na łuk. Wtedy z daleka, po lewej stronie, bo jechałem do Szczecina, zobaczyłem samochód przy torach i radiowóz, policjant machał rękami, dawali też znaki kogutem policyjnym - wspomina Jarosław Szaciło, maszynista pociągu relacji Szczecin - Kołobrzeg, który tego dnia pełnił służbę. - Zacząłem hamować, pociąg zatrzymał się jakieś 6 metrów od przejazdu, stałem ze 3-4 minuty, zanim ściągnięto bmw z nasypu. Nawet nie wiedziałem, że za kierownicą siedziała tak młoda dziewczyna.

Maszynista twierdzi, że pojazd nie był zawieszony na samych torach, znajdował się raczej jakieś pół metra od nich. - Myślę, że gdybym powolutku przeprowadził maszynę, to mógłbym tego bmw nie zawadzić, nie wiem, jak byłoby, gdybym jechał szybciej - dodaje pan Jarosław, który w czasie swojej pięcioletniej pracy zawodowej na lokomotywie nie raz przeżył podbramkowe sytuacje. Tymczasem policjanci ścigający samochód twierdzą, że gdyby nie udało się w porę wyhamować pociągu, ten z pewnością uderzyłby w wiszące przednimi kołami na torach auto.

Komentarz

Komentarz

Wojciech Szeweła, instruktor jazdy w Gryficach

- Bardzo często rodzice uczą jeździć swoje dzieci. Tacy kursanci są zrelaksowani, czasem wręcz butni i skłonni do szarżowania tylko dlatego, że tatuś czy mamusia pozwolili mu posmakować samochodu. Wydaje im się, że pozjadali wszystkie rozumy. Trzeba tłumić tę butę w zarodku, bo jak się rozwinie, może przynieść tragiczne żniwo. Kiedy słyszę takie historie, jak ta z Gąbina, utwierdzam się w przekonaniu, że to dom i rodzice mają największy wpływ na to, jacy jesteśmy, także za kółkiem. Ta historia utwierdza mnie po raz kolejny w przekonaniu, że projekt nowelizacji ustawy, tak by 16-latkowie mogli prowadzić pojazd pod nadzorem dorosłych, to zły pomysł. Nie wierzę w taki nadzór! Rodzice będą pozwalać nastolatkom hasać po drogach, a oni będą zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale dla innych.

Grzała przez wieś

Kiedy nastolatka wysiadała z samochodu, strasznie płakała, nie była w stanie wydusić słowa. Najpierw mówiła, że samochód dał jej ojciec.

- Ty mnie do grobu wpędzisz - krzyczała zrozpaczona matka, którą wezwali policjanci. Też płakała, wyznając, że ma z córką kłopoty, ale niech nie mają do niej pretensji, tylko do szkolnego pedagoga.

- Jakiego pedagoga? To matka ją uczyła jeździć, dziewczyna nie raz się wypuszczała samochodem na wieś, tego dnia to ze 200 grzała. Szczęście, że jakieś dziecko nie wpadło jej pod koła - mówią ludzie z Gąbina zastanawiając się, kto zawiadomił policję. Dla nich wieść o wyczynach dziewczyny to żadna rewelacja. - Przecież jak 10 lat miała, to już ją matka do malucha wsadzała i uczyła. Mała aż się pali, żeby kurs zrobić, jak będzie miała 16 lat, bo niby się mają przepisy zmienić i będzie można z opiekunem jeździć - dodają.

Policjanci przyznają, że dziewczyna świetnie radziła sobie za kierownicą. - Droga wąska, a ona sprawnie manewrowała, mimo że miała olbrzymią prędkość. Widać, że ktoś ją uczył jeździć - dodają.

Bałam się, że wsadzą ojca

"Po godzinie 14, kiedy w domu nie było moich rodziców, wpadłam na pomysł, żeby wziąć kluczyki z szafy do bmw, które stało u taty w garażu. Weszłam do niego, odpaliłam samochód i wyjechałam - zeznała 14-latka policji.

Na przejażdżkę, która początkowo miała być tylko po wsi, wzięła młodszego brata. Po drodze dołączył do nich kolega. Wówczas postanowiła, że pojedzie do oddalonych o 4 km Lewic.

"Jechałam powoli, na początku Lewic zawróciłam, chciałam jechać do domu" - mówiła dziewczyna. Zobaczyła radiowóz. Policjant dawał sygnały do zatrzymania się. "Nie wiedziałam, co robić, pomyślałam, że jak mnie złapie policja, to mogą mojego tatę do więzienia wsadzić" - zeznała. Zaczęła uciekać. Najpierw miała jechać w kierunku Brojc. Uznała jednak, że droga jest zbyt kręta i może sobie nie poradzić. Skręciła więc do wsi. Do pokonania został tylko przejazd kolejowy, kilkanaście metrów i już przydomowe podwórze. Mogło się udać. Ale nie wyszło.
Gdyby nie gonili...

Matka dziewczyny uważa, że to policyjny pościg spowodował całą dramatyczną sytuację. Jej zdaniem gdyby nie policjanci, dziewczyna wróciłaby, jak gdyby nigdy nic, do domu.

- Nikt nie ucieka, jeśli ma czyste sumienie - tłumacz Zbigniew Zwoliński. - Przecież w tym aucie mógł być złodziej, porywacz, morderca. A gdyby dziewczyna miała wypadek? Wszyscy mieliby do nas pretensje, żeśmy jej nie próbowali zatrzymać.

Zresztą udałoby się teraz, to z pewnością zrobiłaby to jeszcze raz.

- Sprawa jest oczywista, kompletny brak nadzoru rodziców, kluczki pozostawione w dostępnym miejscu, przecież to wszystko mogło się skończyć tragicznie - mówi Jan Kargul, komendant trzebiatowskiej policji. - Będziemy wnioskować o to, by dziewczyna odpowiedziała przed sądem dla nieletnich za wywołanie zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym. Dwóch funkcjonariuszy z Trzebiatowa zaś chcę nagrodzić za wzorową służbę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza