Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awaria rogatki na przejeździe kolejowym w Miastku

Andrzej Gurba
Kierowca nie chciał stać dwadzieścia minut w korku.
Kierowca nie chciał stać dwadzieścia minut w korku. Andrzej Gurba
Tym razem po siłowym "wypchnięciu" szlabanu na przejeździe nic się nie stało. Następnym razem może być inaczej.

Wiadomo, dlaczego nie podnosiły się szlabany na przejeździe drogowo-kolejowym w Miastku (droga krajowa nr 20).

- Nastąpiła awaria napędu rogatki. Na miejsce został wezwany monter, który w ciągu dwudziestu minut usunął usterkę. Tego rodzaju usterki urządzeń związanych ze strzeżeniem przejazdów są usterkami eksploatacyjnymi i występują na wszystkich sieciach kolejowych. Są one usuwane możliwie jak najszybciej przez naszych pracowników. Czas ich usunięcia zależy od rodzaju usterki i lokalizacji przejazdu - mówi Zbigniew Wolny, główny specjalista z Biura Promocji i Komunikacji Polskich Linii Kolejowych.

Przejazd znajduje się na ruchliwej drodze. Po tym, jak rogatki nie zostały uruchomione, z obu stron po kilku minutach zrobiły się spore korki. Część zniecierpliwionych kierowców zawracało, wykorzystując objazd przez ulicę Kaszubską i Klonową. W końcu jeden nie wytrzymał, podszedł do automatycznych rogatek i po krótkim "mocowaniu" siłą podniósł szlaban do góry. Część kierowców prosiło, aby tego nie robił, jednak mężczyzna był zdeterminowany. Po tym automatycznie podniósł się także drugi szlaban i przestało migać czerwone ostrzegawcze światło. Nie wszyscy kierowcy chcieli skorzystać z takiego prezentu, ale zostali przymuszeni klaksonami przez innych.

- Widać, że rogatki się zacięły. Trzeba było im pomóc - mówił kierowca, który podniósł szlaban.
- To było bardzo nieodpowiedzialne zachowanie. Nikt przecież nie wiedział, czy za chwilę nie pojawi się inny pojazd szynowy - komentuje Wolny. Dodajmy, że przejazd jest tak zlokalizowany, że z jednej strony w ogóle nie widać nadjeżdżających pociągów.

Wolny mówi, że na szczęście kierowca nie uszkodził rogatek, bo wtedy naprawa trwałaby dłużej i większe mogłyby być koszty.

W takich sytuacjach kierowcy muszą czekać przed rogatkami. Łatwo przewidzieć, że nawet te dwadzieścia minut spowodowałoby kilkukilometrowy korek z obu stron (jeśli nie większy). Byłby więc jakiś komunikacyjny paraliż, no ale bezpieczeństwo jest najważniejsze.

Dodajmy, że mężczyzna, który "wypchnął" szlaban, naraził się też na odpowiedzialność karną, bo potencjalnie stworzył niebezpieczeństwo dla innych kierowców.

Kiedyś na tym przejeździe drogowo-kolejowym był dróżnik i w razie potrzeby od razu uruchamiał rogatki ręcznie. Teraz wszystko jest automatyczne. Dobrze przy tym, że awaria nie była w odwrotną stronę. Chodzi o sytuację, w której rogatki nie zamykają się, mimo że przejeżdża pociąg. To byłoby o wiele większe zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza