Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopak chory psychicznie, bo lekarz się pomylił

Zbigniew Marecki
Fot. Stock
Słupszczanka przeżyła szok, gdy na orzeczeniu o stopniu niepełnosprawności jej syna zobaczyła, że jest on chory psychicznie. - To zwykły błąd pisarski - tłumaczy szefowa Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Słupsku.

Krzysztof (imię zmienione) ma 16 lat. W tym roku kończy gimnazjum. Z powodu przykurczów mięśni, które utrudniają mu chodzenie, uczy się w trybie indywidualnym. Już myśli o tym, aby kontynuować naukę w liceum. Dla niego to już wielki sukces, bo chłopak urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym.

- Przy porodzie miał tylko dwa punkty Apgara. Lekarze w ósmym miesiącu życia stwierdzili u niego dziecięce porażenie mózgowe i nie dawali mu wielkich szans na normalne funkcjonowanie. Jednak nie poddałam się - opowiada pani Grażyna, matka chłopaka.

Prywatne leczenie, rehabilitacja oraz trzy zabiegi operacyjne pod kierownictwem profesora Marka Józefiaka z Poznania doprowadziły do tego, że sprawność fizyczna chłopaka się poprawiała i mimo korzystania z butów ortopedycznych mógł uczęszczać do normalnej szkoły podstawowej.

- Barbara Błasiak, nasz lekarz rodzinny, nigdy nie stwierdziła, aby syn miał problemy psychiczne. Żadna wzmianka na ten temat nie pojawiła się także w orzeczeniu o niepełnosprawności, na podstawie którego syn otrzymywał zasiłek pielęgnacyjny do ukończenia 16. roku życia - mówią rodzice.

20 lutego Krzysztof musiał ponownie stanąć przed lekarzem orzecznikiem, aby nadal mógł otrzymywać zasiłek pielęgnacyjny.

Przewodniczącym składu orzekającego był Marek Haczkowski, specjalista ortopedii i traumatologii narządu ruchu.

- Gdy weszłam z synem na komisję, przyjął nas tylko doktor Haczkowski. Tak naprawdę prawie go nie zbadał. Kazał mu chodzić w grubych butach i kucać. Moim zdaniem to badanie nie miało wielkiego sensu. Lekarz nawet nie zapoznał się z dokumentami. Nic jednak nie mówiłam, bo lekarz zdecydował, że syn będzie miał prawo do zasiłku do końca 2012 roku, a to dla naszej rodziny spora pomoc - dodaje mama Krzysztofa.

Jednak nie spodziewała się, że tego dnia przeżyje prawdziwy szok. Gdy odebrała orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, zaczęła mu się przyglądać.

- Jestem pielęgniarką, więc znam symbole, przy pomocy których oznacza się przyczyny niepełnosprawności. Na orzeczeniu syna rozpoznałam symbol oznaczający chorobę psychiczną. On wyglądał jak wyrok. Od razu wiedziałam, że z takim orzeczeniem Krzysiu miałby wielki problem, aby kontynuować naukę w liceum. To skandal, że takie fałszywe orzeczenia mogą wydawać instytucje, które decydują o losach innych ludzi - denerwuje się mama Krzysia.

Myślała, że orzeczenie da się zmienić od ręki. Urzędniczki z Powiatowego Zespołu Orzecznictwa powiedziały jej, że nie jest to możliwe, bo trzeba się odwołać do wyższej instancji w Gdańsku. Dlatego poszła ze skargą do Ewy Grzybowskiej, rzecznika praw pacjenta w Słupsku. Dowiedziała się, że ma się odwołać.

- To wstrząsające, bo gdybym nie znała symboli, to za kilka miesięcy mogłoby się okazać, że mam psychicznie chore dziecko - uważa mama Krzysia.

Helena Rolbiecka, przewodnicząca Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Słupsku, przekonuje, że nic strasznego się nie stało.

- To jest zwykły błąd pisarski. Takie kliknięcie, które się zdarza, gdy dziennie przepisuje się w komputerze 70 orzeczeń. Nie ma w tym winy lekarza orzecznika. Jeśli pani Grażyna napisze prośbę o sprostowanie, to wydamy poprawione orzeczenie bez konieczności jazdy do Gdańska - zapowiada Helena Rolbiecka.

Nasz komentarz "Klik i znikasz"

Historia Krzysia mną wstrząsnęła. Ten chłopiec i tak został już brutalnie potraktowany przez życie. Na co dzień zmaga się z problemami, takimi, których my nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.

Na szczęście dzięki determinacji i przytomności matki, jej wielkiej miłości chłopak na szanse na normalną dorosłość.

Szlag mnie trafił po przeczytaniu wyjaśnień pani Heleny Rolbieckiej z Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Słupsku, która stwierdziła, że nic strasznego się nie stało.

A owszem, stało się! Pewnie inaczej by się tłumaczyła, gdyby chodziło o jej dziecko. I jeszcze jedno, skoro jedna osoba dziennie przepisuje 70 orzeczeń i popełnia błędy, przez które ktoś może cierpieć, to najwyższa pora zatrudnić więcej osób lub wyciągnąć surowe konsekwencje wobec tych którzy do takich sytuacji doprowadzają.

Sylwia Lis
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza