MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyny nadlatują!!!

MONIKA POŁOWSKA
Jak chomiki, czyli zajęcia z wuefu
Jak chomiki, czyli zajęcia z wuefu
Kondycję trzeba mieć jak Otylia Jędrzejczak, Robert Korzeniowski i Adam Małysz razem wzięci. Do tego końskie zdrowie.

Przyda się też IQ na poziomie członka Mensy. A to, że jest się kobietą nie ma już najmniejszego znaczenia, bo "Lotnik" otworzył się na baby!

Ogólnokształcące Liceum Lotnicze w Dęblinie to jedyna taka szkoła w Polsce. Jej uczniowie mają być w przyszłości pilotami wojskowymi. Dostać się tu jest naprawdę trudno: na 40 miejsc jest zazwyczaj 400 chętnych. Większość kandydatów odpada już na badaniach lekarskich. W kolejnym etapie rekrutacji liczy się wynik egzaminu gimnazjalnego i świadectwo. I zostają tylko ci z najlepszymi stopniami.

Koło reńskie

- Czasami jest i tak, że osoby z czerwonym paskiem się odrzuca - mówi płk. rez. pilot Janusz Ziółkowski, dyrektor "Lotnika".

Potem trzy lata ostrej nauki: rozszerzona fizyka, matematyka, informatyka i angielski. Do tego skoki spadochronowe, szkolenie szybowcowe i samolotowe. A jeszcze wf na poziomie olimpijskim.

Uczniowie mówią, że po pierwszej lekcji we wrześniu mają takie zakwasy, że nie dają rady wchodzić po schodach. Nic dziwnego. W końcu jakiej licealnej sali gimnastycznej stoi looping, żyroskop i koło reńskie? Chłopaki z "Lotnika" ćwiczą po to, żeby w przygotować się na przeciążenia. Niemal na pewno od września w tej specjalnej sali ćwiczeń będzie można zobaczyć dziewczyny.
Tegoroczny nabór do "Lotnika" jest wyjątkowy. Pierwszy raz biorą w nim udział dziewczyny, uczennice ostatnich klas gimnazjów z całej Polski. Dotąd nie pozwalał na to statut szkoły i zapis, że OLL to szkoła wyłącznie dla chłopców.

Zmiany, zmiany, zmiany...

Dyrektor Ziółkowski ze spokojem podchodzi do zmian. Ale w przyjmowaniu kobiet do wojska ma doświadczenie. Był dziekanem Wydziału Lotnictwa Szkoły Orląt, kiedy uczelnia pierwszy raz przyjmowała kobiety. - Jak się już dziewczyny do nas dostaną, to będę się martwił, np. jak je ubrać.

Większe emocje sprawa budzi u dotychczasowych uczniów.

- Nareszcie - z wyraźnym zadowoleniem w głosie mówią jedni.Inni podchodzą do kobiet w mundurach bardziej ostrożnie.

- W pewien sposób szkoła straci swoją unikalność. Poza tym zupełnie inaczej człowiek zachowuje się wyłącznie w towarzystwie męskim, nieco bardziej swobodnie, a inaczej kiedy są też kobiety - mówią Paweł z III klasy i Jacek z II klasy.

Babą zakręcą i nic

Na trzydniowe badania lekarskie do szpitala wojskowego w Dęblinie przyjechało 14 gimnazjalistek. Stoją rzędem, w szlafrokach na szpitalnym korytarzu. Czekają na wizytę w kolejnym gabinecie. Gdzieś dalej na wynik każdego badania czekają zdenerwowani rodzice. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że przejść badania to jak być jedną nogą już w "Lotniku". Do ubiegłego piątku na przebadanych w tym roku około 50 chłopców z kwitkiem odjechało 30.

Agnieszka Korczyńska z Gorzowa Wielkopolskiego już rok temu sprawdzała, czy szkoła nie przyjmuje dziewczyn. W tym roku też zadzwoniła, ale bez większych nadziei. A tu się okazało, e i owszem.

- Mój tata jest pasjonatem lotnictwa, zawsze dużo mi o tym mówił. Chyba to dzięki niemu jestem tutaj - opowiada Agnieszka.

Szczęśliwy jest też ojciec Patrycji Kwiatkowskiej z Krakowa. - Za to mama trochę się boi - dodaje dziewczyna.

Tymczasem w gabinecie kręcą na krzesełku obrotowym. Dokładnie minutę.
- Dziewczyny lepiej dają sobie radę niż chłopcy. Ostatnio dwóch mi na krzesełku odpadło - mówiła Grażyna Kudła, pielęgniarka i technik audiometrii, która przeprowadzała to badanie.

Nina w gronie najlepszych

Na koniec dziewczyny muszą zaliczyć komorę niskich ciśnień. Po badaniach z czternastki chętnych trzy badania przeszły na pewno. Siedem musi podreperować zdrowie i ponownie zgłosić się do dęblińskiego szpitala. Te, które nie muszą się już martwić to: Kasia Mroczek ze Swarzędza, Agnieszka Korczyńska z Gorzowa Wielkopolskiego i Nina Błachnio z Ryk.

- Przeczytaliśmy w gazecie, że dziewczyny mogą składać papiery do OLL. A u nas i dziadek interesował się lotnictwem i mąż. Wtedy w moim dziecku moim coś zaiskrzyło. Powiedziała: mamo, a może ja spróbuje? I spróbowała - mówi Anna, mama Niny.

Na badaniach, kiedy Nina zobaczyła potencjalna konkurencję była nieco przerażona. Większość kandydatek wysoka, postawna. A ona taka drobna... - Ale wszystkie badania przeszła - dodaje dumna mama.

Nina jeszcze nigdy nie leciała samolotem, ale już nie może się doczekać skoków ze spadochronem czy latania szybowcem.

- Mam nadzieję, że mnie przyjmą - mówi. - Średnia powyżej 5.0 chyba wystarczy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza