Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jezioro Herta koło Osiek w gminie Borzytuchom wzbudza strach. Straszne historie krążą po wsi

OPRAC.:
Sylwia Lis
Sylwia Lis
Okolice jeziora Herta w gminie Borzytuchom są niezwykle piękne.
Okolice jeziora Herta w gminie Borzytuchom są niezwykle piękne. Sylwia Lis
- O tym jeziorze to tyle historii krąży po wsi, że aż trudno zliczyć – mówi pan Jan z Osiek. – Wszystkie straszne, że włos na głowie się jeży. Trudno powiedzieć, która z nich prawdziwa, która wymyślona, pewne jest jednak to, że gdy już mrok zapada, nad Hertę nikt nie chodzi…

Czemu ludzie tak boją się Herty? – Pani tam straszy – mówi starsza kobieta. – Moja babcia widziała tam postać kobiety. To duch, który nie zaznał spokoju. Przed laty, gdy na religię jeszcze chodziło się pieszo do Borzytuchomia, każdy z dzieciaków omijał to miejsce, nikt nie schodził w dół, gdzie jest jezioro, niemal przebiegaliśmy, żeby jak najszybciej pokonać drogę.

Dowodów na to, że zjawa faktycznie istnieje - nie ma, ale mówi o niej nawet legenda. Spisał ją Marek Miler w „Bytowskich bajaniach”. Opowiada ona o okrutnym leśniku, który po śmierci starego leśnika zamieszkał w leśniczówce Osieczki (niedaleko Osiek). Był młody energiczny i silny. Przyjechał z daleka i był obcy w tych stronach. Sprowadził się tu z żoną. Nowy leśniczy był wyniosły i opryskliwy, a że był rosły i silny budził respekt i strach. Po lesie jeździł konno ze strzelbą na ramieniu. Rozgłosił wszem i wobec, że nikomu nie wolno chodzić po lesie bez jego wiedzy, a wszystkich łamiących to rozporządzenie traktował jak złodziei. Groził także użyciem strzelby. Pewnego dnia postrzelił w lesie starą Edith, która zbierała chrust. Ponieważ była mocno schorowana zmarła wkrótce. Ludzie wiedzieli kto jest temu winien. Robili się gniewni i mrukliwi na widok leśniczego, ale bali się go jeszcze bardziej. Pamiętali także jak zbił do nieprzytomności leśnych drwali za brak szacunku.

Leśniczy nie pozwalał na zbieranie jagód i grzybów w lesie. Dla władzy był natomiast idealnym urzędnikiem. Wycinał w szybkim tempie ogromne obszary lasu, a drwali zmuszał do nadludzkiego wysiłku. Wystarczył jego krzyk i szary błysk oka, aby ludzie pokornie łapali za siekiery i wycinali ogromne drzewa. On sam gardził ludźmi i lasem. Nie bał się niczego i nikogo. Trzymał wszystko mocną ręką. Stał się postrachem okolicy. Las także nie pałał miłością do leśniczego. Drzewa na jego widok traciły radosną zieleń i robiły się szare. Zwierzyna unikała go, ze strachu uciekając w niedostępne części lasu.

Jak czytamy w "Bytowskich bajaniach" w czasie wyrębu wielkich części drzewostanu słychać było głośny płacz i zawodzenie. Drwale ze strachu kreślili znak krzyża wiedząc, iż zawodzenie zwiastuje nieszczęście. Leśniczy śmiał się głośno i ganił durnych chłopów do pracy.

Pewnego razu w czasie wyrębu, stała się dziwna rzecz. Ścinano właśnie ogromny dąb. Drwale mieli wiele pracy. Drzewo było wielkie, a siekiery tępiły się na jego potężnym pniu. Trudno było zwalić potężne i dostojne drzewo. Leśniczy się niecierpliwił i klął na drwali ile się dało. Wreszcie sam zabrał się do ścinania. Siekiera śmigała w jego silnych dłoniach. Pracował z wielką furią i wściekłością. Wreszcie drzewo ustąpiło.

Stała się rzecz dziwna. Wszyscy drwale to widzieli. Spadając na ziemię, dąb zakołysał się i runął z wielkim trzaskiem na leśniczego, mimo że powinien upaść dokładnie w przeciwnym kierunku.

Młody leśnik wykazał się niebywałym refleksem i sprytem. Potrafił w porę uskoczyć i w ten sposób ratując sobie życie. Nic mu się nie stało. Widać jednak było, że jest odrobinę przerażony, a może tylko drwalom tak się wydawało. Wstał szybko i ze zdwojoną zaciętością ciął po konarach. Z dala słychać było dziwne jęki i żałosny płacz. Drwale uciekali zostawiając swoje narzędzia pracy w lesie. Ludzie mówili, że było to ostrzeżenie Borowej Ciotki i zapowiedź przyszłych wydarzeń.

W jakiś czas po tych wydarzeniach przyszło zamówienie na drewno. Chodziło o stare buki. Rosły one w jednym miejscu lasu, na trasie z Osiek do Borzytuchomia. Tę część lasu wielu uważało za miejsce szczególne i nigdy nie wycinano tu drzew. Mówiono, że bukami w szczególny sposób opiekuje się Borowa Ciotka. Było to także miejsce urokliwe. Ogromny las bukowy, mający ponad 100 lat otaczał małe oczko wodne. Las chronił to miejsce i maskował wszelkie do niego drogi. Małe jeziorko sennie drzemało w niecce otoczonej dumnymi bukami. Teraz wszystko to miało być wycięte.

Gdy rozeszła się o tym wieść, ludzie byli przerażeni. "Tego lasu ścinać nie wolno-mówili starzy ludzie - Jest to miejsce szczególne. Kto podniesie siekierę na buki, tego spotka nieszczęście”. Tak więc drwale odmówili udziału w wycinaniu bukowego lasu. Leśniczy groził, klął i krzyczał. Nic nie pomagało. Jego żona o imieniu Herta zaklinała i prosiła męża, aby zostawił bukowy las w spokoju. Prosiła i płakała, nic nie pomagało. Leśniczy śmiał się z tej ludzkiej głupoty i zabobonu. Postanowił sprowadzić nowych drwali z odległych stron i tak też uczynił. Przed przystąpieniem do wycinki musiał jednak zaznaczyć kolejność wycinanych drzew. Postanowił to zrobić szybko i sprawnie. Pojechał konno do bukowego lasu, aby oznakować drzewa. Był pewny siebie dumny ze swojej odwagi. Nie zważając na ostrzeżenia i prośby żony udał się na miejsce zaplanowanej wycinki. Jadąc przez wieś, obok starej lipy widział ponure oczy ludzi, pełne nienawiści i strachu. Spiął mocno konia i pogalopował w las. Co się tam stało, tego nikt dokładnie nie wie. Wiadomo tylko tyle, że widział leśniczego w bukowym lesie wiejski głupek, ale kto by mu wierzył. A opowiadał dziwne rzeczy.

Gdy tylko leśniczy wjechał między buki, zaczęły one złowrogo szumieć. Leśniczy zsiadł z konia, który niespokojnie strzygł uszami. Trzymał go mocną ręką krótko przy pysku. Dobył siekiery i szedł ku środkowi lasu. Szedł tam, gdzie przy jeziorku rosły trzy ogromne buki. Tu koń mu się tak przestraszył, że zdołał się wyrwać i uciec. Leśnik także gdzieś nagle przepadł, a na miejscu, gdzie stał, pojawił się niespodziewanie krzew jałowca, którego tam przedtem nie było. Ludzie pamiętali doskonale oszalałego konia, który pędził przez wieś jak zjawa. Utarło się przeświadczenie, że Borowa Ciotka zamieniła leśniczego w krzew jałowca za wszelkie jego niegodziwości w stosunku do ludzi i lasu. Żal im było tylko leśniczyny. Biedna zmysły straciła i często chodziła nad leśne jeziorko. Siedziała w magicznym kręgu buków obok jałowca, patrząc tępo w cichą toń wody. Stała się częścią tego miejsca za swoją żałością. Ludzie zaczęli nazywać jeziorko jej imieniem, aby zachować pamięć o leśniczynie i jej złym mężu. Dzieciom mówiono o tym dla przestrogi, aby miejsce to omijały z daleka.

Leśniczyna Herta długie lata siadywała nad leśnym oczkiem. Głucha na świat i ludzi, zamknięta we własnym świecie. Las uszanował jej ból, choć wiele wycierpiał od jej męża. Było tu zawsze cicho i głucho. Ptaki milkły, wiatr przestawał tu wiać ,jezioro miało zawsze gładką taflę. Nikt nie wie także jak i kiedy zmarła leśniczyna Herta. Ludzi wzruszył jej ból i głęboko jej współczuli. O leśniczym chcieli jednak zapomnieć. Czas mijał, a nazwa leśnego jeziorka pozostała. Do dziś wszyscy nazywają je jeziorkiem Herty.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza