Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaszubi wierzą w wampiry. Po śmierci odcinali im głowy

Sylwia Lis [email protected]
sxc.hu
Kaszubski wampir to wieszczy. Po śmierci, by nie wstał z trumny, odcinano mu łopatą głowę i kładziono między nogi.

Wampiry, stwory nocy i zombi. Opowiadają o nich filmowe horrory, książki oraz legendy. Wyobrażamy je sobie jako straszne postacie wstające z grobów, ociekające krwią ofiar atakujące i zagryzające ludzi.

Czy jednak można je spotkać w realnym świecie? Okazuje się, że tak. Przetrwały w dawnych wierzeniach Kaszubów, o ich niesamowitych zdolnościach wciąż opowiadają seniorzy rodów.
Listopadowe popołudnie. Niewielki cmentarz niedaleko Lipnicy w powiecie bytowskim. Jest mglisto i zimno, zanosi się na deszcz. Przechodzę niewielką alejką. Dookoła na grobach palą się znicze. Przy jednym ze starych grobów, stoją dwie leciwe kobiety. Jedna ma problem z poruszaniem się i opiera się na lasce. Przystaję na chwilę zaciekawiona ich rozmową. Spoglądam na tabliczkę nagrobną. Okazuje się, że to miejsce spoczynku kilku osób z tej samej kaszubskiej rodziny.
Ostatnią osobę pochowano w 1897 roku. Przysłuchuję się rozmowie kobiet. Docierają do mnie tylko szczątki słów.

- Ten ostatni to był wieszczy! - mówi jedna z kobiet. - Kto? - dopytuje się druga, nieco młodsza.
- No wampir - szepcze jakby się bała starsza pani i dodaje. - Jak zmarł kilku chłopów ze wsi w nocy poszło na cmentarz, wykopali nieboszczka z grobu i obcięli mu głowę, by nikomu nic się nie stało.
Młodsza z kobiet patrzy z niedowierzaniem, zamarła. Ja też. Poczułam się nieswojo. Postanowiłam jednak sprawdzić o jakich wampirach mówiła staruszka.

Na określenie wieszczy napotykam się w Bedekerze Kaszubskim Róży Ostrowskiej i Izabelli Trojanowskiej. Według dawnych wierzeń kaszubskich największy popłoch na Gochach siał właśnie wieszczy, upiór i łopi.

Jak ich rozpoznać

Dla niektórych urodzenie dziecka w czepku (nienaruszonych błonach płodowych) wzbudzało radość. Do dziś znane jest powiedzenie "urodzony w czepku", oznaczające szczęście i powodzenie. Niestety, tak nie było na Kaszubach. Gdy maluch na świat przychodził z czepkiem, nad nim gromadziła się starszyzna. Rodzice trzęśli się ze strachu, na całą wieś spadł popłoch. Dla nich był to znak, że w przyszłości zmieni się we wieszcza. Starano się temu zapobiec. Sposób był prosty. W zasadzie dziś nikt nie twierdzi, że był przy tego typu zabiegach, ale historie te przekazywane były z pokolenia na pokolenie, na zasadzie "moja mama mówiła".

Tak też opowiada 80-letnia Stefania spod Bytowa. - Czepek palono, ścierano na proszek i podawano dziecku z mlekiem matki - przekonuje kobieta. - To pomagało, tak mówiła mi mama. A kiedyś tych wieszczy było dużo.

Wieszczem też mogło stać się dziecko, które na świat przyszło z dwoma zębami. Mówiono wówczas, że gdy umrze to jego ciało nie sztywnieje, a zaraz po pochowku wstaje z grobu.
Wieszczy mógł też objawić się później już w czasie pustej nocy(ostatnia noc przed pogrzebem, wówczas w domu zmarłego gromadzili się mieszkańcy całej wsi i przez całą noc śpiewając żałobne pieśni, jedząc i popijając słodką kawę, żegnać sąsiada). Otwarta trumna stała w osobnym pomieszczeniu, cały czas ktoś wchodził tam i sprawdzał czy zmarły się nie zmienia i nie daje oznak życia. Jeśli jego twarz stawała się czerwona oznaczało to, że przeistacza się w wieszcza lub w łopiego.

- Gdy byliśmy niegrzeczni mama straszyła nas wieszczem, albo łopim. Mówiła, że przyjdzie i nas zabierze - zamyśla się starsza pani Stefania. - Gdy dorosłam pytałam się o to wszystko, czy to prawda i czy rzeczywiście widziała te upiory. Mówiła, że nigdy osobiście, ale widać było, że wierzyła w ich istnienie.

Uciąć głowę

Dla łopiego i wieszczy śmierć była początkiem. Nie leżeli spokojnie w grobie. Najpierw zjadali własne ubrania. Po czym wychodzili z grobu i wracali do domów. Wieszczy zabijał tylko swoich krewnych. Podczas snu wysysał im krew. Łopi był bardziej "zachłanny". Po jego przejściu wymierały całe wsie. Pukał do okien, pytając się, czy w domu wszyscy śpią, jeśli ktoś się odezwał natychmiast umierała cała rodzina. Był też bardzo pomysłowy. Potrafił wdrapać się na kościelny dzwon i uderzać. Wtedy umierali wszyscy, którzy ten dźwięk usłyszeli.

- Może to dziś trudno sobie wyobrazić, ale ludzie, żyjący jeszcze kilkadziesiąt lat temu wierzyli w te upiory - przekonuje starsza kobieta.

- Starali się, by nieboszczyk nigdy nie mógł wstać z grobu.
Jak podają autorki Bedekera Kaszubskiego, takiego nieboszczyka w ostatnią drogę trzeba było odpowiednio przygotować. Wtykano mu między palce kartkę z książeczki do nabożeństwa, gdzie nie ma słowa amen, do ust wciskano wapno, mieloną cegłę, monety, by miał co ssać i nie poczuł chęci wypicia krwi. Wysypywano na niego ziarnka maku lub sieć rybacka, by wieszczy miał co robić w trumnie przez cały rok. Bywało też tak, że pod pachy wkładano specjalne podpórki, które uniemożliwiały mu wstanie.

- Do dziś w opowieściach ludzi w moim wieku żywa jest jeszcze jedna praktyka stosowana na sfornego wieszcza - mówi cicho kobieta - dawniej mówiono, że czasem długo po pogrzebie okazywało się, że nieboszczyk stał się wieszczym lub łupim. Trzeba było się z nim rozprawić raz na zawsze, a to nie było łatwe i wymagało odwagi. Zbierało się wtedy kilku odważnych chłopów i w nocy szli na cmentarz. Rozkopywali grób, ucinali głowę łopatą i kładli zmarłemu między nogi, tak by nigdy nie wstał.
Według różnych źródeł praktyki te stosowane były jeszcze w początku XX wieku. Dziś już nie, ale te historie są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jedni wierzą, inni nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza