Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszalin> Handlowcy z Manhattanu protestują

Marzena Sutryk [email protected] Tel. 94 347 35 99 Fot. Radek Koleśnik
Grupa kupców z Manhattanu oglądała plac, który od strony ul. Płowce oferuje im miasto. - To nam kompletnie nie pasuje. Zostaliśmy oszukani. Nie takie były obietnice - stwierdzili zgodnym chórem.
Grupa kupców z Manhattanu oglądała plac, który od strony ul. Płowce oferuje im miasto. - To nam kompletnie nie pasuje. Zostaliśmy oszukani. Nie takie były obietnice - stwierdzili zgodnym chórem.
Handlowcy z Manhattanu obejrzeli plac, jaki zaproponowało im miasto na targowisku przy ul. Połczyńskiej. - Będziemy mieli stoiska na samym końcu.

Nie takie były ustalenia z wiceprezydentem Hołubem! - denerwowali się.

Przypomnijmy, w lutym do dzierżawców stoisk na Manhattanie przy ul. Drzymały dotarły z ratusza wypowiedzenia umów. Miasto zamierza bowiem sprzedać teren pod zabudowę (ok. hektar), który obecnie zajmuje Manhattan.

Zalecenie dla handlowców było jasne - mają zakończyć działalność przy ul. Drzymały do końca maja. W zamian zaproponowano im nowe miejsca na targowisku przy ul. Połczyńskiej (ok. 30 miejsc) albo przy ul. Władysława IV (także ok. 30 miejsc).

Stowarzyszenie kupców działających na Manhattanie rozpoczęło negocjacje z miastem. Ludzie chcieli przedłużenia pozwolenia na handel na Manhattanie do końca roku. Do tego gwarancji, że będą mogli przez cały tydzień handlować na frontowych stanowiskach na targowisku przy ul. Połczyńskiej (obecnie stoiska są tu czynne dwa razy w tygodniu).

- Wiceprezydent Hołub mówił nam, że ma taką władzę, że spowoduje, że nasze stoiska będą od frontu targowiska - mówili nam wczoraj zawiedzeni kupcy, którzy przyszli obejrzeć plac, który zaproponowało im miasto.

- Chcemy handlować przy Połczyńskiej cały tydzień. Jak będziemy stać w pozostałe dni tygodnia, gdy targowisko nie działa, na szarym końcu, to kto do nas trafi? Kto do nas w ogóle przyjdzie po towar, skoro będziemy na tyłach targowiska, na jakimś podwórzu? W ten sposób zostaniemy wykończeni. Nasz handel padnie.

To tak, jakby w Koszalinie padł 100-osobowy zakład pracy, bo tyle miejsc pracy gwarantujemy. Jak w strefie ekonomicznej ktoś chce zatrudnić 40 - 50 osób, to mu się czerwone dywany rozkłada przed ratuszem, a dla nas co? Jesteśmy gorsi?

- Miasto zagrało nieciekawie z nami - dodaje Piotr Gruszka, który stoi na czele stowarzyszenia kupców. - Od początku negocjacji byliśmy ugodowi. Ludzie godzili się na warunki ratusza, ale wiedzieli, że w zamian dostaną dobre miejsca, bo właśnie z przodu targowiska.

Wychodzi na to, że ci, którzy od dawna działają na Połczyńskiej, ale tylko dwa razy w tygodniu, poszli i poszumieli u wiceprezydenta i ten zgodził się, żeby ich stoisk nie ruszać. Byliśmy za grzeczni i w efekcie na tym ucierpimy. Teraz, gdy miasto zmieniło nieoczekiwanie zdanie, to ludzie nie chcą się tu przenosić. Pójdziemy do radnych, mamy nadzieję, że się za nami wstawią.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza