MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na dyplomatycznej służbie w Rzeczypospolitej Ludowej

Zbigniew Marecki [email protected]
Maria i Jan Jakowcowie podczas uroczystości żelaznych godów.
Maria i Jan Jakowcowie podczas uroczystości żelaznych godów. Archiwum
Maria i Jan Jakowcowie z Krępy Słupskiej, zanim na emeryturze osiedli pod Słupskiem, byli żołnierzami, pracowali w kontrwywiadzie PRL i jego służbach dyplomatycznych. Nie mamy się czego wstydzić - mówią.

W tym roku państwo Jakowcowie w czerwcu obchodzili jubileusz 65-lecia pożycia małżeńskiego. Swoje żelazne gody uczcili w otoczeniu sześciu pokoleń najbliższej rodziny pani Marii, z którą od 10 lat mieszkają w Krępie Słupskiej, gdzie się przenieśli z warszawskiego mieszkania.

- Tu jest nam bardzo wygodnie. Czujemy się, jak byśmy cały czas byli w sanatorium - śmieją się, prezentując sympatyczne mieszkanie na poddaszu. Tam nie tylko mieszkają, ale nadal przyjmują gości. W oczy od razu rzuca się zawieszone na honorowym miejscu spore zdjęcie z przeszło pięćdziesięcioma medalami i odznaczeniami, które otrzymali w kraju i zagranicą. Oryginały w listopadzie 2009 roku uroczyście przekazali na rzecz Zarządu Rejonowego Związku Byłych Żołnierzy Zawodowych i Oficerów Rezerwy WP w Słupsku. Za to nadal chętnie wspominają okoliczności, w jakich je otrzymali. A mówić jest o czym, bo mają za sobą życie bogate w rozmaite wydarzenia.

Połączyły ich blaszanki
Obydwoje pochodzą z przedwojennych Kresów. Ona z Wołynia, a on z Polesia. Wtedy jednak się nie znali. Na dodatek w 1941 roku, gdy Jan Jakowiec miał zaledwie 18 lat, został przez sowieckich najeźdźców wywieziony z rodzinnej Płotnicy za krąg polarny, gdzie ponad 2 lata spędził w łagrach w rejonie peczersko-workutińskim. W 1943 roku, kiedy Stalin tworzył wielką armię do walki z Niemcami, został powołany do Armii Czerwonej, a we wrześniu 1944 roku - po kilkumiesięcznej chorobie - został przeniesiony do służby w 1. Pułku Piechoty 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, z którą przeszedł jej cały szlak bojowy. Uczestniczył m.in. w walkach o Pragę, w zdobywaniu Warszawy i przełamywaniu Wału Pomorskiego. Ciężko ranny pod Berlinem trafił do wojskowego szpitala, gdzie w dniach zakończenia wojny poznał sanitariuszkę Marię, która już blisko rok służyła w wojsku polskim.
- O tego czasu jesteśmy razem, choć minęły jeszcze blisko dwa lata, zanim formalnie zostaliśmy małżeństwem - podkreśla pan Jan.

Choć wskutek osiągnięć bojowych został odznaczony Krzyżem Walecznych, to po wojnie musiał jeszcze odsłużyć swoje w LWP. W czasie tej służby brał udział w odbudowie Warszawy i w walkach z podziemiem w woj. białostockim i warszawskim. Dopiero 1 marca 1947 roku dotarł do Krępy Słupskiej, gdzie wraz z trzema siostrami - przywiezionymi tu jeszcze na roboty z Wołynia przez Niemców - mieszkała jego wybranka. Wkrótce w Słupsku wzięli ślub cywilny. - Byliśmy biedni. Dlatego braliśmy go w mundurach, a zamiast prawdziwych obrączek mieliśmy tylko blaszanki - dodaje pani Maria.

Od Słupska do Rio de Janeiro
Gdy pan Jan wrócił do ukochanej, w kieszeni miał także skierowanie z praskiego pułku do pracy w ówczesnych organach bezpieczeństwa. Po rozmowach w Słupsku został zatrudniony w miejscowym referacie kontrwywiadu. Po pół roku trafił na specjalistyczny kurs w Szczecinie, gdzie poznawał podstawy nowego zawodu. Potem razem z żoną dostali mieszkanie w Gryficach. Tam już został szefem komórki kontrwywiadu. Wkrótce jednak awansował na zastępcę szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białogardzie. Po pół roku został szefem PUBP w Gryfinie, a stamtąd trafił do Szczecina, skąd wysłano go na roczny kurs do Warszawy. Ukończył go na tyle dobrze, że jego przełożeni uznali, że nadaje się do pracy w służbach dyplomatycznych. Zanim jednak do tego doszło, poznawał pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Gdy nauczył się języka angielskiego i podstaw hiszpańskiego, a potem zdał odpowiednie egzaminy, w maju 1957 roku został attache w ambasadzie PRL w Rio de Janeiro w Brazylii, a według szczecińskiego oddziału IPN jednocześnie był rezydentem wywiadu pseud. "Flor". Do Brazylii wyjechał razem z żoną, która z tego powodu musiała zrezygno­wać z pracy sekretarki w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Przebywali tam do lipca 1962 roku.

Jak z dzisiejszej perspektywy pan Jan ocenia swoją karierę w oparciu o struktury organów bezpieczeństwa PRL?

- Nie mam się czego wstydzić. Na wszystkich etapach swojej służby zachowywałem się poprawnie. Wiem, że byli tacy, którzy wyrywali ludziom paznokcie i ich drę­czyli, ale ci, którzy mieli za sobą wywózkę do łagrów, takich rzeczy się nie dopuszczali - podkreśla. Poza tym dodaje, że zaraz po wojnie w organach bezpieczeństwa PRL pracowali nie tylko zaprawieni w boju żołnierze, ale także byli członkowie AK czy ludzie, którzy przyjechali do kraju z Zachodu.

Meksykańska przygoda z olimpiadą
Jego służba w Brazylii została oceniona dobrze. Być może dlatego po dwóch latach został I sekretarzem ambasady PRL w Meksyku (a jednocześnie - wg IPN - był tam rezydentem wywiadu pseud. "Aztek"). W tym czasie odwiedził również kilka innych, mniejszych krajów Ameryki Południowej, które obejmowała jego akredytacja. Z kolei jego żona zajmowała się społecznym nauczaniem dzieci Polonii.
- Wtedy mieliśmy wyśmienite stosunki z tą częścią świata. Życzyłbym sobie, aby takie same były teraz - podkreśla pan Jan.
Największym wydarzeniem podczas pracy Jako­w­ców w Meksyku była igrzyska olimpijskie w 1968 roku. Pan Jan pełnił wówczas funkcję przedstawiciela Polskiego Komitetu Olimpijskiego w tym kraju, a jego żona była tłumaczem i pomagała sportowcom. Do tej pory pamiętają, że nasi sportowcy wówczas zdobyli 19 medali, w tym sześć złotych.

- Dla naszych sportowców pracowałam bezpłatnie, ale za to otrzymaliśmy sporo odznak i wyróżnień pamiątkowych, które w większości przekazaliśmy do niedawno otwartego Muzeum Sportu w Warszawie. Sukcesy naszej ekipy sportowej miały wtedy wielki wpływ na bardzo dobre postrzeganie naszego kraju. Od tego czasu w prasie meksykańskiej o Polsce zaczęto pisać zacznie lepiej - ocenia pani Maria.

W Hiszpanii w czasach Franco
Po powrocie z Meksyku Jakowcowie przez 5 lat pracowali w Warszawie, ale w lipcu 1973 roku zostali wysłani do Madrytu, gdzie pan Jan przez dwa lata pracował jako I sekretarz w Przedstawicielstwie Konsularno-Handlowym PRL w Hiszpanii.

- Właściwie tworzyliśmy tam drogę do normalnych stosunków dyplomatycznych. Pracowało tam z nami kilkanaście osób. Właściwie wszyscy wróciliśmy stamtąd po śmierci Franco, gdy do Hiszpanii przysłano ambasadora z nową ekipą - relacjonuje pan Jan.

Małżonkowie z lubością wspominają, jak uczyli Hiszpanów polskich kolęd i jakie wrażenie robiły na nich występy akademickiego chóru prof. Jana Szyrockiego ze Szczecina, który w tym czasie przyjechał na tournée po Hiszpanii.
- Znajomy dyrygent hiszpański omal nie dostał zawału, jak usłyszał nasz chór. Nie mógł uwierzyć, że w komunistycznym kraju można tak dobrze przygotować chó­rzystów - dodaje pani Maria.

Przyjęli papieża w San Paulo
Po niespełna dwóch latach Jakowcowie znowu zostali wysłani na placówkę dyplomatyczną do Meksyku. Tym razem trafili do San Paulo, gdzie mieli kontakt z dużą grupą Polonii i pomagali w przygotowaniach do wizyty Jana Pawła II, który odwiedził ten kraj na początku 1979 roku. - Wtedy dostaliśmy jego błogosławieństwo, gdy zobaczył przygotowaną w Aperesidzie przez nas wystawę złożoną z ponad trzystu fotografii kościołów w Polsce - wspomina pan Jan. Pamięta także doskonale, jak w związku z tą wizytą w polskim konsulacie w San Paulo w kilka dni wydano 400 napisanych po angielsku książek o Kościele katolickim w Polsce. Małżonkowie są przeświadczeni, że wizyta papie­ża w Meksyku spowodowała olbrzymie zainteresowanie naszym krajem na obu kontynentach amerykańskich.
W drodze powrotnej z Meksyku zrobili sobie piękną podróż statkiem wzdłuż wybrzeża meksykańskiego, argentyńskiego i brazylijskiego. Dopiero po tym wrócili do kraju i w 1981 roku przeszli na emeryturę. Przy czym pan Jan przeszedł na emeryturę wojskową jako pułkownik rezerwy. - Działaliśmy jeszcze trochę społecznie, ale po rozwiązaniu PZPR już nie wstąpiliśmy do żadnej partii, choć nam to proponowano. Teraz w miarę naszych sił udzielamy się w środowisku wojskowym i kombatanckim - mówią małżonkowie, ale najbardziej są związani z rodziną, która zastępuje im dzieci i daje dużo radości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza