Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na słupski SOR trafiają i zawałowcy, i młodzieńcy z trądzikiem (rozmowa)

Archiwum
Roman Abramowicz.
Roman Abramowicz. Archiwum
-Raport NIK wytyka, że SOR-y przyjmują mnóstwo pacjentów, którzy nie powinni tu trafiać - mówi Roman Abramowicz. Mnóstwo pacjentów przychodzących po pomoc na SOR w ogóle nie powinno tam trafić. Lekarze, przyjmując ich, naginają przepisy prawa.

Rozmowa "Głosu Pomorza" z Romanem Abramowiczem, ordynatorem Szpitalnego Oddziału Ratunkowego

Panie doktorze, spotykamy się po pana dyżurze. Ilu osobom udzieliliście pilnej pomocy w ostatnich godzinach?
107, w tym 11 to były rzeczywiście ciężkie stany. Na SOR-ze tymi ludźmi zajmuje się nocą czterech lekarzy, a w dzień dodatkowo pediatra. Większość pacjentów jednak powinna ze swoimi problemami szukać pomocy zupełnie gdzie indziej. W przychodniach POZ, na nocnej opiece chorych, którą wszystkim swoim pacjentom przychodnie gwarantują w wybranych miejscach, lub w laboratoriach.

To z czym się ludzie do was zgłaszają?
Przeczytam pani kilka przypadków z ostatniego czasu z mojej dokumentacji: złuszczanie się naskórka, zapalenie gardła, zespół uzależnienia alkoholowego, zaczerwienienie prącia u pacjenta, który pięć dni wcześniej miał przygodny stosunek seksualny, brak apetytu, podejrzenie zmian grzybiczych na stopach, trądzik pospolity. Teczka takich przypadków jest gruba. Mnóstwo jest też osób ze skierowaniami od różnych lekarzy na badania, a przecież my nie jesteśmy laboratorium. Natomiast każdego takiego pacjenta mamy obowiązek przyjąć, przeprowadzić wywiad, założyć mu kartę zlecić badania i obserwować. No i wszystko udokumentować. To trwa, a pacjenci czekający w kolejce psioczą na nas.

A co z naprawdę pilnymi przypadkami, chorymi z zagrożeniem życia?
Ich najczęściej przywożą karetki i są wwożeni na oddział drugim wejściem. Tego ci siedzący na poczekalni z zielonymi opaskami (czyli nie wymagający natychmiastowej interwencji) nie widzą. Więc denerwują się, że nic się nie dzieje, nikt nimi się nie zajmuje i że muszą czekać po kilka godzin. Ostatniej nocy mieliśmy np. osobę po zatruciu lekami. Do ratowania jej potrzebne były wszystkie ręce. Inni, mniej potrzebujący pomocy, siłą rzeczy musieli czekać.

Ludzie skarżą się, że miesiącami nie mogą dostać się na badania czy wizyty u specjalistów, może dlatego upatrują pomocy na SOR-ze?
Owszem, i rozumiem ich rozgoryczenie. Tylko że SOR, jak sama nazwa wskazuje, ma za zadanie ratować życie i zdrowie w nagłych wypadkach. Taka jest idea. My jednak przyjmujemy tych wszystkich pacjentów, którzy przychodzą z mniej pilnymi sprawami, ale tym samym naginamy prawo. Raport Najwyższej Izby Kontroli wytknął już SOR-om, że udzielają pomocy osobom, które nie znajdują się w stanie zagrożenia zdrowotnego, więc nie kwalifikują się do takiej formy pomocy. W raporcie wyraźnie napisano, że sytuacja ta stwarza zagrożenie dla pacjentów, którzy faktycznie potrzebują pomocy ze strony SOR i grozi likwidacją tych oddziałów, w sytuacji, gdy na skutek kosztów stają się deficytowe dla szpitali. Powoduje to również nieuprawnione pokrywanie ze środków przeznaczonych na finansowanie lecznictwa zamkniętego kosztów diagnostyki i leczenia osób, które ze względu na swój stan zdrowia powinny korzystać z podstawowej oraz specjalistycznej ambulatoryjnej opieki zdrowotnej.

Rozmawiała Monika Zacharzewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza