Pani Aneta często jeździ między Słupskiem a Ustką. W ubiegły piątek pojechała Linią Regionalną.
- Konduktor sprzedał mi bilet, po czym podszedł do mężczyzn siedzących na tylnych siedzeniach. Oni powiedzieli, że nie mają pieniędzy na bilet i nie zapłacą. Konduktor odpowiedział, że mogą jechać do Ustki, jeśli będą się grzecznie zachowywali, bez awantur - opowiada pani Aneta.
- Oburzona taką reakcją podeszłam do konduktora i zapytałam, czy ja w takim razie też mogę jechać za darmo, ponieważ także mam trudną sytuację życiową. Odpowiedział, że ci panowie właśnie wyszli z aresztu i nie mają czym zapłacić za dojazd do domu. Kierowca także nie reagował, słysząc naszą rozmowę. Nie rozumiem, dlaczego konduktor ustala swoje własne przepisy i pozwala na bezpłatną jazdę pasażerom, którzy powinni wysiąść na najbliższym przystanku?
Linia Regionalna należy do Miejskiego Zakładu Komunikacji. Tam dowiedzieliśmy się, że konduktorów zatrudnia zewnętrzna firma.
- Każdy z pasażerów powinien uiścić opłatę za przejazd. Konduktor podjął taką decyzję na własną rękę. Nie uzgodnił tego z przewoźnikiem - mówi Anna Szabłowińska, rzeczniczka prasowa MZK. - Będziemy wyjaśniać tę sprawę.
Konduktorów zatrudnia prywatna firma, której właścicielką jest Marzena Orzechowska. Nie widzi ona jednak nic złego w postępowaniu swojego pracownika.
- Dwaj panowie jechali do Ustki. Nie mieli pieniędzy, ale siedzieli grzecznie. Kontroler miał dobre serce i zapłacił za nich z własnej kieszeni. Ci panowie podobno mają mu oddać pieniądze, ale z tego co wiem, jeszcze nie oddali. Za takie zachowanie należą mu się podziękowania. Nie widzę, aby mój pracownik zrobił coś złego, sponsorując przejazd tym panom - mówi Marzena Orzechowska.
- Zanim konduktor zapłacił za nich, zadzwonił do mnie i opowiedział tę sytuację, ponieważ jedna pasażerka miała o to do niego pretensję. Nie chciał, żebym była zaskoczona, jeśli ktoś przyjdzie do mnie w tej sprawie na skargę.
Dodaje jednak, że płacenie za pasażerów nie jest stałą praktyką konduktorów Linii Regionalnej.
- Gdy widzą, że autobusem jedzie ktoś, kto nie ma pieniędzy na bilet, powinni wysadzić go z pojazdu - mówi Marzena Orzechowska. - Jednak sytuacja finansowa ludzi jest różna i czasem zdarza się, że pasażerom brakuje dziesięciu czy dwudziestu groszy do biletu. Konduktor wtedy sprzedaje go, ale brakującą kwotę musi dopłacić z własnej kieszeni.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?