Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po napadzie właściciel salonu miał pretensje, że jest policja

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Podczas środowej rozprawy policjanci, którzy są świadkami w tej sprawie i strony procesu podchodzili do stołu sędziowskiego, by odnieść się do dowodów zgromadzonych w aktach.
Podczas środowej rozprawy policjanci, którzy są świadkami w tej sprawie i strony procesu podchodzili do stołu sędziowskiego, by odnieść się do dowodów zgromadzonych w aktach. Bogumiła Rzeczkowska
Świadkowie twierdzą, że ustecki salon gier nie miał koncesji na sprzedaż alkoholu, ale częstowano nim klientów, by zachęcić ich do dalszej gry na automatach.

Proces 40-letniego Ukraińca Mykhaila P. jest jedną z dwóch spraw toczących się jednocześnie przed słupskim sądem okręgowym, które dotyczą przestępstw popełnionych w tym samym miejscu. W salonie gier przy ul. Marynarki Polskiej 57 w Ustce w ciągu pół roku doszło do dwóch napadów na pracowników.

Mykhailo P. odpowiada za rozbój z niebezpiecznym narzędziem. Według prokuratury rejonowej, 10 maja, gdy salon opuścili inni gracze, Mykhailo P. zaatakował pracownika Tomasza K. w łazience. Wyważył drzwi, które przewróciły się na Tomasza K. Bił ofiarę pięściami, kopał w głowę i przyłożył do szyi kawałek rozbitego lustra. Tomasz K. oddał saszetkę, w której było ponad dwa tysiące złotych. Po napadzie miał opuchniętą głowę i pocięte ręce od upadku na szkło. Według pokrzywdzonego, oskarżony nie zranił go odłamkiem lustra, lecz nim groził. Jednak w pierwszych zeznaniach Tomasz K. mówił tylko o uderzeniu w głowę. I tylko do tego przyznaje się oskarżony. Kopniaki i groźby szkłem pojawiły się w późniejszych zeznaniach Tomasza K., który różnice wyjaśnił tym, że opiekun salonu Marek G. nie chciał rozgłosu, bo kilka miesięcy wcześniej był już napad na pracownicę. Jednak odłamek szkła jest istotny, by ustalić, czy oskarżony dokonał rozboju zwykłego, czy z niebezpiecznym narzędziem.

Marek G. od razu po zdarzeniu pojawił się w salonie gier.

- Nie można było przeprowadzić luźnej rozmowy z Tomaszem K., bo pan G. wchodził mu w słowo - zeznał docho-dzeniowiec, który rozmawiał z pokrzywdzonym na miejscu zdarzenia. - K. był roztrzęsiony, jakby zastraszony. Odczułem, że obawia się G. Gdy coś mówił, patrzył na niego, a G. podchodził do pokrzywdzonego. K. czuł presję. Patrol policji, który był na miejscu wcześniej i ochroniarze z Jantara uprzedzali, że G. może mieć wpływ na K. Później na przesłuchaniu, gdy Marka G. nie było, zachowanie Tomasza K. się zmieniło.

Z kolei policjant, który wiózł pokrzywdzonego na okazanie sprawcy i na przesłuchanie do prokuratury, zeznał, że Tomasz K. chciał się wycofać z zeznań, bo szef firmy kazał mu powiedzieć, że nic się nie stało.

- Mówił, że boi się o pracę, a jest niepełnosprawny i gdzie ją później znajdzie? - cytował policjant. - Wspomniał, że w kasynie był już incydent i że szef nie chce rozgłosu.

Policjant potwierdził, że salon nie ma koncesji na sprzedaż alkoholu, ale z rozmowy z Tomaszem K. wynikało, że klienci go dostają, jeśli grają. Inne „gadżety” też tam były - dodał policjant, wyjaśniając sądowi, że chodzi o środki odurzające.

- G. pytał, czy to się da wycofać - zeznał policjant, który był na oględzinach. - Później nie przyjechał na przesłuchanie. Miał aroganckie podejście. Zlekceważył nasze czynności.

- Właściciel lokalu miał pretensje, po co przyjechaliśmy i że niepotrzebnie zgłaszaliśmy policji. Mówił, że nic się nie stało - zeznał z kolei ochroniarz wezwany do kasyna sygnałem napadu. Następna rozprawa odbędzie się 4 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza