Choć wcześniej zapewniał ją, że nie jest mu nic winna. W podobnej sytuacji jest 280 kobiet z regionu.
W 1999 roku pani Elżbieta, z zawodu nauczycielka, postanowiła dorobić do pedagogicznej pensji. Zarejestrowała działalność gospodarczą i została pośrednikiem ubezpieczeniowym. W tym czasie urodziła dziecko.
- Byłam na urlopie macierzyńskim, więc poszłam do słupskiego oddziału ZUS, aby się zapytać, jakie składki ubezpieczeniowe mam płacić. Poinformowano mnie, że tylko składkę zdrowotną, bo moja działalność ma charakter dodatkowy i nie muszę płacić składek na ubezpieczenie społeczne, bo zrobi to za mnie mój zakład pracy - opowiada.
Jako pośrednik pracowała przez trzy lata. W tym czasie urodziła jeszcze drugie dziecko. I znowu się upewniła, czy przebywając na urlopie macierzyńskim ma płacić tylko składkę zdrowotną. Usłyszała, że nic się nie zmieniło.
- Uspokoiłam się całkowicie, gdy starałam się o kredyt. Wtedy potrzebowałam zaświadczenie z ZUS, że nie zalegam z żadnymi składkami. Takie zaświadczenie otrzymałam - relacjonuje.
W maju 2002 roku z powodu nieopłacalności zamknęła swoją małą firmę.
W sierpniu br. nagle otrzymała z ZUS list polecony, w którym poinformowano ją, że wraz z odsetkami ma do zapłacenia 27 tysięcy złotych zaległych składek.
- To był dla mnie szok. Choć razem z mężem pracujemy, to jednak mamy 7 dzieci i w tej sytuacji nie jesteśmy w stanie zebrać takiej sumy. Nogi się pode mną ugięły. Postanowiłam pójść na rozmowę wyjaśniającą do ZUS-u - mówi pani Elżbieta.
Przyjął ją bardzo miło Czesław Noga, zastępca dyrektora oddziału. Gdy przedstawiła mu swoją sytuację, zaproponował, aby złożyła korektę i wystąpiła o umorzenie zaległości.
- Byłam naiwna i uwierzyłam mu. Niestety, dostałam decyzję odmowną, bo co prawda nasze rodzinne dochody nie są duże, ale posiadamy nieruchomość i jest z czego ściągnąć zaległość - kontynuuje swoją opowieść.
Przypomniała sobie, że w dokumentach bankowych zostało zaświadczenie o tym, że nie zalega ZUS-owi z żadnymi składkami. Gdy wydobyła jego kopię, odkryła, że zaświadczenie podpisał...dyrektor Noga. Napisała kolejne odwołanie.
- Czekam na ostateczną decyzję, ale myślę, że nie będzie dla mnie korzystna, bo tak samo potraktowano wiele innych kobiet w całym kraju - przypuszcza.
Napisała też skargę do rzecznika praw obywatelskich, który poprosił o wyjaśnienie Departament Realizacji Dochodów w centrali ZUS. W odpowiedzi Anna Staszyńska, jego dyrektorka, przyznała, że słupski ZUS wydał zaświadczenie bez sprawdzenia, czy pani Elżbieta podlega pełnemu ubezpieczeniu. W ramach przeprosin zaproponowała, że jeśli pani Elżbieta zapłaci 11 tysięcy zaległości głównych, to ZUS podaruje jej 16 tysięcy odsetek.
W słupskim oddziale ZUS podobne problemy ma 280 kobiet. Już wydał 40 decyzji zobowiązujących je do opłacenia zaległych składek. Skąd jednak te zaległości? Według wyjaśnień ZUS-u problem wziął się z niewiedzy kobiet.
- Jeśli kobieta jest na etacie, to na zasiłku macierzyńskim jest zwolniona z opłacanie składek emerytalnych. Robi to w tym czasie za nią państwo. Ale gdy ma swoją firmę, traktowana jest jak każdy inny przedsiębiorca. I składki musi płacić nadal - wyjaśnia Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS w Warszawie. Jednak osiem lat temu nie było to tak jednoznaczne. Nawet sądy, do których zgłaszali się klienci ZUS-u, wydawały rozbieżne wyroki. Dopiero w 2006 roku Sąd Najwyższy potwierdził, że to ZUS ma rację. Kierując się jego uchwałą, po dwóch latach jego centrala zażądała od swoich oddziałów ściągania zaległości od ponad 900 tysięcy kobiet.
- Wszystko wskazuje na to, że same sobie nie poradzimy. Jeśli nie dojdzie do abolicji, to w wielu rodzinach może dojść do dramatów - uważa pani Elżbieta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?