Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice niezadowoleni ze sposobu przyznawania miejsc w słupskich przedszkolach

Magdalena Olechnowicz
W tym roku, jak i wcześniej, więcej jest dzieci chętnych do przedszkoli niż miejsc w nich.
W tym roku, jak i wcześniej, więcej jest dzieci chętnych do przedszkoli niż miejsc w nich. Fot. Krzysztof Tomasik
Pierwszeństwo przy przyjęciu zarówno do żłobka, jak i przedszkola mają dzieci matek samotnych. Prawda jest jednak taka, że matki te tylko na papierze są samotne.

Coraz więcej par żyje w konkubinatach, ale ich dzieci korzystają z przywilejów, jakie mają te wychowywane przez jednego z rodziców.

Pani Monika (nazwisko do wiadomości redakcji), gdy zobaczyła na liście, że jej synek nie dostał się do przedszkola, wróciła do domu i oznajmiła mężowi, że... muszą się rozwieść. - To jedyny sposób, aby nasze dziecko zostało przyjęte. Nie mam nic przeciwko pierwszeństwu przyjmowania dzieci matek samotnych, ale pod warunkiem, że faktycznie są samotnymi matkami.

Dlaczego pierwszeństwo ma mieć dziecko kobiety mieszkającej ze swoim partnerem i często niepracującej lub mieszkającej jeszcze dodatkowo z rodzicami? - pyta rozżalona pani Monika. - To jest właśnie nasza polityka prorodzinna. Tylko się rozwieść i korzystać ze wszelkich dobrodziejstw przysługującym osobom samotnie wychowującym dziecko - dodaje.

Zarówno pani Monika, jak i jej mąż pracują. Mieszkają sami - bez rodziców i krewnych. Nie mają nikogo, kto zająłby się ich dzieckiem.

Do tej pory synek chodził do żłobka. - W wydziale oświaty poradzili mi, abym opisała swoja sytuację i poszła do przedszkola, ale tam mówią, że nie ma miejsc i że może coś się zwolni we wrześniu. Zarabiamy poniżej średniej krajowej i nie stać nas na opiekunkę ani przedszkole prywatne - opowiada pani Monika.

Okazuje się jednak, że i w niepublicznych przedszkolach zaczyna brakować miejsc. Przekonała się o tym pani Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji).

- Ja pracuję do późna, mąż często wyjeżdża w delegacje. I niestety dziecko nie dostało się do przedszkola. Pytałam w niepublicznym - w "Zielonej Dolinie" - ale tam pani pokazała mi listę rezerwową, na której jest aż 60 dzieci! Zapisałam więc dziecko na przyszły rok. Całe szczęście znalazłam miejsce w innym niepublicznym przedszkolu - opowiada pani Joanna ze Słupska.

Sprawdziliśmy to. Nie ma już miejsc w anglojęzycznym przedszkolu "Zielona Dolina", ani w muzycznym przedszkolu "Doremi". W "Smerfusiu" zostały jedynie pojedyncze miejsca dla 5-latków. Kilka wolnych miejsc jest jeszcze w przedszkolu "Bajkowym" przy ul. Rybackiej oraz w "Misiu" przy ul. Deotymy. Tam powstanie cała nowa grupa.

Niestety, problem samotnych matek nie jest łatwy do rozwiązania. Urzędnicy mówią, że przecież nie będą chodzić po mieszkaniach i zaglądać ludziom do łóżek.

- Każdy podpisuje oświadczenie, które wiąże się z odpowiedzialnością karną. Przyjmowanie dzieci matek samotnych to przepis ministerialny, którego musimy przestrzegać. Nie możemy tego przeskoczyć - mówi Anna Sadlak, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty w słupskim ratuszu.

To samo jest, jeśli chodzi o żłobki.

- Liczymy na uczciwość rodziców. Przecież musielibyśmy zatrudnić całą armię różnych urzędników, którzy powinni zająć się weryfikacją wszystkich oświadczeń. To przecież niemożliwe - mówi Waldemar Matynia, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Słupsku, któremu podlegają żłobki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza