Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Scena to jej pasja

Daniel Klusek [email protected]
Zdaniem widzów i krytyków, w spektaklu "Przyj dziewczyno przyj..." Wioletta Komar udowadnia, że słowo "amator" oznaczać może aktora bez dyplomu szkoły teatralnej, ale na pewno nie gorszego niż zawodowiec.
Zdaniem widzów i krytyków, w spektaklu "Przyj dziewczyno przyj..." Wioletta Komar udowadnia, że słowo "amator" oznaczać może aktora bez dyplomu szkoły teatralnej, ale na pewno nie gorszego niż zawodowiec. Krzysztof Tomasik
Na scenie występuje dopiero siódmy rok, a na koncie ma już wszystkie najważniejsze nagrody dla młodych aktorów offowych.

Wioletta Komarówna robi wszystko, by o Słupsku nadal mówiono, że jest stolicą polskiego monodramu.

Ma 26 lat. Pochodzi z Miastka. Do Słupska przyjechała siedem lat temu, by studiować resocjalizację na Akademii Pomorskiej. Nie żałuje, bo chociaż kierunek studiów i aktorstwo to dwie różne sprawy, właśnie dzięki uczelni znalazła się w teatrze Rondo.

Wyproszony monodram

- Podczas jednego z wykładów rozmawialiśmy o słupskich instytucjach kulturalnych - wspomina Wioletta Komarówna. - Ktoś powiedział, że jest takie miejsce, jak teatr Rondo. Nic wtedy jeszcze o nim nie wiedziałam. Wypytałam znajomych i postanowiłam tam pójść. Nigdy wcześniej nie grałam na scenie, ale czułam, że będę się w tym dobrze czuła.

Trafiła do Jolanty Krawczykiewicz, potem do Katarzyny Sygitowicz-Sierosławskiej. Przygodę z Rondem zaczęła od recytacji. Szybko zaczęła zdobywać nagrody na konkursach. Ale chciała czegoś więcej.

- Marzył mi się monodram - wspomina. - Zaczęłam wiercić dziurę w brzuchu reżyserowi Stanisławowi Miedziewskiemu. Na początku mnie zbywał, chciał, żebym sama znalazła odpowiedni tekst i napisała scenariusz.

Sukces goni sukces

Wioletta nie poddała się jednak i drążyła temat dalej. Wspólnie z reżyserem znalazła wreszcie "Miasto ślepców" Jose Saramago. Na podstawie tej powieści trzy lata temu powstał monodram "Biały na białym". To wstrząsająca opowieść o ludziach, których dotknęła biała ślepota. Chorobie opiera się tylko jedna kobieta, żona okulisty. To w jej rolę wcieliła się aktorka. Bohaterka widzi, jak w porządnych początkowo ludziach górę nad rozumem biorą najniższe instynkty.

Tym przedstawieniem Wioletta wygrała Ogólnopolskie Spotkania Amatorskich Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu - jeden z najważniejszych konkursów dla aktorów - amatorów. Wygrała również festiwale teatralne między innymi w Stargardzie Szczecińskim, Sopocie i Lublinie.

Jeszcze większym sukcesem okazał się jej drugi monodram, "Grzech" według "Teresy Desqueyroux" Francoisa Mauriaca. Opowiedziała w nim historię kobiety tłamszonej przez rodzinę męża, która doprowadzona do ostateczności, próbuje popełnić zbrodnię.

Ten spektakl został dostrzeżony na kilkunastu festiwalach i konkursach w całej Polsce. Podczas ubiegłorocznego Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu zdobyła Szczebel do Kariery - nagrodę dla najlepszej debiutantki. Jeden z jurorów, Stefan Mrowiński, przyznał jej też nagrodę indywidualną. Spektakl został uznany za najlepszy monodram podczas XXXIV Tyskich Spotkań Teatralnych w Teatrze Małym w Tychach, który odbył się niespełna miesiąc temu. "Grzech" gościnnie był też grany między innymi na międzynarodowych festiwalach w Tczewie i w Rumunii.
Nowy monodram, nowe plany

Tydzień temu widzowie oklaskiwali Wiolettę Komarówną w jej najnowszym spektaklu pt. "Przyj dziewczyno przyj...". Zdaniem wielu to najlepsze dotąd przedstawienie, w jakim zagrała aktorka. Pokazała w nim sceniczną dojrzałość z jednej strony, a świeżość z drugiej.

Już zaczęła przygotowania do kolejnego przedstawienia. Tym razem w sopockim teatrze Off de Bicz. Zagra tam w dramacie "Kontrapunkt" u boku Krystyny Łupińskiej z gdańskiego Teatru Wybrzeże.

Gra, bo lubi

- Na scenie przez kilkadziesiąt minut można być kimś innym - mówi Wioletta. - Poza tym aktor ma władzę nad emocjami publiczności. Może je kreować. Bawić ludzi lub wzruszać, zasmucać lub zmuszać do refleksji.

Kilka lat temu zdawała do wrocławskiej szkoły teatralnej. - Nie przyjęli mnie i bardzo dobrze - wspomina dzisiaj. - Dzięki temu mogłam rozwijać się w Rondzie. A papier nie jest mi potrzebny. Przecież to scena weryfikuje, czy ktoś się na nią nadaje, czy nie. A poza wszystkim ja po prostu lubię to, co robię w teatrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza