Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schaefferiada. Występ Renaty Dancewicz i Zbigniewa Stryja nie wzbudził entuzjazmu publiczności

Daniel Klusek
Zbigniew Stryj i Renata Dancewicz w scenie z "Tutam”.
Zbigniew Stryj i Renata Dancewicz w scenie z "Tutam”. Fot. Krzysztof Tomasik
Poniedziałkowy spektakl w wykonaniu teatru Mikołaja Grabowskiego był największym wydarzeniem szóstej Schaefferiady. Jedynym, o którym warto pamiętać.

Schaefferiada, czyli przegląd twórczości scenicznej Bogusława Schaeffera, od początku przyciągała tłumy słupszczan. Na scenie filharmonii pojawiały się gwiazdy, również same przedstawienia były dziełami polskiej dramaturgii współczesnej. Gwiazdy były również i w tym roku, ale nie wszystkie świeciły tak jasno, jak można się było tego spodziewać.

Tłumy publiczności przyszły w niedzielny wieczór na spektakl pt. "Tutam", w którym zagrali Renata Dancewicz i Zbigniew Stryj. Duet lubiany i popularny, znany głównie z serialu "Na Wspólnej".
Każdy z aktorów miał tam zagrać dwie role: prymitywnego pracownika kawiarni i gościa - intelektualistę. Ta sztuka jednak nie do końca im się udała.

Aktorzy stworzyli role płaskie, nudne, mało dynamiczne i mało dowcipne, choć sam scenariusz jest dziełem znakomitym. Dużo tam było powtórzeń z wybitnej telewizyjnej realizacji z Joanną Żółkowską i Januszem Gajosem. Znacznie lepsza od tegorocznego przedstawienia była też wersja, jaką słupszczanie zobaczyli dziewięć lat temu, podczas pierwszej Schaefferiady. Wówczas zagrali Ewa Kasprzyk i Mirosław Baka.

Publiczność przyjęła tę część Schaefferiady serdecznie, ale daleko było do entuzjazmu, jaki towarzyszył drugiemu festiwalowemu przedstawieniu "Próbom" w wykonaniu aktorów z krakowskiego Teatru Mikołaja Grabowskiego.

Artyści zaprosili widzów do teatru w teatrze. Absurdalna często gra, jaką aktorzy prowadzili z publicznością, miała również zachęcić widzów do zastanowienia się nad istotą sztuki, rolą twórcy, odtwórców i samej publiczności.

Zanim jednak na scenie pojawili się krakowscy aktorzy, widzowie usłyszeli dwie kompozycje Schaeffera w wykonaniu Leszka Lorenta. To było największe zaskoczenie tegorocznej Schaefferiady. Część publiczności odebrała koncert jako... 45-minutowy ciąg przypadkowych dźwięków.

- Jeśli u Schaeffera muzykę można wydobyć z wyciągniętej z wiadra ścierki do podłogi, to ja już po nim spodziewam się dosłownie wszystkiego - mówił po koncercie pan Wacław, miłośnik teatru ze Słupska. - Przy goleniu bym tego nie zanucił, ale gdyby to leciało gdzieś w tle, to mogłoby natchnąć do myślenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza