MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tajny współpracownik nadaje z hotelu Nord. SB musiała wiedzieć wszystko

Michał Kowalski
Hotel Nord mieścił się w Domu Rybaka. Tu można było się zabawić. Pod lupą bezpieki był każdy gość.
Hotel Nord mieścił się w Domu Rybaka. Tu można było się zabawić. Pod lupą bezpieki był każdy gość. Fot. archiwum "Głosu”
W PRL inwigilacja zwykłych ludzi przez Służbę Bezpieczeństwa funkcjonowała na trudnym do wyobrażenia dziś poziomie.

Sprawa o kryptonimie "Kotwica" została założona w 1976 roku. Miejscem zainteresowania bezpieki był malutki hotel Nord funkcjonujący w tak znanym Domu Rybaka przy ul. Marynarki Polskiej.

Dlaczego Służba Bezpieczeństwa zainteresowała się tym miejscem? W aktach czytamy: "operacyjne rozpoznanie i kontrolowanie personelu zatrudnionego w hotelu, wyjaśnianie i dokumentowanie jego ewentualnych powiązań o charakterze przestępczym z cudzoziemcami i elementami przestępczymi. Kontrolowanie obywateli polskich przebywających na terenie hotelu, podejrzanych o powiązania z cudzoziemcami lub prowadzenie pasożytniczego tryby życia".

I jak można powszechnie wyczytać w literaturze dotyczącej PRL, hotele były zawsze pod szczególnym zainteresowaniem bezpieki. W aktach znajdziemy informację, że w hotelu Nord pracowało łącznie siedem osób. Tymczasem współpracę z SB podjęły trzy: tajny współpracownik o kryptonimie "Irena" oraz kontakty operacyjne "Eg" i "Kw".

Sprawa jest o tyle ciekawa, że ten mały hotelik kategorii III, w którym było dziewięć pokoi z 29 miejscami noclegowymi na dwóch piętrach i gdzie pracowały trzy recepcjonistki, był nie tylko w kręgu zainteresowań SB, ale także Wojsk Ochrony Pogranicza.

I obie służby na początku przeprowadziły miały spór co do pozyskania kluczowego tajnego współpracownika. WOP był niechętny temu, by przekazać swojego informatora. SB naciskała. W końcu agencje dogadały się w marcu 1977 roku.

Zapisuj rodzaj bagażu

Zakres prac "Ireny" był olbrzymi. Miała m.in. zwracać uwagę na cudzoziemców, przekazywać informacje o bezpośrednich sprawach związanych z funkcjonowaniem hotelu, przekazywać numery telefonów cudzoziemców oraz gdzie dzwonili, notować ich zainteresowania, a nawet rodzaj bagażu.

Zgodnie z wytycznymi TW "Irena" dokładnie wszystko notowała. 18 czerwca 1976 r.: "Do hotelu przybyli Feldber Rudolf i Teresa, przyjechali do obywatelki Wagner Teresy. Są autem osobowym, parkują u księdza, jadą do Białego Boru, gdzie skontaktowali się z dyrektorem stadniny koni w sprawie zakupu koni, a później w Białogardzie pojadą koleją wąskotorową".

Służba musiała wiedzieć wszystko.

Obywatelki, co chciały Szwedów

Najwięcej informacji SB otrzymywała na temat nielegalnego handlu walutą. Jak wiadomo, w czasach PRL nasi obywatele masowo kupowali marki, których w przeciwieństwie do złotówek można było używać do ważniejszych celów niż podkładki pod gwoździe.

Stąd meldunki. 18 czerwca 1976 r.: "Wycieczka 16 osób. Właściciele jednego ze sklepów kupili marki RFN-owskie".

Ale też zakres inwigilacji zwykłych ludzi wkraczał we wszystkie możliwe sfery życia. Oto przykład. 19 stycznia 1977 r. W hotelu zameldowali się dwaj Szwedzi ze statku Jurgen. Wieczorem domeldowali dwie obywatelski polskie, które "spędziły noc ze Szwedami" - jak doniosła "Irena".

W aktach są pełne dane owych obywatelek. Oprócz tego obie panie zostały natychmiast sprawdzone w Biurze C Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, czyli inaczej archiwum resortu.

Pozornie błaha sprawa. Tego typu informacje za każdym razem mogły jednak służyć do szantażowania poszczególnych osób w celu nakłonienia ich do podjęcia współpracy.

Drobiazgowość do granic absurdu

W maju 1977 roku w hotelu Nord pojawił się kolejny - tym razem delegowany przez WOP - agent. Sprawiał jednak problemy. TW "Irena" donosiła: "wszystkich namawia do kupowania waluty, pije, sprzedaje pierścionki damskie i męskie sygnety".

Z mężczyzną nie można było jednak nic zrobić, bo był pod ochroną. Wobec tego bezpiece pozostało notować. Meldunek 15 czerwca 1977 r. w hotelu przebywa trzech Kanadyjczyków.
Meldunek 21 października 1977 r.: "Recepcjonistki nie meldują gości.

Meldunek 7 maja 1978 r.: "W hotelu przebywają Niemcy. Łącznie 48 osób. Zwiedzają Ustkę i okolice“.
Meldunek 23.stycznia1979 r.: "Obywatel Witkowski, Polak z USA powiedział, że do Polski wróci, jak zostaną stąd wypędzeni bolszewicy."

Skalę drobiazgowości w maleńkim miasteczku, w jeszcze mniejszym hotelu, SB przekroczyła, próbując rozwikłać, kto zabiera pieniądze z puszki za rozmowy telefoniczne. Według TW "Ireny" to, że ginęły, było bezsprzeczne, ostatecznie jednak złodzieja nie udało się odnaleźć.

Życie intymne nie istnieje

Ową powszechną inwigilację czasów PRL, którą obrazuje przykład hotelu Nord, a co dotyczyło praktycznie każdego podobnego miejsce w Polsce (w zasobie Instytutu Pamięci Narodowej można jeszcze znaleźć hotele w Słupsku i Sławnie otoczone skrupulatną opieką), potwierdza jeszcze jedno wejście w życie intymne dwojga ludzi.

Chodziło o Celinę B., którą łączył - jak to określono - "kontakt charakteru miłosnego" z Ignacym M., oficerem lotnictwa, pracującym w Zakładach Doświadczalnych w Warszawie. Codziennie dzwonili do siebie między godziną 13 a 14.

Losów tej pary nie znamy. Natomiast sama sprawa hotelu Nord została zamknięta w grudniu 1980 r. Wtedy to zamknięto sam hotel.

Akta jako dowód powszechnej inwigilacji każdego czasów PRL pozostały.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza