Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Umorzona śmierć, rodzina zmarłego wnosi zażalenie

(ang)
Operator ładowarki nie miał szans, aby wydostać się z kabiny.
Operator ładowarki nie miał szans, aby wydostać się z kabiny. KPP w Bytowie
Po dramacie Bytowska prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie śmierci 59-letniego operatora ładowarki, który w połowie listopada ubiegłego roku utonął na terenie żwirowni we wsi Ostrowite, gm. Lipnica. Pełnomocnik rodziny zmarłego złożył zażalenie.

Do wypadku doszło podczas prac ziemnych na grobli znajdującej się na terenie kopalni żwiru. Ładowarka kierowana przez 59-letniego mężczyznę poruszała się po wąskim i grząskim pasie gruntu. Przechyliła się i wpadła do wyrobiska.Mężczyzna nie miał szans na wydostanie się z niej i utonął.

Prokuratura wszczęła śledztwo z art. 220 i 155 Kodeksu karnego.

Pierwszy mówi o odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy, a drugi o nieumyślnym spowodowaniu śmierci.

- Postępowanie zostało umorzone. Nie stwierdziliśmy znamion czynu zabronionego. Na nasze postanowienie wpłynęło zażalenie od pełnomocnika rodziny zmarłego. Analizujemy je. Jeśli go nie uwzględnimy, sprawę rozstrzygnie sąd - mówi Ryszard Krzemianowski, prokurator rejonowy w Bytowie.

Dodaje, że prokuratura nie stwierdziła zaniedbań ze strony pracowników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Z jej ustaleń wynika, że operator ładowarki nie postępował zgodnie z przepisami, unosząc zbyt wysoko łyżkę z ładunkiem, co miało doprowadzić do jej przechylenia się. Prokuratura bazuje m.in. na ustaleniach inspekcji pracy, która stwierdziła, że operator ładowarki miał podniesioną łyżkę z obciążeniem na wysokość czterech metrów, a powinien mieć na pół metra.

Bytowska prokuratura prowadzi jeszcze śledztwo w sprawie innego śmiertelnego wypadku na terenie gminy Lipnica. W jeziorze w Gliśnie Wielkim utonął 33-letni pracownik zakładający instalację ciepłowniczą na dnie jeziora. Mężczyzna wypłynął razem z kolegą na środek jeziora Gliszczonek. W łodzi znajdowały się rury i cegły. Były one wrzucane do wody. Łódka przychyliła się i obaj mężczyźni wpadli do wody. 26-latek zdołał dopłynąć do brzegu. Jego 33-letni kolega utonął.

- Myślę, że w tym miesiącu śledztwo zostanie zakończone - informuje prokurator Krzemianowski.

Swoje postępowanie zakończyła już inspekcja pracy, stwierdzając wiele uchybień.

- Łódź była niestabilna, więc nieprzystosowana do tego typu prac. Nie było na niej kamizelek ratunkowych, koła ratunkowego, kapoków. Pracownikowi, który utonął, powierzono wcześniej obowiązki kierownika. Nie był on przeszkolony w tym zakresie - informowała nas Jolanta Zedlewska, rzecznik prasowy Państwowej Inspekcji Pracy w Gdańsku. PiP skierował wniosek do sądu o ukaranie pracodawcy z art. 283 Kodeksu pracy, który mówi o nieprzestrzeganiu przepisów lub zasad bezpieczeństwa pracy. Grozi za to kara grzywny od 1000 do 30 000 złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza