Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok jak kłoda na sercu

Andrzej Radajewski
Nie oddamy dzieci, chyba że wyważą drzwi – mówią państwo Jan i Maria Morylowie. Z prawej Sara, z lewej Juliana
Nie oddamy dzieci, chyba że wyważą drzwi – mówią państwo Jan i Maria Morylowie. Z prawej Sara, z lewej Juliana Fot. Andrzej Radajewski
LĘBORK. Małżonkowie Maria i Jan Moryl nie zgadzają się z decyzją sądu odbierającą im dwie kilkuletnie dziewczynki, wychowywane w ramach rodziny zastępczej

Nie oddamy dzieci, chyba że wyważą drzwi - mówią państwo
Jan i Maria Morylowie. Z prawej Sara, z lewej Juliana
(fot. Fot. Andrzej Radajewski )

Trzyletnia Juliana i prawie dwuletnia Sara są dziećmi niewydolnych wychowawczo sąsiadów. 7-miesięczna Juliana trafiła do mających dwoje własnych dzieci (11-letni Łukasz, 13-letnia Sylwia) państwa Morylów prosto z Domu Dziecka nr 2, natomiast Sara zaraz po urodzeniu. W ub. roku sąd uznał, że siostry mają zabezpieczone właściwe warunki wychowawcze. Do czerwca br. państwo Morylowie utrzymywali dzieci z własnych środków. Później, gdy otrzymali status rodziny zastępczej, (ukończyli specjalny kurs w tym kierunku) z pomocą finansową przyszło Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie.
Postanowienie Sądu Rejonowego w Lęborku z 16 listopada br. nakazujące oddać dziewczynki do domu dziecka spadło na nich jak grom z jasnego nieba. - Nie jesteśmy rodziną patologiczną -
oburza się pani Maria - i nie mieszkamy w żadnym kołchozie czy slumsie. Dzieci są zdrowe i odżywione. Sara beze mnie nie zaśnie. Kto by ją tam w domu dziecka tulił i kołysał? Kto będzie kupował soczki, owoce, bobo fruity i kaszę z witaminami? Pan Jan: - Wakacje spędziliśmy pod namiotem w naszym siedlisku rolnym, gdzie w przyszłości chcemy się pobudować. Czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządzi tym dzieciom rzucając nam kłody od nogi?
Sąd Rejonowy był nieubłagany. W uzasadnieniu, które oparł głównie na podstawie protokołu pokontrolnego z Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Słupsku napisano, że państwo Morylowie "są i pozostaną dla Juliany i Sary osobami obcymi tj. niespokrewnionymi w żadnym stopniu" oraz że "nie są w stanie zapewnić im stabilizacji życiowej ze względu na brak wystarczających warunków mieszkaniowych i bytowych" (zbyt niskie zarobki pana Jana - jedynego żywiciela rodziny, za mała bo tylko 43 m kw. powierzchnia mieszkania, brak oddzielnego pomieszczenia dla sióstr, które - jak napisano - "śpią na rozkładanym fotelu"). Sąd podkreślił, że pani Maria nie wyraziła w październiku zgody na adopcję małoletnich sióstr.
Morylowie są rozbici psychicznie, ale się nie poddają. Boją się, że ktoś podstępem wydrze im dzieci, które traktują jak swoje. Złożyli zażalenie na decyzję sądu.
Henryk Rudy, prezes Sądu Rejonowego nie chciał niczego komentować. H. Rudy: - Jako sędzia wypowiedziałem się w sentencji orzeczenia, które ma formę zarządzenia tymczasowego i jego uzasadnieniu. Sprawa jest w toku i będzie poddana kontroli instancyjnej.
Podobnie powściągliwa była Krystyna Malec, dyrektor słupskiego OA-O. - Nikt jeszcze tu niczego nie przesądził - powiedziała dyr. Malec.
Państwo Morylowie chodzą od okna do okna w oczekiwaniu na końcowy wynik. Pan Jan: - Dziewczynki są ładne. Być może ktoś chce sobie zrobić prezent pod choinkę z tych dzieci?

Elżbieta Kowalczyk dyrektor Domu Dziecka nr 2:

Ważne jest, czy ci państwo byli świadomi, że rodzina zastępcza to tylko rozwiązanie tymczasowe. Powinni sobie zdawać sprawę z tego, że jeśli sami nie wyrazili na to zgody, ktoś będzie chciał kiedyś te dziewczynki adoptować. Czy podczas kursu uzyskali pełną informację na temat pełnienia roli rodziny zastępczej? I czy wiedzieli, że najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłaby dla tych dzieci adopcja z dziedziczeniem nazwiska? Tylko ona zapewni pełne rozwiązanie formalnoprawne przyszłości tych dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza