Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

60-letnia słupszczanka dostała narkozę, a operacji nie było

Monika Zacharzewska
60-letnia słupszczanka dostała narkozę, a operacji nie było.
60-letnia słupszczanka dostała narkozę, a operacji nie było. sxc.hu
60-letnia pani Jadwiga trafiła wczoraj na salę operacyjną. Dostała już narkozę, ale gdy się obudziła, dowiedziała się, że zabiegu nie było. - Powiedziano nam, że zabrakło jakichś narzędzi - mówi syn słupszczanki.

Pani Jadwiga poszła do słupskiego szpitala na chirurgię urazowo-ortopedyczną na planowany zabieg usunięcia śrub i płytek stabilizacyjnych z kolana. Do operacji została zakwalifikowana i wczoraj rano trafiła na stół operacyjny. Podano jej narkozę. Jednak gdy się wybudziła, okazało się, że operację odwołano.

- Lekarze tłumaczyli ma­mie, że zabrakło im jakichś narzędzi do jej przeprowadzenia - mówi zbulwersowany syn pacjentki. - Jak to możliwe?! Będą mamę usypiać jeszcze raz, a przecież każda narkoza niesie za sobą ryzyko dla zdrowia i życia - twierdzi mężczyzna. Dodaje, że uzgodniono, iż jego mama będzie poddana operacji dzisiaj.

Szefostwo szpitala nie zaprzecza, że do takiej sytuacji doszło, choć nie powinno. Dyrektor twierdzi, że wina leży po obu stronach - pacjentki i lekarzy.

- Ta pani zabieg wszczepienia stabilizatorów w kolano miała przeprowadzony w innym szpitalu, a każda placówka może korzystać ze stabilizatorów innych producentów - twierdzi Ryszard Stus. - Przed przyjęciem na nasz oddział pacjentka była proszona o dostarczenie zaświadczenia od producenta stabilizatora, który ma wszczepiony. To warunek przeprowadzenia zabiegu z tego powodu, że mógł to być sprzęt nietypowy, do którego usunięcia moglibyśmy nie mieć odpowiednich narzędzi. Te trzeba by było wcześniej przygotować.

Zdaniem dyrektora szpitala błąd polegał na tym, że lekarz operujący był przekonany, iż zaświadczenie będzie w dokumentacji, a narzędzia przygotowane. Gdy jednak chirurg zajrzał do dokumentów przed operac­ją, okazało się, że zaświadczenia nie ma. Dlaczego? Nie wiadomo. Okazuje się bowiem, że inny lekarz kwalifikuje pacjenta do operacji, inny przyjmuje go na oddział, a jeszcze inny zabieg przeprowadza. Któryś nie sprawdził, czy dokumentacja jest kompletna.

- Rzeczywiście powinniśmy wcześniej przefiltrować dokumentację tak, aby ta pani w ogóle nie była dopuszczona na salę operacyjną. Jednak nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby pacjent przyszedł na taki zabieg bez wymaganej dokumentacji - twierdzi dyrektor i dodaje, że dokumentację uzupełniono jeszcze wczoraj i zabieg u pani Janiny ma odbyć się dziś rano.

Czy tak częste poddawanie jej narkozie nie jest niebezpieczne? - Ze wzglę­dów medycznych to nie ma znaczenia. Teraz znieczulenia są bardzo oszczędzające, nie tak, jak jeszcze kilkanaście lat temu
- mówi dyrektor Stus, który jednoczenie jest lekarzem anestezjologiem. - Jednak jeśli pacjentka jest obciążona dodat­kowymi chorobami, lekarze na pewno zdecydują o dodatkowych badaniach.

To wcale nie uspokaja syna pani Janiny. Ponadto dziwi go obarczanie winą za braki w dokumentacji mamy. - Przecież oddała wszystkie papiery w dniu przyjęcia do szpitala. Wczoraj byłem u niej tylko ja z siostrą i nic nie donosiliśmy! Mama też przecież ze szpitala nie wychodziła. Ktoś w tej sprawie kręci - mówi zbulwersowany mężczyzna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza