Natasza Caban, Edward Zając czy Roman Kwiatkowski na stale zapisali się w żeglarskiej historii. To właśnie tych ustczan parokrotnie nagradzał już miesięcznik "Żagle".
W Ustce działa miejscowy klub jachtowy, a na wiekowych optymistach wciąż szkoli klub sportowy Opty. Miasto ma podstawy o wiele lepsze niż sąsiednia Łeba i wiele innych nadmorskich miejscowości, tymczasem sami żeglarze mówią, że żeglarsko przez ostatnie lata w Ustce działo się tyle co nic. Wskazują, że czerwcowe pierwsze Bałtyckie Regaty Miast Partnerskich w Ustce i zeszłotygodniowe o tytuł Letniej Stolicy Polski to ma być dowód na to, że coś się w końcu ruszyło.
Ten wysiłek może się jednak okazać daremny, bo aby Ustka z miejscowości nadmorskiej stała się morską, potrzeba sporych pieniędzy na sporą inwestycję. Mowa o żeglarskiej bazie, czyli marinie, która przyciągnie nie tylko nowe pokolenie zapaleńców, ale i zagranicznych turystów.
- W Ustce jest zupełnie odwrotnie niż w Łebie - mówi Edward Zając, ustecki żeglarz, który właśnie wraca z samotnego rejsu z Azorów. - Tam jest spora i nowoczesna marina. Dlatego to tam żeglarze przeprowadzają się z jachtami. Tak zrobił nasz wspaniały konstruktor jachtów Eugeniusz Ginter, który na co dzień mieszka w Ustce. Po prostu jachty stojąc w usteckim porcie, są narażone na uszkodzenia o wiele większe niż pływając na morzu. Musimy pójść w podobnym kierunku co Łeba, bo bez odpowiedniej bazy będziemy w tym względzie kulawą miejscowością.
Zając podkreśla, że większość nadbałtyckich kurortów wybudowało lub właśnie buduje mariny. Jednak między Darłowem a Łebą jest luka. Z tego to powodu do uzdrowiska nie przypływają zagraniczni żeglarze, bo najzwyczajniej nie ma gdzie zacumować. Ostatecznie tracą na tym wszyscy, bo niemiecki żeglarz, który w sezonie pływa 2 -3 godziny dziennie, za Kołobrzegiem zawraca i płynie na Bornholm.
Zauważa to również Jerzy Klawiński z miesięcznika "Żagle", który w rozmowie z nami przytacza anegdotę mówiącą, że wciąż niektóre niemieckie podręczniki żeglarstwa wskazują, że jeśli chce się skorzystać z dzikiej żeglugi, to należy płynąć na zachód od Świnoujścia.
- Ustka byłaby wspaniałym portem schronienia. Pytanie do władz lokalnych, czy znajdą środki tak własne, jak i unijne, by takie miejsca stworzyć. Z porządną mariną na Pomorzu Środkowym żeglarstwo morskie wyszłoby z zaklętego kręgu dwóch miejsc Trójmiasta i Szczecina z jego przyległościami.
O przystani jachtowej w Ustce mówi się od lat, ale tylko mówi. Pojawiali się zagraniczni inwestorzy gotowi wybudować marinę na kilkaset jachtów w zamian za możliwość budowy apartamentowców po wschodniej stronie portu. Ostatecznie po zapewnieniach pozostały tylko wizualizacje.
Usteccy urzędnicy zapewniają, że sprawy nie bagatelizują. Wypowiadają się w tym samym duchu co żeglarze i zapewniają, że rozumieją problem. Podkreślają jednak jednocześnie, że miasta na budowę mariny po prostu nie stać.
- Inwestycja pochłonęłaby około 20 milionów złotych - wylicza Ryszard Kwiatkowski, wiceburmistrz Ustki. - Takich pieniędzy nie mamy. Na chwilę obecną nie ma nawet unijnego programu, do którego moglibyśmy sięgnąć, szukając środków na taki cel. Jeśli zostanie utworzony przy kolejnym rozdaniu z funduszy europejskich na lata 2014- 2020, to będziemy się o nie starać. Potrzeba również wsparcia w tej sprawie ze strony żeglarza marszałka województwa Mieczysława Struka.
Marina w sferze marzeń to jedno, indywidualny wysiłek i dokonania usteckich żeglarzy to drugie. Bez tego pierwszego to ostatnie prędzej czy później z Ustki odpłynie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?