Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogowcy zniszczyli dom w Ustce. Ratusz się cieszy

Marcin Prusak [email protected]
Wczoraj rozpoczęła się rozbiórka zniszczonego przez drogowców domu w Ustce.
Wczoraj rozpoczęła się rozbiórka zniszczonego przez drogowców domu w Ustce. Fot. Krzysztof Tomasik
Tydzień w strachu przed zawaleniem się części domu przeżyli państwo Maciejuk z Ustki. W czasie remontu ulicy popękała ściana szczytowa ich domu. Lokatorzy nie chcieli opuścić budynku, dopóki miasto nie zapewni im lokum.

Wczoraj robotnicy rozpoczęli wyburzanie budynku przy ul. Kosynierów 7. Było to konieczne, ponieważ frontowa ściana budynku popękała w wielu miejscach, co groziło jej całkowitym oderwaniem i runięciem na ulicę. Konstrukcję budowli uszkodzili ponad tydzień temu robotnicy rozpoczynający remont ulicy. Gdy koparkami wybierali gruz i ziemię z drogi, podebrali zbyt dużo przy jednym z domów.

- Około godziny 16 zaczęło pękać i jak tylko to zobaczyliśmy, to pobiegliśmy do robotników powiedzieć, że coś jest nie tak - mówi Jerzy Maciejuk, mieszkaniec domu. - Zaraz przerwali pracę i przybiegli do domu zobaczyć, co się stało.

Gdy budynek zbadał ekspert budowlany, okazało się, że jego stan zagraża bezpieczeństwu mieszkających w nim ludzi. Odłączono gaz, a dwójka lokatorów dostała od miasta polecenie wyprowadzki do hotelu Azoty. Na czas dokładnego zbadania budynku. Mieszkańcy nie chcieli jednak opuścić dotychczasowego mieszkania. Bali się, że w tym czasie ktoś ukradnie ich dobytek. Ustczanie bali się także, że po wyprowadzce zostaną oszukani przez miasto. Mieszkam tutaj 55 lat i zżyłem się z tym miejscem, mieszkam w centrum miasta i wszystkich tutaj znam - mówi Jerzy Maciejuk.

- Trzy razy składem wniosek o wykupienie tego domu, ale miasto nigdy się na to nie zgodziło. Żądali, żebyśmy opuścili dom i przenieśli się gdzieś indziej. Jak teraz nas stąd wysiedlą, to nie wrócimy już tutaj. Już nam zaproponowali do mieszkania jedną ruderę albo mieszkanie na czwartym piętrze w bloku. W naszym wieku nie będziemy mieli już sił wchodzić tak wysoko.

Uszkodzony budynek przy ul. Kosynierów 7 jest w grupie 40 domów w Ustce przeznaczonych do rewitalizacji. W wydaniu kurortu rewitalizacja oznacza, że ma on zostać całkowicie rozebrany, a w jego miejsce stanie nowy dom wybudowany w stylu retro. Aby dom mógł być wyburzony, muszą się z niego wyprowadzić dotychczasowi mieszkańcy. Z mieszkających początkowo trzech rodzin została tylko jedna - Maciejukowie właśnie. Mimo nalegań władz miasta przez tydzień nie chcieli wyprowadzić się z uszkodzonego domu. Tłumaczyli, że wykupią go i naprawią.

Dopiero w piątek przed Wielkanocą władze miasta przekonały Maciejuków do wyprowadzki. Urzędnicy powołali się na ekspertyzę powiatowego nadzoru budowlanego. Stwierdzała ona, że dom może się w każdej chwili zawalić i trzeba szybko go opuścić. Zgodnie z prawem po takiej ekspertyzie władze miasta mają prawo nawet siłą usunąć lokatorów z takiego domu dla ich bezpieczeństwa - tłumaczy Dariusz Młynarkiewicz, prawnik.

Maciejukowie nie ustąpili jednak łatwo. Wymogli na władzach Ustki oświadczenie na piśmie, że przenoszą się do pobliskiej kamienicy tylko do czasu, aż Ustka wybuduje blok z mieszkaniami przy nieodległej ulicy Krótkiej, a potem tam właśnie się przeprowadzą. - To na razie nas zadowala - mówi Jerzy Maciejuk.
Z takiego obrotu sprawy cieszy się ustecki ratusz. Wyprowadzka ostatnich lokatorów z domu oznacza, że teraz bez przeszkód mogą go wyburzyć, postawić na jego miejscu nowy budynek, a potem sprzedać go za ciężkie pieniądze na wolnym rynku (poprzednie wybudowane w ramach rewitalizacji budynki kosztowały nawet około miliona złotych). Gdyby chata nie zaczęła się zawalać, mieliby problem z przekonaniem jej lokatorów do wyprowadzki.

- Jak tylko dom wyburzymy, to zabieramy się do opracowania planów nowego budynku, który stanie w jego miejsce - mówi Marek Kurowski, wiceburmistrz Ustki. - Powinien stanąć już w przyszłym roku.
Ratusz tak bardzo cieszy się z obrotu sprawy, że nawet nie chce domagać się odszkodowania od firmy, przez którą doszło do zniszczenia domu.

- Zawinił projektant, bo nie zrobił rozeznania, czy domom ciężki sprzęt nie zaszkodzi - tłumaczy Kurowski. - Prace zaprojektowano bez oglądania się na sąsiedztwo. Zastanawiamy się, czy nie musimy zawiadomić prokuratury. Doszło przecież do katastrofy budowlanej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza