MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak przegrają wybory, to i tak pracować będą

Andrzej Gurba
Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.
Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa. Fot. archiwum
Starosta bytowski, burmistrz Bytowa i kilku wójtów zadbało o to, aby w razie porażki w tegorocznych wyborach mieć inną pracę. W jaki sposób? Wrócą do poprzednich miejsc zatrudnienia, bo teraz są na urlopach.

Jacek Żmuda-Trzebiatowski przeniósł się na fotel starosty bytowskiego z fotela kierownika Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tuchomiu. Nie przerwał całkowicie związku z poprzednim miejscem zatrudnienia, bo został z niego urlopowany. Urlop jest bezpłatny i na czas samorządowej kadencji w powiecie. - Urlop został udzielony na wniosek pana Jacka Żmudy-Trzebiatowskiego. Taką możliwość przewiduje Kodeks pracy. Nie jest to obligatoryjne - mówi ogólnie Jerzy Lewi-Kiedrowski, wójt Tuchomia, poprzedni pracodawca obecnego starosty.

- Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Praca na stanowisku starosty jest kadencyjna. To jest moje zabezpieczenie. Myślę, że w powiecie udało mi się sporo zrobić. I to jest najważniejsze - oznajmia Żmuda-Trzebiatowski. Dodaje, że jego urlopowanie nie komplikuje sytuacji w GOPS, bo jest nowy kierownik. Owszem jest, ale jako pełniący obowiązki, a nie na stałe, czy na kadencję po konkursie. - To z powodu urlopowania obecnego starosty - przyznaje Lewi-Kiedrowski. Jeśli starosta przegra wybory, albo z innych powodów zechce wrócić do GOPS-u, to musi zostać przyjęty na stanowisko kierownika lub równorzędne. - Myślę, że na kolejną kadencję urlopowania już by nie było - wybiega w przyszłość Joanna Piekarska, sekretarz Urzędu Gminy w Tuchomiu.

Pracę w bytowskim starostwie ma z kolei zagwarantowaną Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa, który przeniósł się do ratusza ze stanowiska naczelnika wydziału ochrony środowiska. - Pan Sylka jest urlopowany na czas kadencji w ratuszu - potwierdza bytowski starosta. Bezpłatnego urlopu nie dał mu Jacek Żmuda-Trzebiatowski, a poprzedni starosta, a obecny wojewoda pomorski, Roman Zaborowski. W powiatowym wydziale ochrony środowiska nie ma bezkrólewia. Jest pani naczelnik, ale jako pełniąca obowiązki, tak aby w razie czego nie blokować Sylce powrotu na stanowisko. - Funkcję burmistrza sprawuje się na czas określony. Uważam, że ustawodawca nie bez powodu przewidział możliwość takich bezpłatnych urlopów. To takie oddelegowanie - oznajmia Sylka. Zapytaliśmy burmistrza, czy w porządku jest, że na kilka lat rezerwuje się stanowisko, blokując awans innych osób. - Nie zastanawiałem się nad
tym w ten sposób - mówi Sylka.

Wydział ochrony środowiska bytowskiego starostwa jest najwyraźniej kuźnią samorządowych kadr, bo ma jeszcze urlopowanego wójta. To Rafał Narloch, wójt Lipnicy, który był zatrudniony w tym wydziale jako szeregowy urzędnik. - Udzielenie bezpłatnego urlopu na czas pełnienia stanowiska wójta to obowiązek pracodawcy - próbuje przekonywać Narloch.

Nie ma racji. W kolejnym zdaniu przyznaje, że to zabezpieczenie w razie wyborczej porażki. O pracę w razie przegranych wyborów nie musi się także martwić Andrzej Dołębski, wójt Parchowa. Też ma bezpłatny urlop. Dołębski wcześniej był leśniczym. - Dzisiaj się jest wójtem, a jutro nie. W razie czego wcale nie muszę wrócić na to samo stanowisko. Mogę wykonywać inną pracę w Lasach Państwowych - oznajmia Dołębski. Dodaje, że dzięki urlopowaniu zachowuje dotychczasowe uprawnienia w Lasach Państwowych, bo ten urlop wlicza mu się do okresu pracy. Urlopowana z miejsca zatrudnienia (w szkole) została też Lucyna Rakowicz, wiceburmistrz Bytowa. To był jej warunek objęcia tego stanowiska w ubiegłym roku.

Komentarz

Andrzej Gurba
[email protected]

Opisywani przez nas samorządowcy nie kryją, że urlopy bezpłatne z poprzednich miejsc pracy to zabezpieczenie na wypadek, gdyby powinęła im się noga w wyborach. Doceniam za szczerość, choć niektórzy włodarze próbowali "rozmiękczyć" sprawę mówiąc coś o samorządowej misji,
osiągnięciach itd. Trzeba postawić publicznie pytanie, czy takie rozwiązanie, formalnie dopuszczalne, jest w moralnie w porządku? Nie jest.

We wszystkich przypadkach korzystne urlopy dali samorządowcom inni samorządowcy (nierzadko z tej samej formacji politycznej) albo też pracodawca państwowy. Zastanawiam się, czy tak samo hojni byliby pracodawcy w prywatnych firmach.

Nie sądzę. Chyba, że taki pracodawca wykombinowałby sobie, że jeśli pójdzie staroście, burmistrzowi, czy wójtowi na rękę, to może mu się to w jakiś sposób opłacać. To już jednak patologia.
Kolejny aspekt to blokowanie stanowisk, które są rezerwowane dla samorządowych urlopowiczów. Nowe osoby jako pełniące obowiązki mają świadomość, że są w zastępstwie tylko na jakiś czas. To, moim zdaniem, nie sprzyja ich codziennej pracy. I to kolejna patologia w tej sprawie.

Napisałem wcześniej, że doceniam samorządowców za szczerość. Ta szczerość obnaża jednak nieczyste reguły. Pokazuje, że samorządowa klasa dba o własne interesy. W dzisiejszych czasach o pracę jest trudno. A jeszcze trudniej jest o pracę dobrze płatną.

Nie znajduję powodów, dla których starosta, burmistrz czy wójt miałby być uprzywilejowany w stosunku do przysłowiowego Kowalskiego. Praca w samorządzie nie jest przymusowa. I o tym proszę pamiętać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza