Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejny skandal w słupskim Schronisku dla Zwierząt. Kot zaraził grzybicą całą rodzinę i psa

Fot. Łukasz Capar
Dingo z Kamilą. Oboje zarażeni przez chorego kota ze schroniska.
Dingo z Kamilą. Oboje zarażeni przez chorego kota ze schroniska. Fot. Łukasz Capar
Rodzina Pawlaków ze Słupska wzięła do domu kota ze Schroniska dla Zwierząt. Niestety, zwierzę okazało się zagrzybione. Teraz chora jest cała szóstka domowników i ich pies. Kierownik placówki nie poczuwa się do winy.

Dwie córki państwa Pawlaków - Agnieszka i Kamila- przygarnęły kota ze schroniska. Po trzech dniach okazało się, że zwierzę jest zagrzybione. Zaraził się od niego ich pies i cała rodzina (łącznie sześć osób).

- Dziewczynka przyszła do mnie do lecznicy. Miała już plamy na twarzy. Kot oczywiście miał grzybicę - mówi Andrzej Baczyński z Lecznicy Weterynaryjnej w Słupsku. Grzybica jest niesamowicie zaraźliwa, natychmiast przenosi się na inne zwierzęta i na ludzi. Czerwone plamy okrutnie swędzą.

To już trzeci przypadek zagrzybionego kota, jaki trafił do doktora Baczyńskiego w ciągu ostatnich kilku miesięcy. - Tam trzeba wdrożyć porządny program leczenia zwierząt. Jednak pan kierownik jest niereformowalny i mam wrażenie, że chodzi mu tylko o to, by dotrwać na swoim stanowisku do emerytury - uważa lekarz weterynarii.

Schronisko nie poczuwa się do winy, choć jego tłumaczenie jest co najmniej dziwne.

- To był kot, który do nas został przywieziony i po godzinie wydany tym dziewczynkom. Jeżeli się zaraził, to na pewno nie u nas - powiedział nam technik weterynarii z tej placówki.

Czy nie można było przebadać kota przed wydaniem go dzieciom? Doktor Baczyński przyznaje, że kocia grzybica jest trudna do rozpoznania, ponieważ nie widać jej zewnętrznych objawów. Ale trudna nie znaczy niemożliwa. Trzeba obserwować przez jakiś czas zachowanie kota.

Według lekarza weterynarii Patryka Rutkowskiego, który opiekuje się schroniskiem, procedura wydania zwierzęcia powinna wyglądać inaczej. Po przyjęciu do placówki zwierzę musi zostać zaszczepione, następnie poddane kwarantannie i dopiero później ewentualnie wydane chętnym. - Nie przesądzam, ale być może popełniono błąd - mówi P. Rutkowski.

Zdumiony sprawą jest Janusz Sikorski, powiatowy lekarz weterynarii w Słupsku: - Ta rodzina powinna się do nas zgłosić. Sprawa rzeczywiście wygląda dziwnie. Nie powinno dochodzić do takich sytuacji.
Tymczasem doktor Rutkowski stwierdza, że prawdopodobnie słupskie schronisko w ogóle przestanie wydawać koty. - Innego wyjścia, by zapobiec takim sytuacjom, nie widzę - mówi.

Kilka miesięcy temu opisaliśmy podobną sytuację. Wówczas kierownik schroniska Jerzy Szyszko tłumaczył się, że winna wydania chorego kota była wolontariuszka, która zrobiła to bez wiedzy innych pracowników. Tym razem utrzymuje: - Wszystkie koty są szczepione. Nie jesteśmy niczemu winni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza