MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kontroler złapany przez pasażera na konsultacji telefonicznej

Daniel Klusek
Nasz czytelnik twierdzi, że kontroler biletów interweniował u swojego kolegi po fachu, by ten nie wypisywał mandatu jego chrześniakowi.
Nasz czytelnik twierdzi, że kontroler biletów interweniował u swojego kolegi po fachu, by ten nie wypisywał mandatu jego chrześniakowi.
Nasz czytelnik twierdzi, że kontroler biletów interweniował u swojego kolegi po fachu, by ten nie wypisywał mandatu jego chrześniakowi. Okazało się, że sprawa wyglądała zupełnie inaczej.

Pan Ryszard we wtorek po południu jechał autobusem miejskim. Twierdzi, że był świadkiem oburzającej sytuacji z udziałem kontrolerów biletów.

- Skasowałem bilet i spostrzegłem, że w odległości około półtora metra ode mnie stoi dwóch kontrolerów biletów. Pracują długo, także twarze są mi dobrze znane - opowiada pan Ryszard, czytelnik ze Słupska.

- W pewnym momencie jeden z nich odebrał dzwoniący telefon i rozpoczął konwersację, z której jasno wynikało, że rozmawia z innym kontrolerem, który złapał na jeździe bez ważnego biletu chrześniaka obserwowanego przeze mnie kontrolera. Obecny w autobusie kontroler poinstruował swojego kolegę, by ten nie wystawiał mandatu jego chrześniako­wi, a jedynie nastraszył, że następnym razem nie uniknie kary.

Nasz czytelnik nie ukrywał swojego oburzenia i powiedział kontrolerowi wprost, że jest oburzony jego zachowaniem.

- Kontroler zaczął tłumaczyć się, że jego chrześniak posiadał bilet, a jedynie wychodząc z autobusu, przekazał go innemu pasażerowi. Tłumaczenie takie jest oczywistym chwytaniem się brzytwy przez tonącego, bo przecież nie ma najmniejszej możliwości ukarania kogokolwiek za brak biletu, gdy ten opuścił już pojazd. A w rozmowie wyraźnie powiedziane było, by mandat nie został wystawiany - twierdzi słupszczanin.

Nasz czytelnik poprosił kontrolera o numer służ­bowy, ponieważ chciał, aby przełożeni wyciągnęli wobec niego konsekwencje służ­bowe.

- Za szczyt bezczelności i głupoty uważam, gdy najpierw kontroler w obecności kilkunastu świadków telefonicznie ratuje swojego chrześniaka przed mandatem, a następnie ma czelność kontrolować bilety tym samym pasażerom, którzy słyszeli jego rozmowę. Chwilę po rozmowie telefonicznej je­den z pasażerów otrzymał mandat za jazdę bez biletu - mówi pan Ryszard.

O sprawie poinformowaliśmy Marcina Grzybiń­skiego, zastępcę dyrektora Zarządu Infrastruktury Miejskiej, który odpowiada również za komunikację miejską. Ten zażądał wyjaśnień od przedstawicieli firmy Rewizor, która zatrudnia kontrolerów biletów.

- Opisana przez pasażera sytuacja dotyczy jedynie fragmentów rozmowy kontrolera i nie odpowiada pełnemu stanowi faktycznemu. Kontroler zgłosił swojemu pracodawcy fakt, o którym mówi czytelnik "Głosu". Informacja o tym została też przekazana do nas - twierdzi Marcin Grzybiński. - Kontroler prowadził rozmowę telefoniczną z inną grupą kontrolerów, którzy zauważyli proceder przekazania biletu przez jednego pasażera drugiemu. A takie działanie jest niedozwolone.

Tę właśnie część rozmowy miał słyszeć czytelnik.

- Pasażer przyłapany na tym procederze wprowadził również ich w błąd, twierdząc, że jest chrześniakiem innego kontrolera. Okazało się to kłamstwem. Kontrolerzy poinformowali pasażera, że działanie takie jest niedozwolone. Nie miało natomiast miejsca żadne odstąpienie od wystawienia opłaty dodatkowej - mówi Marcin Grzybiński. - Kontrolerzy zostali pouczenia o zasadach postępowania w podobnych sytuacjach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza