Pan Ryszard we wtorek po południu jechał autobusem miejskim. Twierdzi, że był świadkiem oburzającej sytuacji z udziałem kontrolerów biletów.
- Skasowałem bilet i spostrzegłem, że w odległości około półtora metra ode mnie stoi dwóch kontrolerów biletów. Pracują długo, także twarze są mi dobrze znane - opowiada pan Ryszard, czytelnik ze Słupska.
- W pewnym momencie jeden z nich odebrał dzwoniący telefon i rozpoczął konwersację, z której jasno wynikało, że rozmawia z innym kontrolerem, który złapał na jeździe bez ważnego biletu chrześniaka obserwowanego przeze mnie kontrolera. Obecny w autobusie kontroler poinstruował swojego kolegę, by ten nie wystawiał mandatu jego chrześniakowi, a jedynie nastraszył, że następnym razem nie uniknie kary.
Nasz czytelnik nie ukrywał swojego oburzenia i powiedział kontrolerowi wprost, że jest oburzony jego zachowaniem.
- Kontroler zaczął tłumaczyć się, że jego chrześniak posiadał bilet, a jedynie wychodząc z autobusu, przekazał go innemu pasażerowi. Tłumaczenie takie jest oczywistym chwytaniem się brzytwy przez tonącego, bo przecież nie ma najmniejszej możliwości ukarania kogokolwiek za brak biletu, gdy ten opuścił już pojazd. A w rozmowie wyraźnie powiedziane było, by mandat nie został wystawiany - twierdzi słupszczanin.
Nasz czytelnik poprosił kontrolera o numer służbowy, ponieważ chciał, aby przełożeni wyciągnęli wobec niego konsekwencje służbowe.
- Za szczyt bezczelności i głupoty uważam, gdy najpierw kontroler w obecności kilkunastu świadków telefonicznie ratuje swojego chrześniaka przed mandatem, a następnie ma czelność kontrolować bilety tym samym pasażerom, którzy słyszeli jego rozmowę. Chwilę po rozmowie telefonicznej jeden z pasażerów otrzymał mandat za jazdę bez biletu - mówi pan Ryszard.
O sprawie poinformowaliśmy Marcina Grzybińskiego, zastępcę dyrektora Zarządu Infrastruktury Miejskiej, który odpowiada również za komunikację miejską. Ten zażądał wyjaśnień od przedstawicieli firmy Rewizor, która zatrudnia kontrolerów biletów.
- Opisana przez pasażera sytuacja dotyczy jedynie fragmentów rozmowy kontrolera i nie odpowiada pełnemu stanowi faktycznemu. Kontroler zgłosił swojemu pracodawcy fakt, o którym mówi czytelnik "Głosu". Informacja o tym została też przekazana do nas - twierdzi Marcin Grzybiński. - Kontroler prowadził rozmowę telefoniczną z inną grupą kontrolerów, którzy zauważyli proceder przekazania biletu przez jednego pasażera drugiemu. A takie działanie jest niedozwolone.
Tę właśnie część rozmowy miał słyszeć czytelnik.
- Pasażer przyłapany na tym procederze wprowadził również ich w błąd, twierdząc, że jest chrześniakiem innego kontrolera. Okazało się to kłamstwem. Kontrolerzy poinformowali pasażera, że działanie takie jest niedozwolone. Nie miało natomiast miejsca żadne odstąpienie od wystawienia opłaty dodatkowej - mówi Marcin Grzybiński. - Kontrolerzy zostali pouczenia o zasadach postępowania w podobnych sytuacjach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?