Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od roku są z nami ci, którzy uciekali przed wojną. Zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Luty i marzec 2022 r. w Słupsku. Tak pomagaliśmy uchodźcom wojennym z Ukrainy.
Luty i marzec 2022 r. w Słupsku. Tak pomagaliśmy uchodźcom wojennym z Ukrainy. Łukasz Capar
Nikt nie wierzył, że Rosja zaatakuje Ukrainę. Nikt nie wierzył, że Rosjanie będą zabijać. Nie walczyć, ale zabijać niewinnych ludzi. Chorych w szpitalach, dzieci w szkołach i przedszkolach. Przecież to barbarzyństwo. Ukraińcy też nie wierzyli i do końca czekali. Ale nadszedł 24 lutego 2022 roku.

Oglądaliśmy wiadomości i nie wierzyliśmy, że to się dzieje naprawdę. Setki, tysiące, miliony ludzi zaczęły uciekać z rodzinnego kraju. Wyjeżdżali, jak stali. Zabierali dokumenty i walizkę z paroma rzeczami. Matki z maleńkimi dziećmi na ręku marzły w kilkukilometrowych kolejkach na ukraińsko-polskiej granicy. Oni niemal wszyscy uciekali do nas. Do Polski. Najpierw trafiali do miast przygranicznych, potem do stolicy, a stamtąd dalej - także do Słupska.

Na początku panował chaos. Każdy chciał pomóc na swój sposób. Nie było koordynacji działań, ale było ogromne pragnienie pomocy i ratowania tych ludzi.

Decyzja zapadła spontanicznie. Nawet o niej nie dyskutowaliśmy z mężem. Spojrzeliśmy na siebie i wiedzieliśmy, co trzeba robić. Zanim powstały centra kierujące uchodźców do poszczególnych miast - rodzin czy hoteli, powstawały grupy w mediach społecznościowych.

Napisałam: „Przyjmę pod swój dach dwie-trzy osoby”. Zadzwonił telefon. „Czy aktualne?” I tak trafiły do nas Śnieżana z córeczką Sonią i matką Ludmiłą. Nie czuliśmy się bohaterami. Tak robiło mnóstwo ludzi. Po prostu tak trzeba było. Były przerażone i zmęczone kilkudniową podróżą. Jechały z Melitopola za Zaporożem. Blisko dwa tysiące kilometrów. Z wieloma przesiadkami.

- Wyjechałyśmy w ostatniej chwili, bo miasto było już pod okupacją rosyjską. Wszędzie pełno wojska i czołgi. Już nikogo nie wypuszczali, ale nam się udało - opowiadała 24-letnia Śnieżana.

Oszukała matkę. Powiedziała, że tylko do Kijowa pojadą na kilka dni, bo tam nie było jeszcze Rosjan. Wiedziała, że gdyby powiedziała prawdę, matka by nie pojechała. Ludmiła niczego ze sobą nie wzięła. Tylko dowód. Nawet bielizny na zmianę nie miała. W Kijowie znalazły transport na granicę. Za koszmarne pieniądze. Ale uciekały przed śmiercią, więc to nie było ważne. Przed granicą korek na pięć kilometrów. Musiały wysiąść i dalej iść pieszo. Kilka godzin. Filigranowa Śnieżana z czteroletnią Sonią na rękach i starsza kobieta po operacji.

Fala pomocy

Pomóc chciał każdy. Nasi sąsiedzi i przyjaciele z pracy obdarowali naszych gości tak hojnie, że nie wierzyliśmy, że to się dzieje naprawdę. Ludmiła ze Śnieżaną płakały ze wzruszenia. Nie wierzyły, że obcy ludzie w obcym kraju okażą im tak ogromne wsparcie. Sonia śmiała się od ucha do ucha, gdy dostawała kolejne zabawki i sukienki od swoich rówieśników.

W Słupsku powstało kilka miejsc, gdzie uchodźcy otrzymywali pomoc - odzież, żywność, kosmetyki. Mieszkańcy ruszyli z lawiną pomocy. Przynosili wszystko, co niezbędne, aby uchodźcy mogli przetrwać. W hali przy ul. Szarych Szeregów i ul. Niedziałkowskiego młode mamy mogły liczyć na wózki, pampersy czy żywność dla niemowląt. Dzisiaj funkcjonuje już tylko jedno takie miejsce - Dobre Miejsce. Tu uchodźcy otrzymają odzież, kosmetyki, chemię, żywność, ale także informację, gdzie szukać mieszkania, lekarza czy pomocy prawnej.

Początki były trudne…

Bo przecieraliśmy szlaki. Czteroletnia Sonia przyjechała chora. Nic dziwnego - kilka godzin na granicy w zimnie, kilkadziesiąt godzin w podróży. Strasznie kaszlała i miała wysoką gorączkę.

W Słupsku byliśmy prawdopodobnie pierwsi u lekarza z chorym ukraińskim dzieckiem. Panika w oczach pielęgniarek rejestrujących. Jak zapisać w komputerze nazwisko pisane cyrylicą? Kto zapłaci za wizytę? Sonia nie miała jeszcze statusu uchodźcy, bo dopiero co przyjechała. Procedury poszły na bok. Górę wzięło ludzkie podejście i świadomość, że przecież dziecku trzeba pomóc. Sonia została przyjęta w ciągu godziny w miejskiej przychodni POZ przy ul. Wojska Polskiego. Diagnoza? COVID-19! I co teraz? Kwarantanna, izolacja… No cóż, życie. Szczęście w nieszczęściu, że system komputerowy sanepidu nie przyjął zgłoszenia. A Sonia szybko odzyskała zdrowie.

Potem byliśmy jeszcze u lekarzy i stomatologów, ale z czasem było to już bardziej uporządkowane. Powstała grupa Lekarze ze Słupska dla Ukrainy, która zjednoczyła specjalistów, którzy zupełnie za darmo przyjmowali uchodźców. Podobnie jak lekarze z Centrum Zdrowia Salus.

Z kolei pracownicy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku objęli opieką prawie trzysta dzieci z domów dziecka na Ukrainie, które znalazły schronienie w ośrodkach wczasowych pod Słupskiem - w Runowie, Rowach czy Ustce.

8 marca 2022 roku zapamiętają wszyscy ustczanie.

Wtedy do ośrodka Radość, po trzydniowej podróży po ucieczce z podkijowskiej Bojarki, dotarła do Ustki grupa 150 uchodźców, w tym 84 dzieci, wśród których było 20 niemowląt, a najmłodsze z nich wyruszyło w drogę, gdy miało 11 dni. W ciągu paru dni ustczanie zorganizowali dla nich prawdziwy dom. Z czasem z dostępem do lekarzy było łatwiej. Ukraińcy mogli już korzystać z publicznej służby zdrowia na takich samych zasadach jak Polacy. Wystarczył…

Status uchodźcy i pesel

Pobyt należało jednak zalegalizować. Teraz nie ma z tym problemu. W słupskim ratuszu działa punkt pomocowy, gdzie uchodźcy uzyskają pomoc zarówno w zakresie zakwaterowania, jak i nadania numeru pesel czy statusu uchodźcy. Powstały też miejsca, gdzie potrzebujący otrzymają pomoc prawną. Na początku trzeba było sobie radzić - dzwonić i pytać. I mimo najszczerszych chęci, nie na wszystkie pytania urzędnicy znali odpowiedzi. Dodatkowo dochodziła bariera językowa.

Moim gościom towarzyszyłam na każdym kroku. Przecież nie mogłam zostawić ich samym sobie. Status uchodźca pomógł uzyskać przyjaciel ze Straży Granicznej. Z peselem już nie było tak łatwo. Przed Urzędem Miasta w Słupsku od godz. 3 stali uchodźcy, aby go uzyskać. Był niezbędny dosłownie do wszystkiego - aby uzyskać pomoc lekarską, pracę, świadczenia takie jak 500+, czy 300+. W pierwszych tygodniach w kolejkach stało po kilkaset osób. Urzędnicy, mimo że wydłużyli czas pracy, nie nadążali z obsługą. Okazało się jednak, że numer pesel można nadać w każdym urzędzie. I tak Ukraińcy ze Słupska jeździli do urzędów gmin w wioskach, bo tam można było sprawę załatwić niemal od ręki. Nam się udało w Urzędzie Gminy Słupsk.

Formalności, przez które musieli przebrnąć Ukraińcy, było więcej. Na każdym kroku byłam z „moimi dziewczynami”, które przecież nie miały tu nikogo. A więc musiałyśmy złożyć wniosek do ZUS o świadczenie 500+, które było dużym zastrzykiem finansowym dla każdej mamy. Potem wniosek o jednorazowe 300 zł dla każdego uchodźcy. W międzyczasie trzeba było założyć konta w polskim banku, aby pieniądze miały gdzie wpływać.

Przedszkola i szkoły

Dziś w słupskich szkołach uczy się 743 dzieci - uchodźców z Ukrainy. W kilku szkołach powstały oddziały tylko dla tych dzieci, ale część z nich chodzi do klas z dziećmi polskimi. To było ogromne wyzwanie dla nauczycieli i dyrekcji w szkołach. Jednak większy problem jest z miejscami w przedszkolach i żłobkach.

Początkowo powstawały darmowe punkty opieki dla dzieci z Ukrainy. Prowadzili je m.in. harcerze, pracownicy Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, studenci pedagogiki w Akademii Pomorskiej w Słupsku, czy pracownicy w Teatrze Rondo (to miejsce działa do dziś). Dzieci można było tu przyprowadzać na kilka godzin - miały różne zajęcia plastyczne czy taneczne. Nie były to jednak tradycyjne przedszkola. Nam cudem udało się znaleźć miejsce dla Sonii w przedszkolu miejskim. Niestety, miejsc szybko zabrakło. Zarówno w przedszkolach, jak i w szkołach. Są w przedszkolach niepublicznych, ale te są zbyt drogie dla młodych mam z Ukrainy.

- Dostaję jedynie 500 złotych na dziecko. Nie stać mnie na przedszkole za 700 złotych - mówi Tatiana, mama czteroletniej Daryny.

- To bardzo duży problem, ponieważ nie mogę nigdzie znaleźć pracy. Nie mam z kim zostawić dziecka. Tatiana pracowała na pół etatu u krawcowej, ale gdy Daryna zaczęła chorować, została zwolniona.

Praca

Uchodźcy okazali się zbawieniem dla lokalnych firm produkcyjnych. Tam jest dla nich pracy najwięcej - w zakładach przetwórstwa rybnego, w fabryce słodyczy Pomorzanka, w fabryce narzędzi ogrodniczych Fiskars, ale także w gastronomii, w marketach, czy latem w turystyce - w ośrodkach wczasowych.

Niewielu zarejestrowało się w Powiatowym Urzędzie Pracy w Słupsku.

- Po 24 lutego zarejestrowaliśmy 253 obywateli Ukrainy, ale na dziś jest ich 63. Część z nich wróciła na Ukrainę, a część znalazła pracę na własną rękę - mówi Marcin Horbowy z PUP w Słupsku.

- Co ciekawe dwie osoby założyły własną działalność, na którą dostały od nas dotację. Jeden pan jest masażystą, a drugi świadczy usługi naprawy sprzętu AGD. Poza tym przyznaliśmy 27 dofinansowań pracodawcom na stworzenie miejsca pracy dla uchodźcy, 16 osób skierowaliśmy na prace interwencyjne, a dziesięć do robót publicznych.

Zdecydowana większość została zatrudniona przez agencje pracy tymczasowej, które mają podpisane umowy z firmami w Słupsku i regionie. Najczęściej jest to jednak ciężka fizyczna praca na dwie albo na trzy zmiany. Nie ma pracy dla ludzi wykształconych. Walentyna jest prawniczką i ekonomistką. Na początku sprzątała pokoje w ośrodku wczasowym w Ustce. Dzisiaj pracuje na pół etatu w fundacji, która pomaga takim jak ona.

Nasza Ludmiła znalazła pracę w gastronomii. Przez wiele lat pracowała jak gospodyni księdza przy cerkwi, więc kuchnia to jej żywioł. Trudniej było ze Śnieżaną. Niestety, okazało się, że w żadnej pracy fizycznej nie dawała rady. Uraz kręgosłupa, jaki przeszła po wypadku samochodowym kilka lat temu, nie pozwalał jej ani na długie stanie przy taśmie produkcyjnej, ani na dźwiganie skrzyń w marketach. Chodziła na kurs języka polskiego, aby starać się o pracę w biurze. Bez sukcesu. Ostatecznie Ludmiła została w Polsce. Mieszka i pracuje w okolicach Słupska - w ośrodku dla starszych i upośledzonych osób. Jest tam kucharką. Śnieżana z Sonią wróciły na Ukrainę. Na dworcu w Słupsku ryczałyśmy wszystkie. Śnieżana zapewniła, że jeszcze tu wróci...

Jedni przyjeżdżają, inni wyjeżdżają

Od 24 lutego 2022 r. do 19 lutego 2023 r. przejście graniczne z Ukrainy do Polski przekroczyło 9 mln 945 tys. osób. Teraz dziennie granicę przekracza ok. 20 tys. Ukraińców. Z kolei z Polski do Ukrainy od 24 lutego wyjechało 8 mln 62 tys. osób.

- Cały czas przyjeżdżają do Słupska nowe rodziny. To głównie kobiety z dziećmi, które nie dają rady żyć bez prądu, bez wody, w zimnych mieszkaniach. Mają depresje, bo na Ukrainie cały czas słyszą wyjące syreny i alarmy bombowe. Żyją w wiecznym strachu - mówi Walentyna z Punktu Pomocy Ukrainie Dobre Miejsce.

- Ale przyjeżdżają też rodziny z terenów, które kiedyś były bezpieczne, a dzisiaj są bombardowane przez Rosjan. Inni z kolei wracają na Ukrainę, bo tęsknią za rodziną, za domem. Nie potrafią żyć sami w obcym kraju, choć Polacy są dla nas tutaj bardzo dobrzy...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza