Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarża lekarza z pogotowia ratunkowego o niewłaściwą interwencję

Łukasz Capar
Małgorzata Ryśnik: lekarze powiedzieli, że Michałek wrócił do mnie już z tamtego świata.
Małgorzata Ryśnik: lekarze powiedzieli, że Michałek wrócił do mnie już z tamtego świata. Łukasz Capar
Dziecko było sine i nie oddychało. Groziło mu najgorsze. Żyje tylko dzięki błyskawicznej akcji ratunkowej rodziny. Oskarża ona lekarza z karetki o brak właściwej reakcji i uważa, że blisko 90-letni lekarz nie powinien już pracować w pogotowiu, gdzie liczą się sekundy.

Żadna matka nie chciałaby przeżyć tego, co przeżyła Małgorzata Ryśnik z Ustki, mama rocznego Michałka. Tych chwil nie zapomni do końca życia.

- Synek jadł śniadanko na krzesełku do karmienia małych dzieci. Zostawiłam go w nim na krótko. Poszłam zrobić sobie herbatę tuż obok, do kuchni. Co chwila zerkałam. W pewnym momencie zobaczyłam, że dziecko zaklinowało się w foteliku, dusi się i nie rusza - płacze matka. To był koszmar. Nie mogłam go stamtąd uwolnić. W końcu synek bezwładnie wypadł. Był siny, miał otwarte oczka i buzię. Myślałam, że już nie żyje...

Natychmiast zaczęła reanimować dziecko, później pobiegła z nim na górę do teściowej. - To było tak przeraźliwe wołanie o pomoc, że do dziś brzmi mi w uszach - mówi pani Zofia, babcia Michałka.

Wezwały pogotowie. Matka cały czas ze szwagierką reanimowały dziecko. - Karetka długo nie przyjeżdżała. Dyspozytorka powiedziała, że erka jedzie ze Słupska. Potem długo błądziła po osiedlu. A przecież osiedle Przewłoka wybudowano 20 lat temu! Nie mieszkamy na uboczu. Kiedy już zobaczyłyśmy karetkę, synowa wzięła dziecko na ręce i pobiegła z nim do karetki - opowiada pani Zofia.

Tu kolejne przerażenie.

- Lekarz, zamiast ratować dziecko, zaczął przeprowadzać wywiad. Pięć razy pytał, co mu jest i czym się zakrztusiło. Miałam wrażenie, że w ogóle nie słyszy, co się do niego mówi. W końcu pielęgniarka głośno i powoli zaczęła mówić lekarzowi, co się stało - opowiada babcia.

Jakby tego było mało, zamiast prosto do szpitala, pojechali do usteckiej przychodni. Dopiero stamtąd na sygnale do słupskiego szpitala, na oddział dziecięcy. Zdaniem matki, która też pojechała karetką, lekarz siedział obok kierowcy i w ogóle nie ratował dziecka.

- Lekarze w szpitalu powiedzieli, że stan dziecka jest bardzo zły, że mam się spodziewać najgorszego, że może być roślinką. Michałek prężył się, miał powykręcane rączki i nóżki. Lekarz kazała się modlić. I chyba tylko to pomogło - mówi Małgorzata Ryśnik, matka. Wczoraj Michałek już biegał po sali szpitalnej. - To cud - cieszy się mama.

Wszystko jednak może jeszcze się zdarzyć. - Dziecko było w bardzo ciężkim stanie. Wystąpił duży obrzęk mózgu, ponieważ był niedotleniony przez kilka minut. Zmian w przyszłości może nie być żadnych, a mogą być bardzo duże. Najważniejsze będą najbliższe dwa lata, ale zaburzenia w rozwoju mogą ujawnić się nawet w wieku szkolnym - mówi Jolanta Dziuban, neurolog dziecięcy. Rodzina zapowiada skargę na doktora Władysława Przybyła z pogotowia.

- Najłatwiej jest obarczyć winą lekarza. Jeśli matka złoży skargę na lekarza, to my złożymy doniesienie do prokuratury o zaniedbanie opieki nad dzieckiem - rewanżuje się Władysław Rutkowski, dyrektor Działu Usług Medycznych w słupskim pogotowiu.

- Doktor Przybył wszystko wykonał prawidłowo. To bardzo dobry lekarz. Przez kilkadziesiąt lat nie było skarg na niego. Może nie porusza się jak 30-latek, ale jest bardzo rzetelnym lekarzem.

Pytany, dlaczego pracują emeryci w tak zaawansowanym wieku, dyrektor przyznaje: - Gdyby nie oni, to karetki do południa stałyby w miejscu. Młodzi lekarze nie chcą pracować w pogotowiu, bo chcą robić specjalizację w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza