Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpalenie aut Aleksandra Jacka. Proces będzie w Słupsku

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Jedno z podpalonych aut A. Jacka.
Jedno z podpalonych aut A. Jacka. Łukasz Capar
Sąd Najwyższy nie przekazał sprawy podpalenia samochodów Aleksandra Jacka innemu sądowi. Przekazanie sprawy byłoby wręcz naruszeniem dobra wymiaru sprawiedliwości.

W lutym przed słupskim sądem rejonowym rozpocznie się proces Czesława M. i Andrzeja O. w sprawie podpalenia samochodów Aleksandra Jacka. Jednak nie od razu w tutejszym sądzie postępowanie trafiło na wokandę.

Ojciec, znajomy i mąż

Po skierowaniu aktu oskarżenia przez gdańską prokuraturę okręgową wszyscy sędziowie z XIV wydziału karnego złożyli wnioski o wyłączenie ich ze sprawy. Wówczas zostały uwzględnione tylko dwóch sędzi, których łączą ze świadkami relacje towarzyskie i rodzinne.

Jednak kolejni sędziowie pisali wnioski o wyłączenie ich ze sprawy, powołując się w nich na znajomości z tymi pierwszymi sędziami.

W końcu sędzia, który dostał sprawę po tym, gdy dwie sędzie zostały wyłączone, wydał postanowienie, by Sąd Najwyższy rozstrzygnął o przekazaniu jej innemu sądowi dla dobra wymiaru sprawiedliwości.

Sędzia uznał, że ze względu na wszystkie nagromadzone okoliczności bezstronny obserwator procesu mógłby mieć zastrzeżenia co do bezstronności sądu i obiektywizmu sędziów. Również dlatego, że świadkiem w tej sprawie jest mąż sędzi z sądu okręgowego.

Prowadzić dla dobra

Tymczasem Sąd Najwyższy uznał, że wniosek nie zasługuje na uwzględnienie.

- Sąd Najwyższy stwierdził, że przekazanie sprawy innemu sądowi ze względu na dobro wymiaru sprawiedliwości ma charakter wyjątkowy - informuje Krzysztof Obst, wiceprezes Sądu Rejonowego w Słupsku. - Natomiast okoliczność, że sędzia zna świadka, nie stwarza przekonania o braku warunków do rozstrzygnięcia sprawy, bo w sądzie orzeka wielu innych sędziów.

Sąd Najwyższy stwierdził też, że zupełnie niezrozumiałym argumentem jest to, że mąż sędzi z innego sądu jest świadkiem. W tych okolicznościach przekazanie sprawy byłoby wręcz naruszeniem dobra wymiaru sprawiedliwości, podważałoby autorytet i sprawiałoby wrażenie łatwości manipulowania oraz uleganiu przez sędziów pozaprocesowym wpływom.

Do podpalenia aut, do którego przyznał się Czesław M., doszło wieczorem 9 kwietnia 2013 roku w Słupsku. Łączna wartość wyrządzonej szkody wyniosła 38 tysięcy złotych.

Zarzut nakłonienia Czesława M. do tego czynu przedstawiono przedsiębiorcy Andrzejowi O., znajomemu ówczesnego prezydenta Słupska Macieja Kobylińskiego. Według prokuratury, motywem, jakim kierował się Andrzej O., była zemsta na Aleksandrze Jacku, który kontrolował działania przedsiębiorcy i urzędników z ratusza.

Z kolei Czesław M. wyjaśnił, że podpalił samochody nakłoniony przez Andrzeja O. w zamian za załatwienie umorzenia przez ratusz długu czynszowego za sklep jego matce.

Andrzejowi O. grozi do pięciu lat, a Czesławowi M., który działał w warunkach recydywy - do siedmiu i pół roku więzienia.

Niedawno gdańska prokuratura umorzyła sprawę umorzenia długu matce Czesława M. przez wiceprezydenta Andrzeja Kaczmarczyka. Choć stwierdziła, że umorzenie długu miało związek z podpaleniem, to uznała, że wiceprezydent działał w ramach swoich kompetencji i nie ma dowodów, że „miał świadomość, iż ta decyzja miała stanowić „zapłatę” za podpalenie”.

Szukasz więcej informacji ze Słupska? Kliknij i przeczytaj inne artykuły.

gp24

Najczęściej czytane na gp24.pl:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza