Nie zawsze ta liczba jest dla nich szczęśliwa.
- Sąsiedzi wezwali policję, bo awanturował się ich syn - mówi ustczanka, która obserwowała działanie policji. - Na interwencję przyjechał patrol składający się z niewysokiego funkcjonariusza i drobniutkiej policjantki. W mieszkaniu dalej było słychać pijackie krzyki i huk rozwalanych mebli. Dopiero z pomocą przyjechali trzej policjanci w cywilu, skuli awanturnika i załatwili całą sprawę. Czy takie mieszane patrole mają sens?
W słupskim Sądzie Okręgowym toczy się proces Adama B., oskarżonego o próbę zabójstwa policjanta. Na interwencję domową przyjechał patrol: 35-letni Grzegorz P. i 26-letnia Anna L. - Złapaliśmy go, wyrwał się nam, trzymał nóż w ręce, zamachnął się na Grzegorza, powiedział, że go zabije - zeznawała policjantka. - Wskoczyłam na łóżko. Gaz mi wypadł w szarpaninie. W przedpokoju uderzałam go pałką, kolega próbował założyć mu jakiś chwyt, ja założyłam mu tonfę od tyłu na klatkę.
Pani Katarzyna (konkubina awanturnika, która wezwała policję) wbiegła do kuchni z metalową rurą od odkurzacza i zadała oskarżonemu kilka ciosów. Miałam siniaki i pociętą rękę. Wezwaliśmy drugi patrol. To była moja pierwsza taka interwencja. Dramatyczna - westchnęła na koniec policjantka.
Jacek Bujarski, rzecznik słupskiej policji, broni żeńskich patroli. - Kobieta łagodzi obyczaje. Na widok funkcjonariuszki agresywni uczestnicy zajść reagują spokojniej. Panie są dobrze wyszkolone i jak trzeba stosują różne techniki. Poza tym polityka jest taka, żeby dążyć do równouprawnienia
- A ja mam gdzieś równouprawnienie w policji i te mieszane patrole - mówi na to pani Marzena spod usteckiej wsi, która wielokrotnie wzywała policję do pijanego męża. - On chłop jak dąb, uciekał im, chował się w krzakach. Raz nawet poniósł i zatrząsł radiowozem z tym patrolem w środku. Raz tylko męża na izbę wzięli, jak przyjechali dwaj rośli policjanci.
Na terenie słupskiej komendy patrole, oczywiście nie wszystkie, są mieszane. Sporadycznie składają się z samych pań. Z takiego pomysłu zrezygnowała komenda w Gdyni, po zdarzeniu, gdy dyżurny wysłał żeński patrol do awanturujących się osiłków przed sklepem. - Tam doszło do dantejskich scen. Dziewczyny były wleczone po ziemi, poturbowane, całe w siniakach - mówi Artur Ziąbka, słupski adwokat. - Kobieta w patrolu, owszem, ale z dwoma funkcjonariuszami i nie o pół do trzeciej w nocy.
Jednak nie przekreślajmy pań. Dowodem przysłowia Gdzie diabeł nie może..., jest policjantka, która interweniowała w sprawie usiłowania zabójstwa przed słupskim "Adamkiem". - Wyszła z radiowozu, weszła w tłum agresywnych mężczyzn. Obok leżał człowiek podźgany nożem - opowiada osoba znająca okoliczności zdarzenia.
- Funkcjonariuszka zapanowała nad towarzystwem. W tym samym czasie jej kolega z patrolu statystował z boku. A na dodatek puścił z miejsca zbrodni mężczyznę, który jest ważnym świadkiem w sprawie. Dopiero drugi patrol, zatrzymał go po kilku minutach, parę ulic dalej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?