Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupscy lekarze nie chcieli przyjąć czteromiesięcznego dziecka z wysoką gorączką bo nie jest ze Słupska

Fot: Archiwum
Fot: Archiwum
Dorota Dobosz z chorą córką próbowała zarejestrować się do kilku słupskich lekarzy. Żaden z medyków nie przyjął czteromiesięcznej dziewczynki z wysoką gorączką. Małej Nikoli udzielono pomocy dopiero w Ustce.

Dorota Dobosz na kilka tygodni przyjechała ze swoją 4-miesięczną córką do Słupska z Jeleniej Góry, gdzie mieszka od kilku lat. Kobieta wciąż jednak jest zameldowana w Słupsku.

- Przyjechałam odwiedzić swoją mamę - mówi pani Dorota. - W poniedziałek spokojny urlop przerwała nagła choroba mojej córki.

Mała Nikola zaczęła kaszleć, miała katar i wysoka gorączką sięgającą prawie 39 stopni Celsjusza.
- Nosiłam dziecko na rękach przez pół nocy, bo pierwsze objawy wystąpiły wieczorem - dodaje kobieta. - Rano postanowiłam, zarejestrować dziecko do lekarza.

Dorota Dobosz zadzwoniła więc wcześnie rano do przychodni mieszczącej się przy ulicy Wileńskiej w Słupsku.

- Odebrała kobieta, której opisałam objawy chorobowe mojej córeczki - relacjonuje kobieta. - Powiedziałam też, że na stałe nie mieszkam w Słupsku, a moje dziecko należy do przychodni w Jeleniej Górze. Pracownica rejestracji powiedziała, że nie wie co zrobić w tej sytuacji i przełączyła mnie bezpośrednio do pani doktor. Ta jednak od razu powiedziała, że nie przyjemnie Nikoli, ponieważ nie jest to sprawa Słupska, tylko Jeleniej Góry. Nie interesowało ją to, że córka ma tak wysoką, stale utrzymującą się gorączkę. Poza tym stwierdziła też, że ma bardzo dużo pacjentów.

Pani Dorota szukała kolejnego lekarza.
Zadzwoniła do przychodni Salus mieszczącej się przy ul. Młyńskiej.
- Tam lekarz też twierdził, że nie może mnie przyjąć, bo ma już nadmiar pacjentów - dodaje kobieta.
- Zapytałam, czy przyjmie Nikolę prywatnie, a on na to odparł, że oczywiście, ale dopiero następnego dnia.

Dorota Dobosz przestała szukać pomocy dla swojego dziecka w Słupsku.

Zadzwoniła więc do przychodni dziecięcej przy ulicy Leśnej w Ustce.

- Tam potraktowano mnie w należyty sposób. Doktor, która przyjęła Nikolę naprawdę zdziwiła się, że nikt wcześniej nie chciał udzielić pomocy dziecku z takimi objawami. Przepisała antybiotyk - mówi Dorota Dobosz. - Nikt tam nie zwracał uwagi na formularze. Podałam tylko PESEL dziecka oraz okazałam książeczkę zdrowia. Nie potrzebowali tam nawet książeczki ubezpieczeniowej.

Nasza czytelniczka jest zbulwersowana zachowaniem słupskich lekarzy.
- Cały czas słyszy się, jak lekarze mają źle, jak bardzo potrzebują podwyżek, a nie potrafią pomóc wtedy, kiedy zwykły człowiek czegoś od nich potrzebuje - denerwuje się czytelniczka. - Sama jestem położną i wiem, że u maluch czteromiesięcznego może zamienić się bardzo szybko w zapalenie płuc.
O zdanie na temat zachowania doktora z przychodni przy ul. Wileńskiej powiadomiliśmy pracowników sekretariatu, ponieważ wczoraj nieobecny był dyrektor oraz pielęgniarka przełożona.

- Oczywiście sprawdzimy to zgłoszenie i na pewno powiadomię o tym przełożonych, by porozmawiali z lekarzem - mówi pracownica sekretariatu. - Lekarz powinien przyjąć pacjenta z innego miasta bez problemów, ale trzeba sprawdzić tę sprawę dokładniej.

Także w przychodni Salus zapewniono nas, że sprawa zostanie wyjaśniona w najbliższym czasie.
Także pracownicy biura prasowego Narodowego Funduszu Zdrowia byli zdziwieni zachowaniem słupskich lekarzy.

- Lekarz ma obowiązek udzielić pomocy każdej osobie w chwili zagrożenia życia lub zdrowia - wyjaśnia Magdalena Stawarska z biura prasowego centrali NFZ w Warszawie. - Nie powinien nawet w tym momencie zwracać uwagi na formularze, tylko pomóc pacjentowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza