Wczoraj pisaliśmy o dramacie 73-letniego Manfreda Kwidzyńskiego, ofierze pijanego kierowcy. Kalekę do sądu przywieziono w łóżku.
1 stycznia 2008 roku Janusz K., 74-letni obecnie słupszczanin, kierował volkswagenem golfem. Wracał z żoną Agnieszką z wizyty u dzieci w Krępie. Był pijany. Miał 1,2 promila alkoholu. Na ul. Arciszewskiego w Słupsku potrącił Manfreda Kwidzyńskiego, przechodzącego przez jezdnię przy skrzyżowaniu. Janusz K. twierdzi, że pił, ale tylko w sylwestra, a pieszy wbiegł mu pod koła.
Wtedy zaczęła się gehenna Manfreda Kwidzyńskiego. Dotąd sprawny mężczyzna jest przykuty do łóżka, nie wyleczony ze złamań, ma uszkodzenia mózgu, cierpi na brak pamięci i depresję pourazową.
- Kierowca nie przeprosił, nie zainteresował się losem pana Manfreda. Nikt nie zapytał, czy on w ogóle jeszcze żyje - mówi Mirosława Perkowska, opiekunka ofiary wypadku drogowego.
Biegły chirurg uznał, że pokrzywdzony nie odniósł ciężkich obrażeń - w opinii pominął krwotoki i uszkodzenia mózgu. Sąd wydał wyrok nakazowy. Skazał Janusza K. na 2 000 zł grzywny i zapłatę 1 000 zł odszkodowania dla pokrzywdzonego. Zabrał mu też na cztery lata prawo jazdy.
- O wyroku dowiedziałam się w sądzie przypadkiem. Choć zostawiłam adres, pokrzywdzonego nikt nie powiadomił - mówi pani Mirosława.
Za to prokuratura wniosła sprzeciw. Co ciekawe, na korzyść oskarżonego, bo wyrok skazujący uznała za słuszny, ale stwierdziła, że sąd zawyżył wysokość stawki dziennej grzywny.
- Stoimy po stronie praworządności i musimy reagować, jeśli zostały naruszone przepisy. Zdarza się, że wnosimy apelacje na korzyść oskarżonego - wyjaśnia Sylwia Knapik, zastępca słupskiego prokuratora rejonowego. - Do samej kary nie mieliśmy zastrzeżeń, bo często grzywna jest bardziej dolegliwa niż kara więzienia w zawieszeniu. Jednak wyrok nakazowy stracił moc. Sprawa jest więc otwarta. W czasie procesu wszystko może się zmienić, gdy sąd powoła nowego biegłego, który oceni, czy obrażenia były ciężkie.
To jednak też słabo idzie.
- Naszym zdaniem pokrzywdzony doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Składaliśmy już wniosek, żeby biegły z Akademii Medycznej w Gdańsku ocenił obrażenia. Jednak sędzia nie rozpoznaje wniosku - mówi adwokat Andrzej Smoczyk, pełnomocnik pokrzywdzonego, który zarzuca także, że biegły z zakresu ruchu drogowego nie widział w ogóle miejsca wypadku, a policja źle zabezpieczyła ślady. Twierdzi także, że oskarżony przestawił auto na miejscu zdarzenia i w końcu wyszło na to, że pokrzywdzonemu przypisano przyczynienie się do wypadku.
- Chcieliśmy też wyłączenia sędzi Joanny Kończyk, bo przewleka proces, nie zadaje pytań, nie podejmuje decyzji - dodaje adwokat. - Ten wniosek załatwiła inna sędzia. Odmownie.
Teraz wszyscy, którzy pomagają pokrzywdzonemu, mają nadzieję, że wyzdrowieje biegły (ten od wypadków). Z powodu jego choroby spadła ostatnia rozprawa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?