Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk. Śmierć 21-letniej pracownicy usteckiej Biedronki. Matka od 6 lat dźwiga ból

Bogumiła Rzeczkowska
Grażyna Glińska, matka zmarłej Anety, na sprawie w słupskim Sądzie Okręgowym.
Grażyna Glińska, matka zmarłej Anety, na sprawie w słupskim Sądzie Okręgowym. Fot. Łukasz Capar
140 tysięcy złotych odszkodowania oraz renty dla rodziny zmarłej Anety Glińskiej z Ustki żąda od sieci sklepów Biedronka Stowarzyszenie Poszkodowanych przez JMD. Wczoraj przed słupskim Sądem Okręgowym rozpoczął się proces.

Arkadiusz Gliński, brat Anety: - Siostra skarżyła się, że jest jej za ciężko. W pracy bolała ją głowa. Przecież ten towar nie ważył parę kilo. To były tony! Po prostu: przyjeżdżał TIR i pracownicy musieli go rozładować. Siostra musiała pismo podpisać, że nie będzie chodzić na zwolnienia lekarskie. Mama bardzo przeżyła śmierć Anety. Tego się nie da w słowach opisać.

Grażyna Glińska płacze od prawie sześciu lat:

- Za 600 złotych harowała dniami i nocami - kobieta twierdzi, że jej córkę zabił system pracy w sieci Biedronka. W sądzie dramat toczy się od nowa. Złe wspomnienia powracają ze słowami świadków.

Ewa J., wtedy zastępca kierownika sklepu: - Całe palety przywoziłyśmy z magazynu na wózkach ręcznych. Towar był w zbiorczych opakowaniach - kartonach, zgrzewkach. Raz był pan od bhp, rozdał testy, no i sugerował odpowiedzi.

I tyle było szkolenia. Nie chodziłyśmy na zwolnienia lekarskie, bo bałyśmy się stracić pracę. Kasjer-sprzedawca, na takie stanowisko nas zatrudniono, ale do naszych obowiązków należało wszystko. Na początku było bardzo ciężko. Ja później przyzwyczaiłam się do ciężarów.

21-letnia Aneta Glińska nie udźwignęła ich. Szczupła, delikatna, niewysoka. W sierpniu 2003 roku jej synek Adrian miał niespełna półtora roku. Wychowywała go ze swoją mamą. Obie samotne, wspierały się i cieszyły macierzyństwem Anety.
Piotr K. był ochroniarzem w Biedronce: - Towar na paletach kobiety musiały ciągnąć wózkami ręcznymi. Czasami pomagałem. Widziałem, jak Aneta ciągnęła te palety na sklep. Wtedy ściągnęli ją na zastępstwo. Poszła na zaplecze się przebrać. Jak znalazłem ją w szatni, była nieprzytomna.

Przyjechało pogotowie. Aneta dostała zastrzyk. Karetka odwiozła ją do domu. Szpital w Słupsku, w Gdańsku, dwie operacje. Śmierć od pęknięcia tętniaka mózgu.
Stowarzyszenie Poszkodowanych przez JMD Biedronka pozwało Jeronimo Martins Dystrybucja SA, właściciela sieci Biedronka. W procesie cywilnym żąda dla syna Anety 100 tys. zł odszkodowania i 400 zł miesięcznej renty, dla matki - 40 tys. zł.

- Nasze roszczenia dotyczą zarządu, bo to on ponosi odpowiedzialność za rażące naruszanie przepisów bhp - mówi Lech Obara, adwokat stowarzyszenia, który reprezentuje także Grażynę Glińską.

W sprawie karnej spadła już jedna głowa. Krzysztof M., kierownik sklepu w Ustce, został skazany na pół roku w zawieszeniu za naruszenie praw pracowniczych i narażanie ich na utratę zdrowia i życia. Aneta była jedną z pokrzywdzonych. Jednak słupska Prokuratura Okręgowa umorzyła sprawę nieumyślnego spowodowania jej śmierci. Mimo opinii biegłych lekarzy, którzy stwierdzili, że rodzaj pracy mógł mieć wpływ na pęknięcie tętniaka, nie doszukano się ścisłego związku między pracą a chorobą.

Podobnie twierdzi JMD i żąda oddalenia powództwa. - Postępowanie dotyczące śmierci Anety Glińskiej umorzono, a sprawa kierownika z tą nie ma nic wspólnego
- mówi Sławomir Czachorowski, pełnomocnik JMD. Zaznacza, że firma prowadzi politykę udzielania wsparcia pracownikom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza