Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach się bać! Wyzionęli ducha, teraz błąkają się po naszym świecie... Pomorska aktywność paranormalna

Wojciech Lesner
Wojciech Lesner
Foty kolażowe kolor: Sylwia Lis/Przemek Wawryk
Mało kto wierzy w ich istnienie, wciąż jednak straszą w legendach i opowieściach. Są jednak i tacy, którzy ducha widzieli na własne oczy - i to u nas, na Pomorzu.

Upiory, zjawy, białe damy. Najczęściej pojawiają się w zamkach, choć swoją obecność zaznaczają również w innych, niekiedy nieoczywistych miejscach...

Białe panie

Niejednemu mignął przed oczami skrawek jej sukni, kiedy przemykała korytarzami darłowskiego zamku. Z lekkimi pantofelkami na stopach prawie niezauważenie przenika przez grube, ceglaste mury. Prawie, bo widywana jest niekiedy, szczególnie przez ciekawskich wycieczkowiczów odwiedzających nadmorską warownię. Biała Dama, czyli księżna Zofia, do dziś czuwa nad swoją dawną siedzibą.

Uważana za piękność księżna była najstarszą córką Bogusława IX z dynastii Gryfitów. Po śmierci rodziców opiekę nad nią sprawował jej daleki kuzyn, Eryk I Pomorski. Nie przyniosły rezultatów próby zeswatania jej z Kazimierzem Jagiellończykiem, ówczesnym królem Polski, dlatego poślubiła Eryka II z Wołogoszczy. Ostatecznie małżeństwo okazało się nieudane, a księżna wraz z dziećmi uciekła do Darłowa. Było jej tam dobrze, choć pod koniec życia zamieszkiwała jeszcze w kilku pomorskich miastach - Malborku i Gdańsku. Zmarła natomiast w Słupsku, w 1497 roku.

Jako zjawa wróciła do ukochanego zamku. Białą postać z lichtarzem w dłoni, noszącą charakterystyczny bursztynowy wisior widywali także pracownicy Zamku Książąt Pomorskich - Muzeum w Darłowie. Nie straszy i nie wygania intruzów ze swojego domu - dba, żeby o nim nie zapomniano.

Strach się bać! Wyzionęli ducha, teraz błąkają się po naszym świecie... Pomorska aktywność paranormalna
Foty kolażowe kolor: Sylwia Lis/Przemek Wawryk

- Kiedy nam się coś przesuwa, gasną światła, włączają się alarmy to znak, że Zośka rozrabia - mówi dyrektor placówki, Karol Matusiak. - Wyłania się ze ścian jako zjawa, przemierza zamkowe zaułki.

Biała Dama grasuje też po Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, ale już z nieco mniej przyjaznym nastawieniem. To duch zawadiackiej szlachcianki, która na przełomie XVI i XVII wieku na potęgę uwodziła pomorskich mężczyzn. Podobno zaręczała się aż piętnaście razy, ale zamiast do ślubów, dochodziło do… procesów sądowych. Słynąca z wybuchowego charakteru Sydonia von Borck wpadła jednak w końcu w sidła miłości - ze wzajemnością zakochała się w Erneście Ludwiku. Ich szczęście nie trwało długo, bo bliscy szlachcica zmusili go do poślubienia kogoś innego. Rozeźlona Sydonia przeklęła swojego lubego i jego rodzinę, po czym zaszyła się w klasztorze. W samotności zaczęła zgłębiać tajniki zielarstwa i wróżbiarstwa, więc nie minęło wiele czasu, nim miejscowa ludność uznała ją za czarownicę. Sydonię postawiono przed sądem, gdy kolejni członkowie rodu Ludwika zaczęli ginąć w tajemniczych okolicznościach. Choć ze szczególnym okrucieństwem torturowano ją w szczecińskim zamku, to do uprawiania czarnej magii nigdy się nie przyznała.

Okrzyknięta „trucicielką”, Sydonia została ścięta, a jej ciało spalono. Teraz pod postacią Białej Damy krąży bezcelowo wokół murów warowni. Są tacy, którzy ją widzieli, ale zdecydowanie łatwiej jest ją usłyszeć. Gdy się zbliża, dziedziniec zamku wypełnia szczęk łańcuchów, a temperatura w pobliżu spada o kilka stopni. Do dziś, w miejscu jej stracenia, przy Kruczym Kamieniu, składane są kwiaty, by pielęgnować pamięć o jej tragicznej śmierci.

- Legenda Sydonii związana jest z naszym zamkiem, dawną rezydencją dynastii Gryfitów, mamy więc poświęconą jej stałą wystawę - Celę Czarownic, którą rokrocznie odwiedzają tysiące turystów. Sydonia jest jedną z bardziej znanych postaci związanych z naszym zamkiem. Są tacy, którzy zarzekają się, że ją u nas widzieli. Z pewnością Białą Damę, przechadzającą się po naszych zamkowych krużgankach spotkać można podczas rozmaitych uroczystości czy imprez kulturalnych - zdradza Monika Adamowska, rzecznik prasowy Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.

Strach się uczyć

Zostajemy w Szczecinie, ale przenosimy się do czasów bardziej współczesnych.

O ile Białe Damy w swoich zamkach nawiedzają głównie turystów, tak w dawnych niemieckich koszarach duchy straszą… studentów.

Wojskowy budynek powstał w latach 30. XX wieku i był siedzibą żołnierzy Wehrmachtu z 5. Pułku Piechoty Szczecin. Obiekt przeznaczenie militarne zachował również po wojnie, bo służył wtedy 101. Batalionowi Inżynieryjno-Saperskiemu Armii Czerwonej. I tu zaczyna się niechlubna historia koszar, które przez sowietów wykorzystywane były jako katownia.

W przepastnych piwnicach budynku torturowano i mordowano, a ze strychu zrzucano żywcem tych, którzy nieprzychylni byli nowym władzom. Ci, którzy zginęli, przez lata odwiedzali zza światów miejsce swojego stracenia, błąkając się po pustych korytarzach i szukając zemsty na oprawcach - nawet kiedy dawne koszary zajęte zostały w latach 90. przez jedną ze szczecińskich uczelni. Z opowiadań studentów wynika, że z ostatniej kondygnacji budynku dochodziły odgłosy stukania i kroków, natomiast w niektórych salach słychać było szelesty i niezrozumiałe szepty. Podobno w części pomieszczeń, mimo włączonego ogrzewania, panowała temperatura powodująca dreszcze i gęsią skórkę.

Jeszcze mniej prawdopodobne opowieści głoszą, że duchy tak obnosiły się ze swoją obecnością, że przeszkadzały studentom w nauce, przesuwając krzesła. Działania upiorów miały ukrócić egzorcyzmy przeprowadzone w budynku, ale ostatecznie nie wiadomo, czy zdołały wygnać nadprzyrodzone siły. Gdzieniegdzie w dawnych koszarach, nadal można spotkać tajemnicze znaki wyryte w belkach przez gości zza światów.

W poszukiwaniu zbawienia

Duchy dawnych szlachciców, rycerzy i przedstawicieli książęcych rodów nawiedzają także Kaszuby. A jak już wiadomo, idealnym miejscem do odwiedzin zza światów są średniowieczne zamki. Ten w Bytowie wzniesiony został przez Krzyżaków i do dziś jest wizytówką tego miasta. To jeden z głównych punktów turystycznych wycieczek, ale nie każdy z zamiejscowych wie, że po terenie dawnej twierdzy przechadza się duch rycerza.

Rycerza, rzecz jasna, krzyżackiego, który słynął ze swojej nieustępliwości, stanowczości i… szczególnego okrucieństwa. O torturach i straceniach, które przeprowadzano w średniowiecznym Bytowie, mówi i pamięta się jednak niewiele. Z zimną krwią dokonywano egzekucji w Wieży Straceń, a rolę jednego z katów pełnił właśnie zagubiony rycerz.

Przez czyny, których się dopuścił, jego dusza nie może zaznać wiecznego spokoju. Jak się okazuje, bytowski oprawca krąży po murach warowni w poszukiwaniu przebaczenia. W każdą pełnię odwiedza niegdysiejsze miejsce straceń, licząc, że grzechy sprzed wieków zostaną mu odpuszczone.

- Zdarza się, że automatycznie włączają się światła. Nocami sam z siebie włącza się alarm. Śmiejemy się, że to robota duchów - co do tego nie ma wątpliwości - relacjonuje Jaromir Szroeder, kierownik Działu Etnograficznego Muzeum Zachodniokaszubskiego w Bytowie.

Mniej słynne, równie straszne

Usteccy przewodnicy, oprowadzając turystów po miejscowej latarni, uwielbiają opowiadać historię o upiorach nawiedzających budynek. To duchy zmarłych tragicznie marynarzy, których latarnicy nie zdołali bezpiecznie pokierować do brzegu. Podobno podczas sztormów latarnię wypełniają jeżące włosy na głowie skrzypienia, postukiwania i jęki.

O nękającym kierowców w zachodniopomorskim Wierciszewie bezgłowym upiorze zaczęło być głośno kilka lat temu, kiedy w pobliżu miejscowego mostu coraz więcej samochodów lądowało w rowie. To objawiająca się postać zbója Wenalda, któremu obcięcie głowy zlecił Bogusław X, wprawiała kierowców w osłupienie - w XV wieku napadał w tym samym miejscu na strudzonych podróżnych, żądając od nich całego majątku. Świadków obecności upiora było tak wielu, że w końcu na moście zamontowano ostrzegawczy znak: „straszy całą dobę”.

Po dawnych włościach Ottona von Bismarcka w podsłupskim Warcinie do dziś przechadza się żona Żelaznego Kanclerza, Johanna. Barokowy pałac był jej oczkiem w głowie. Nic dziwnego więc, że nie mogła pogodzić się z jego stratą, gdy do wsi wkroczyli sowieci i zagrabili cały warciński majątek. Zrozpaczona Johanna wróciła do świata żywych i jako zjawa prześladowała rosyjskich żołdaków. Podobno jej duch przemierza pałacowe alejki do dziś. Mówi się też, że nocą regularnie odwiedza pałacowe komnaty.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza