Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W jaki sposób doszło do referendum w Słupsku - analiza

Zbigniew Marecki [email protected]
Powstanie obywatelskiej Grupy Inicjatywnej było skutkiem dłuższego procesu narastania niezadowolenia z pracy prezydenta miasta.
Powstanie obywatelskiej Grupy Inicjatywnej było skutkiem dłuższego procesu narastania niezadowolenia z pracy prezydenta miasta. Łukasz Capar
2 lutego 2012 Grupa Inicjatywna zwróciła się do prezydenta Słupska, aby zrezygnował z zajmowanego stanowiska. Gdy tego nie zrobił, jej twórcy zaczęli zbierać podpisy pod wnioskiem o jego odwołanie.

Powstanie obywatelskiej Grupy Inicjatywnej, na czele której stanął Jarosław Madej, nauczyciel, prywatny przedsiębiorca i były prezes Klubu Pływackiego "Skalar", było skutkiem dłuższego procesu narastania niezadowolenia z pracy prezydenta miasta. Weszli do niej także: Grzegorz Kunda (przedsiębiorca), Michał Lichocki (emeryt), Elżbieta Szymanowicz (nauczycielka) i Danuta Dyjecińska (emerytka).

Nauczyciele boją się zwolnień

Niewątpliwie kielich goryczy przelał się, gdy prezydent Maciej Kobyliński i radni z SLD i PO, mimo protestów i oporu społecznego, postanowili zlikwidować SP nr 7 i Gimnazjum nr 1. Co prawda ostatecznie na miejscu SP nr 7 powstała placówka prowadzona przez stowarzyszenie, a likwidacja Gimnazjum nr 1 została rozłożona w czasie, to jednak w środowisku nauczycielskim narosło niezadowolenie i strach przed kolejnymi ruchami likwidacyjnymi, tym bardziej że w minionym roku szkolnym w mieście straciło pracę ponad 50 nauczycieli, a obecny może przynieść kolejne zwolnienia.

Na dodatek już ponad rok prezydent sprawdza, jak oświatowe dotacje wykorzystują szkoły niepubliczne w mieście, co doprowadziło do kolejnych konfliktów ze środowiskiem oświatowym, gdy m.in. wtedy okazało się, że chciał, mimo odmiennej opinii prawnej jego własnych prawników, wstrzymać dotację dla TEDIM-u. Walka z tą szkołą doprowadziła do tego, że jego właścicielki zasugerowały prokuraturze, że należy przeprowadzić badania psychiatryczne prezydenta.

Sklepy padają, a firmy zwalniają

Do zdenerwowanego środowiska oświatowego dołączyli rozgoryczeni polityką miasta lokalni kupcy i handlowcy, którzy po wpuszczeniu do Słupska sporej liczby różnej maści hipermarketów i dyskontów zaczęli gwałtownie tracić dochody i bać się o swoją przyszłość. Symbolem tej złej sytuacji jest coraz większa liczba lokali użytkowych w mieście, których nikt nie chce wynająć, i wystawiane na sprzedaż kolejne obiekty, bo nie przynoszą dochodu właścicielom. Na dodatek część kupców obawia się podwyżki czynszów, bo miasto poszukuje brakujących dochodów.

Tymczasem w Słupsku nie widać nowych inwestorów, którzy oferowaliby liczne i atrakcyjne miejsca pracy. Przeciwnie, nawet szwedzka Scania latem przeprowadziła znaczącą redukcję zatrudnienia i nie wiadomo, czy wkrótce nie dojdzie w tej fabryce do następnej. Nic więc dziwnego, że z miasta w ciągu ostatniej dekady, kiedy rządzi prezydent Kobyliński, wyjechało lub wyprowadziło się ponad 4 tysiące ludzi, na dodatek najczęściej młodych, którzy szukają pracy i lepszego życia w innych regionach kraju lub za granicami kraju.

- Nie mogę już patrzeć na te puste ulice, po których chodzą tylko starzy ludzie. Gdzie się podziali młodzi - pyta Michał Lichocki, członek Grupy Inicjatywnej.

A miejski dług rośnie

Jeszcze innych albo i tych samych krytyków prezydenta i Rady Miejskiej zaczęły przerażać informacje o narastającym zadłużeniu Słupska, które już przekroczyło 250 milionów zł, zbliża się do dopuszczalnej przez prawo granicy, a szczególnie urosło w ciągu dwóch ostatnich lat. Nie podobało się i nadal nie podoba się także to, że powstało ono m.in. wskutek zaciągania kolejnych kredytów na różne inwestycje na czele z w kontrowersyjny sposób budowanym parkiem wodnym, który jest wielkim znakiem zapytania, bo nie wiadomo, czy będzie dochodowy, czy też stanie się obiektem generującym potrzebę wielkich dopłat z miejskiego budżetu, jak to ma miejsce w innych miastach (np. popularny turystycznie Sopot już dopłacił do utrzymania swojego aquaparku 11 mln zł!) .

Efektem postępującego zadłużenia i konieczności spłaty kredytów mogą być cięcia wydatków miasta, ograniczenie inwestycji w kolejnych latach, a także wzrost obciążeń wobec mieszkańców, jak choćby zapowiadany ostry wzrost czynszów w mieszkaniach komunalnych czy właśnie przygotowywany podatek śmieciowy.
- Gdzie podziały się wypracowane w mieście pieniądze, skoro większość inwestycji realizujemy na kredyt albo za pieniądze zewnętrzne, które często będą musiały spłacać następne pokolenia - pytają inicjatorzy referendum

Partyjne gry

Mimo kłopotów z formalnym zarejestrowaniem przez komisarza wyborczego listy ponad 8 tysięcy podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum Grupa Inicjatywna na początku października ostatecznie wygrała spór prawny. Wówczas zaczęła się kampania referendalna, podczas której tylko PiS i związani z tą partią miejscy radni bezpośrednio poparli działania inicjatorów referendów. Platforma Obywatelska jako partia postanowiła nie angażować się w działania obywatelskie, ale dała wolną rękę swoim członkom. Nie zmieniła zdania nawet wtedy, gdy wiceprezydent Krzysztof Sikorski - podobno z powodu odsuwania przez prezydenta nad pracami dotyczącymi Wieloletniej Prognozy Finansowej i budżetu miasta na przyszły rok - zrezygnował ze stanowiska i poszedł na zwolnienie lekarskie.

- To koniec okresu naszej współpracy z prezydentem - zapowiedział wówczas poseł Zbigniew Konwiński, lider PO w Słupsku.Jednocześnie dodał, że on pójdzie na niedzielne referendum, choć nie wierzy w jego skuteczność, bo niewiele referendów w Polsce się do tej pory powiodło.
Za to do udziału w referendum i wypowiedzenia się w tym swoistym plebiscycie popularności prezydenta Kobylińskiego wzywał słupszczan poseł Robert Biedroń z Ruchu Palikota. Natomiast Wojciech Gajewski, szef miejskich radnych lewicy, Rada Miejska SLD oraz były premier Leszek Miller, obecnie słupsko-gdyński poseł, jednym głosem wzywali zwolenników prezydenta Kobylińskiego, aby na referendum nie szli i w ten sposób nie podnosili frekwencji, która jest jednym z warunków uznania go za ważne.

Tymczasem prezydent Kobyliński, choć wzywany przez Grupę Inicjatywną do udziału w debatach publicznych, na te wezwania nie reagował. Na dyskusje radiowe wysyłał swojego rzecznika, a sam unikał sporów z radnymi i koncentrował się na udziale w oficjalnym otwieraniu różnych inwestycji miejskich lub przy udziale miejskiego samorządu realizowanych.
A tych okazji było w ostatnich tygodniach sporo. Zaczął na początku października od wręczenia kluczy najemcom mieszkań w nowym bloku socjalnym przy ul. Mochnackiego, choć przy okazji wygłosił nieco dziwne przesłanie:

- Jeśli ktoś jest trochę biedniejszy, to nie znaczy, że jest gorszy. W moim pojęciu jest czasami dużo, dużo lepszy. Bo dla przykładu nie nauczył się jeszcze kombinować, ja już nie mówię, że kraść, bo wtedy miałby pałac - mówił do zgromadzonych.

Potem jeszcze uczestniczył w otwarciu Słupskiego Inkubatora Technologicznego, oddał do użytku Park Kulturowy Klasztorne Stawy oraz uroczyście otworzył zmodernizowane ulice Poniatowskiego, Grunwaldzką i Sobieskiego. Pochwalił się także tym, że Słupsk dostał dofinansowanie na budowę południowego odcinka tzw. ringu miejskiego. Na dodatek zakończyła się budowa nowego placu zabaw przy ul. Królowej Jadwigi. który powstał przy współpracy z mieszkańcami tego rejonu miasta w ramach wspieranej przez magistrat tak zwanej inicjatywy lokalnej. Trwają też intensywne prace przy rozbudowie Ośrodka Teatralnego Rondo, a ratusz przekazał nowe urządzenia Akademii Pomorskiej.

Tak więc mieszkańcy miasta będą musieli w niedzielę zdecydować, czy zgadzają się z argumentami krytyków, czy też akceptują styl i efekty rządów prezydenta Kobylińskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza