MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W słupskim szpitalu wrze od środka

Zbigniew Marecki [email protected]
- W szpitalu nie ma miejsca na stalinizm i zmuszanie ludzi do pracy z osobami, z którymi nie chcą współpracować - mówi dyrektor Stus.
- W szpitalu nie ma miejsca na stalinizm i zmuszanie ludzi do pracy z osobami, z którymi nie chcą współpracować - mówi dyrektor Stus.
Dyrektor nie chciał ordynatora, ordynatorzy - oddziałowej i doktora. W słupskim szpitalu co konkurs, to konflikt. I są ofiary w ludziach
Zbigniew Studziński, słupski ginekolog
Zbigniew Studziński, słupski ginekolog

Zbigniew Studziński, słupski ginekolog

Nie dosłownie, ale w sensie psychologicznym jak najbardziej.

Pierwszy konflikt wybuchł jesienią ubiegłego roku. Wtedy Małgorzata Różańska, ordynator oddziału noworodków, wygrała konkurs na to stanowisko. Wydawało się to naturalne, bo od lat kierowała oddziałem i w środowisku lekarskim uchodziła za właściwego człowieka na właściwym miejscu.

Jednak Ryszard Stus, dyrektor szpitala, uważał inaczej. - Miałem sygnały, że pani Różańska nie spełnia oczekiwań współpracowników - tłumaczył, gdy nie chciał dać nominacji. - Padały oskarżenia o mobbing. Mówiła o tym największa organizacja związkowa. Zdecydowałem więc, że zrezygnuję z zatrudnia zwyciężczyni konkursu.

Różańską na stanowisku kazał ostatecznie zatrudnić sąd pracy. Stus się nie odwoływał.

- Znam argumenty o mobbingu, ale podczas procesu nie przedstawiono mi żadnych dowodów, żadnych faktów, więc cieszę się, że go wygrałam - komentuje Różańska.

Położnik kontra ginekolog

Doktor Adam Ciemiński
Doktor Adam Ciemiński

Doktor Adam Ciemiński

Drugi spór wybuchł niedawno, gdy rozstrzygnięto konkurs na ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego. Wystartowały w nim trzy osoby, ale ostały się dwie: Zbigniew Studziński i Adam Ciemiński. Studziński to doktor nauk medycznych, długoletni pracownik oddziału, jedyny w Słupsku specjalista od skomplikowanych zabiegów ginekologicznych, w tym o charakterze onkologicznym.

Ciemiński to również doktor nauk medycznych, poza tym doświadczony położnik, wcześniej pracujący w Człuchowie i Chojnicach. Komisja konkursowa wybrała położnika.

Zanim nowy ordynator rozpoczął pracę, Studziński znalazł się w areszcie. Trafił tam po spektakularnej akcji Centralnego Biura Śledczego, które zarzuciło mu korupcję. Wtedy dyrektor szpitala i lekarze ręczyli za jego uczciwość. Padły też deklaracje, że ginekolog po zwolnieniu z aresztu będzie mógł wrócić do pracy na dotychczasowym oddziale.

Dla dwóch nie ma miejsca

Ryszard Kwiatkowski - szef onkologii.
Ryszard Kwiatkowski - szef onkologii.

Ryszard Kwiatkowski - szef onkologii.

Stało się to możliwe dopiero po 72 dniach i wpłaceniu 100 tysięcy złotych kaucji. W Wielki Piątek Studziński, który oczekuje na akt oskarżenia i proces sądowy, stawił się w pracy.

- Wtedy ordynator Ciemiński poinformował, że nie widzi możliwości współpracy, bo stracił do mnie zaufanie. Było to o tyle dziwne, że nie przepracowaliśmy razem ani jednego dnia, a sąd nie rozpatrywał mojej sprawy, więc istnieje domniemanie niewinności - uważa Studziński.

Dyrektor Stus potwierdza: - 1 maja doktor Studziński otrzyma trzymiesięczne wypowiedzenie umowy o pracę. Uważam, że ordynator ma prawo decydowania, z kim chce współpracować. Czasy stalinizmu minęły i nie można nikomu narzucać współpracowników.

Choć wypowiedzenia jeszcze nie otrzymał, Studziński już czuje się represjonowany. Ordynator odsunął go od pracy na ginekologii i przesunął na patologię ciąży. Nie włącza go także do zespołów przeprowadzających zabiegi ginekologiczne.
Jednocześnie przygotowuje się do zmniejszenia liczby łóżek ginekologicznych na oddziale.

- Do tej pory było ich osiemnaście. Mają zostać cztery albo pięć - dodaje Studziński. - To świadome dążenie do zniszczenia mojego dorobku i przekazania skomplikowanych zabiegów do Trójmiasta. Wiele pacjentek, którym pomagaliśmy na miejscu, będzie musiało czekać w kolejkach w dużych miastach.

Wg niego w ubiegłym roku na ginekologii przyjęto 1200 pacjentek, w tym 90 wymagających dużych zabiegów ginekologiczno-onkologicznych. Dodaje, że już trzy lata temu próbowano zakazać mu wykonywania skomplikowanych operacji. Sąd Okręgowy w Słupsku uznał, że nie ma do tego żadnych podstaw.

Powalczy dla pacjentek

Studziński podejrzewa, że ordynator Ciemiński chce go usunąć z oddziału, bo obawia się konkurencji, a dyrektor Stus, związany politycznie z marszałkiem województwa pomorskiego Janem Kozłowskim z Platformy Obywatelskiej, który jest organem założycielskim słupskiego szpitala, realizuje interesy Trójmiasta.

- To dziwna teoria spiskowa - ripostuje Stus. Według niego rzeczywiście dojdzie do ograniczenia liczby łóżek ginekologicznych, ale z 18 do 10. - Do tej pory zbyt wiele z nich stało pustych - tłumaczy. Jednocześnie przyznaje, że na oddziale nie będą już przeprowadzane skomplikowane zabiegi ginekologiczno-onkologiczne. - Takie jest zalecenie konsultanta wojewódzkiego. Nie mogę brać odpowiedzialności za ambicje jednego człowieka. Bezpieczeństwo pacjentów jest ważniejsze. Dlatego uważam, że trzeba rozwinąć położnictwo - mówi Stus.

Studziński plany dyrektora odbiera jednak jako działanie na niekorzyść szpitala i pacjentów. - Mam wrażenie, że chodzi o podniesienie kosztów stałych, a obniżenie dochodów oddziału. To może doprowadzić do zadłużenia i stać się pretekstem do sprzedaży pięknego obiektu w Ustce, gdzie są ginekologia i położnictwo - zastanawia się.

Choć rodzina przekonuje go, aby sam zrezygnował z pracy w szpitalu, nie zamierza odejść bez walki. - Przez osiemnaście lat rozwijałem swoje umiejętności i zdobyłem zaufanie wielu pacjentek. Dlatego teraz nie mogę leczyć tylko w swoim gabinecie albo w zakładach, gdzie za zabiegi trzeba płacić - mówi.

Gdy otrzyma wypowiedzenie, pójdzie do sądu pracy. - Najbardziej bolesne jest to, że z dyrektorem Stusem znam się od lat. Byłem z nim po imieniu, przyjmowałem kierowanych przez niego pacjentów, a teraz taka zmiana - nie ukrywa żalu.

Bój o oddziałową

Trzeci konflikt wybuchł podczas konkursu na pielęgniarkę oddziałową na onkologii i chemioterapii. Wygrała go Małgorzata Jóźwiak, młoda pielęgniarka po licencjacie, dotychczas zatrudniona na onkologii. Przegrała obecna oddziałowa. Zaprotestował Ryszard Kwiatkowski, ordynator oddziału. Sprawę postawił jasno: jeśli Jóźwiak zostanie oddziałową, on odchodzi ze szpitala.

Stus najpierw namawiał Jóźwiak do rezygnacji, a gdy to nie pomogło, wręczył jej powołanie na stanowisko oddziałowej, a chwilę później... zwolnienie.

- Musiałem wybierać. Zatrzymanie ordynatora Kwiatkowskiego jest ważniejsze, bo tylko dzięki jego kwalifikacjom Narodowy Fundusz Zdrowia wyraził warunkową zgodę na działanie w naszym szpitalu oddziału onkologii i chemioterapii - tłumaczy.
Ostatecznie udało się zawrzeć kompromis: Jóźwiak będzie pełnić obowiązki pielęgniarki oddziałowej, ale na rehabilitacji. Wkrótce jednak będzie musiała ponownie przejść procedurę konkursową. Zresztą tak samo, jak pielęgniarka pełniąca obowiązki oddziałowej na onkologii i chemioterapii.

Konkursowe układy

Przy okazji tego zamieszania wybuchła dyskusja na temat zasad przeprowadzania konkursów na pielęgniarki oddziałowe. Przepisy wymagają, aby komisja konkursowa składała się z siedmiu osób: trzech przedstawicielek samorządu pielęgniarskiego w okręgu, jednej spoza okręgu, głównej pielęgniarki szpitala, reprezentanta okręgowej izby lekarskiej oraz ordynatora oddziału, w którym ma pracować kandydatka.

- Jeśli przedstawicielki samorządu pielęgniarskiego się porozumieją, nikt im nie przeszkodzi w wyborze lansowanych przez nie kandydatek - twierdzi Jadwiga Stec, szefowa Solidarności w szpitalu. Jej zdaniem taki układ jest możliwy, bo przedstawicielki samorządu są jednocześnie członkiniami zarządu Związku Pielęgniarek i Położnych, więc popierają "swoje kandydatki". Tak podobno było w przypadku Jóźwiak.

- Nic nie wiem o żadnych układach. Wszyscy członkowie komisji konkursowej głosowali tajnie, a ocenialiśmy, która z kandydatek najlepiej wypadła w czasie przesłuchań - ripostuje Halina Pioterek, przewodnicząca komisji i równocześnie działaczka związkowa. - Nie może być tak, że dyrektor nie przestrzega przepisów, gdy nie podoba się to ordynatorowi.

Jak się dowiedzieliśmy, po naszych wcześniejszych publikacjach na ten temat, szpitalne konkursy zbada Departament Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza