W maju "Riona" przypłynęła z ładunkiem 1065 ton kruszywa, "Helga" - 1950 ton, "Anita Hagedorn" - 1650 ton. Oczekiwana dzisiaj płynąca ze szwedzkiego portu Flivik Josefin wpływa z 1200 tonami. W ostatnich miesiącach ruch w usteckim porcie znacznie się ożywił. W tym miesiącu nie było tygodnia bez wizyty masowca. Można powiedzieć, że to mało, ale port w Ustce, który utracił już prawie wszystkie funkcje gospodarcze, wyraźnie odżył.
- Rzeczywiście w ostatnim czasie jest więcej statków – potwierdza Maciej Karaś, prezes Zarządu Portu Morskiego w Ustce. - Przywożą kruszywo, które rozładowuje firma, dzierżawiąca od nas nabrzeże. A my się z tego bardzo cieszymy.
Szwedzkie kruszywo na polskie drogi
A na nabrzeżu przeładunkowym znowu ruch. Pracownicy muszą się spieszyć, bo za kilka dni będzie tu kolejny statek.
- Zawsze jest tak, gdy zaczynają się większe roboty drogowe i wagony po prostu nie nadążają – mówi Artur Dydyna, współwłaściciel darłowskiej firmy Lech-Pol, która rozładowuje w Ustce statki. - Teraz kruszywo przypływa ze Szwecji na budowę S 6, drogi wojewódzkiej 203 na odcinku Postomino-Darłowo i słupskiego ringu. Poza tym trwają budowy dróg gminnych i powiatowych. Jako firma zamawiamy kruszywo także na swoje potrzeby. W krótkim czasie musimy dostarczyć duże ładunki. Już teraz ruch w porcie zwiększył się dwukrotnie w porównaniu z przeładunkami dwa-trzy lata temu. Podobnie było kilka lat wcześniej przy budowie drogi wojewódzkiej 203 od Ustki do Postomina. Wtedy rozładowaliśmy 30 tysięcy ton kruszywa. A dzisiaj "Helga", pojutrze "Anita”. I tak się kręci.
Biznes się kręci ku zadowoleniu przedsiębiorców i portowców, a statki obracają. Do Ustki mogą zawijać jednostki o maksymalnej długości 80 metrów, szerokości 12 metrów i zanurzeniu 4 metrów. Mogą wejść przy określonych warunkach pogodowych zależnych od siły wiatru i stanu morza. Jednak jednostki o tej wielkości same nie wpłyną. Jak je wprowadzić, żeby ani statek, ani port nie poniósł szkód?
- Mamy czterech pilotów - ze Słupska, Darłowa i Trójmiasta, którzy przyjeżdżają, gdy jednostka jest zapowiedziana i wprowadzają ją do portu – mówi Hubert Bierndgarski z Zarządu Portu Morskiego w Ustce, który asystuje przy wejściu i wyjściu jednostki. - Cała operacja wygląda tak, że wiozę pilota, który następnie wchodzi na statek i pomaga kapitanowi przy wejściu. Piloci to ludzie, którzy doskonale znają uwarunkowania portu – zaznacza nasz rozmówca. - Ja na motorówce asystuję w takiej odległości, by widzieć i statek, i to, co się dzieje w porcie. W tym czasie inne jednostki nie mogą się poruszać i wstrzymana jest praca kładki.
Obrotnica w roli głównej
Najtrudniejsze jest obracanie. Statek musi do portu wejść dziobem i wyjść dziobem. Trzeba go więc obrócić. Większość kapitanów woli, aby odbyło się to przed rozładunkiem. Na pierwszy rzut oka to, co robi w tym czasie motorówka może wyglądać na portową kolizję.
- Statek musi się obrócić wokół własnej osi. Trzeba mu pomóc, bo sam nie ma takich możliwości manewrowych. Muszę więc popchnąć go motorówką – tłumaczy Hubert Bierndgarski. - W zasadzie takie manewry przebiegają bezkolizyjnie. Kilka lat temu mieliśmy poważniejsze zdarzenie, gdy w czasie obracania zgasł silnik statku. Na szczęście po paru minutach odpalił i nie doszło do zablokowania portu.
Dzisiaj, w środę do Ustki wpływa Josefin. Tym razem z ładunkiem 1200 ton kruszywa ze Szwecji. W tym roku ustecki port przyjął już około 10 tysięcy ton.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?