Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fabryka Obuwia Nord zwalnia za picie kawy

Magdalena Olechnowicz
Hala produkcyjna w Słupskiej Fabryce Obuwia Nord. Wszyscy boją się utraty pracy.
Hala produkcyjna w Słupskiej Fabryce Obuwia Nord. Wszyscy boją się utraty pracy. Fot. Kamil Nagórek
Słupska Fabryka Obuwia Nord zatrudnia dziś 217 osób. Za miesiąc pracowników będzie 180. Właściciel mówi, że jest gotów zwolnić wszystkich i zbudować zakład od podstaw, bo nie jest zadowolony z podwładnych.

O dramatycznej sytuacji w firmie Nord donieśli nam pracownicy. - Pensje dostajemy z kilkudniowym opóźnieniem. Często najpierw to zaliczki w kwocie 300-400 złotych - mówi jeden z pracowników.

Inni to potwierdzają. - Ostatnio szef zapowiedział, że do końca marca zwolni 30 osób. Wszyscy siedzą jak na szpilkach, bo nie wiadomo na kogo padnie - mówi kobieta.

Są też przerwy w produkcji. - Gdy zakład stoi, bo nie ma zamówień, musimy brać przymusowe wolne - mówi inny pracownik.

Pojechaliśmy fabryki. Na miejscu ludzie nie chcieli rozmawiać. - Czy się boimy? Pewnie, pracujemy tu wiele lat, mamy rodziny na utrzymaniu, a o zwolnieniach wciąż tu huczy - mówi kobieta.

O opóźnieniach w wypłatach pracownicy powiadomili inspekcję pracy. - Opóźnienia były kilkudniowe. Nie było podstaw do nakładania kar na firmę - mówi Roman Giedrojć, dyrektor Państwowej Inspekcji Pracy w Słupsku.

Właściciel Nordu mówi, że sytuacja firmy jest trudna. Cztery lata temu firma zatrudniała 400 osób, dziś już tylko 217. - Kryzys objawił się właśnie trzy lata temu, kiedy spadła wartość złotówki, a dolar kosztował 2,10 zł. Mi się wydawało, że ludzie są na tyle mądrzy, że to zrozumieją. Ale nie. Zwolniłem wszystkich członków elektoratu, czyli dyrektorów. Od roku wszystko robię sam. Sam jestem dyrektorem - mówi Kazimierz Meka.

Ale to nie wszystko. - Produkujemy buty eksluzywne - ze skóry pytona, krokodyla, jelenia, a nawet żaby. Jedna para butów z jelenia kosztuje w sklepie 700 zł, z krokodyla - 3 tys. zł. Z przyczyn kryzysu ogólnoświatowego zmniejszył się eksport. Nasze buty stały się zbyt drogie - mówi Meka.

Są też inne przyczyny. - Kiedyś samochody czekały na nasze buty, a teraz my musimy zabiegać o klienta, który stał się też bardziej wymagający. Czasy się zmieniły, a pracownicy tego nie rozumieją - mówi Meka. - Widzę ogromne niechlujstwo i niedbalstwo. Ludzie mają wszystko gdzieś. W okresie kryzysowym zaczęły się buty odkładać. Na magazynie leży 20 tys. par. Kilkaset par wykonanych jest niechlujnie, z plamami, ze zniszczonych skór. To brak poszanowania dla miejsca pracy i klienta.

Kazimierz Meka mówi otwarcie, że będą zwolnienia. - W tym miesiącu zatrudnionych jest 217 osób, za miesiąc będzie 180, co będzie za dwa miesiące - nie wiem. Jestem gotów zamknąć cały zakład, zwolnić wszystkich ludzi i zacząć budować firmę od podstaw - mówi.

- Ludzie są mało wydajni. Mają czas na kawę i rozmowy przy herbatce, nie rozumieją, że czasy się zmieniły i trzeba być bardziej efektywnym.

Meka przyznaje, że były opóźnienia w wypłatach. - Zdarzyło się to trzy razy, a opóźnienia były 2-3-dniowe. Niestety, nie płacą nam sklepy, które od nas biorą obuwie - mówi.

Likwidowane są też salone firmowe. Dlaczego? - Są nierentowne i usytuowane w niewłaściwych miejscach. Nie przynosiły zysku salony w Gdańsku Szadółkach, Piasecznie pod Warszawą, Lublinie, Krakowie i Białymstoku - mówi Meka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza