Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa śmigłowca w Czystej wciąż bez wyroku

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Krzysztof Piotrkowski
Sąd na wniosek obrońcy odroczył sprawę Amerykanina Marka B., oskarżonego o katastrofę. Oskarżony tłumaczył, że chce mieć czas na zapoznanie się z opinią uzupełniającą biegłego.

Wciąż nie ma wyroku w sprawie katastrofy śmigłowca w Czystej. Następna rozprawa odbędzie się dopiero w drugiej połowie sierpnia. W kwietniu zakończył się proces, wygłoszono mowy końcowe, ale po tym sąd wznowił postępowanie, by biegły wydał opinię uzupełniającą. Wczoraj sędzia Kamila Legowicz zaczęła już odczytywać odpowiedzi biegłego na zadane przez sąd pytania, ale obrońca Amerykanina Marka B.

- Krystian Kasperski złożył wniosek o wyznaczenie kolejnego terminu. Obrona prosi o czas - Opinia nadeszła niedawno. Mój klient przekazał ten dokument do tłumaczenia, bo musi przygotować się do rozprawy - argumentował adwokat, zazna
czając, że samo odczytanie opinii z licznymi danymi technicznymi przez sędzię przewodniczącą nie pozwoli na właściwe przygotowanie się do rozprawy. O to samo poprosił oskarżony. 59-letni Mark B., emerytowany amerykański doświadczony pilot wojskowy spod Darłowa, odpowiada za zdarzenie, do którego doszło 1 maja 2014 roku. Wtedy w Czystej zgasły oba silniki śmigłowca Mi-2. Śmigłowiec zaczął spadać, ale siedem osób, w tym dwoje dzieci, ocalało.

Czytaj także: W miejscowości Czysta k. Smołdzina rozbił się helikopter. Na pokładzie była dwójka dzieci (zdjęcia, wideo)

W odrębnym postępowaniu dobrowolnie poddał się karze 67-letni rolnik Jan G., właściciel śmigłowca - za to, że był świadomy stanu technicznego maszyny, ale dopuścił do lotu, narażając tym samym pasażerów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Jan G. został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata, 1,2 tys. zł grzywny oraz 5 tys. zł częściowych kosztów sądowych. Jednak obciążył Marka B. Według prokuratury, to właśnie Amerykanin był pilotem i bez wymaganych polskich licencji sterował śmigłowcem niezdatnym do lotów, z licznymi usterkami, nie przestrzegając przepisów dotyczących ruchu lotniczego. W ten sposób miał naruszyć umyślnie zasady bezpieczeństwa w ruchu powietrznym, powodując obrażenia u pasażera.

Sprawca czy wybawca? Tymczasem Mark B. twierdzi, że był tylko pasażerem, a miejsce dowódcy zajmował właściciel. Dopiero gdy zgasły oba silniki, to on doprowadził do autorotacji, wybierając miejsce przymusowego, ale szczęśliwego lądowania. Mark B. przejął ster, bo Mi-2 można pilotować z obu miejsc. Dzięki temu wszyscy ocaleli.

- Polska ma wystarczająco dużo wypadków śmiertelnych w awiacji, a mnie się oskarża, podczas gdy uratowałem ludzkie życie. To jest dla mnie trudne do zrozumienia - mówił Amerykanin po zakończeniu procesu i przekonywał w ostatnim słowie, że uratował życie uczestników lotu, a zrobiono z niego kozła ofiarnego. Wtedy jednak postępowanie zostało wznowione, bo sąd dopytał biegłego, czy m.in. możliwe jest, by doszło do samoczynnego i jednoczesnego wyłączenia się obu silników.

Zobacz także: Katastrofa śmigłowca w Czystej. Koniec procesu i szybkie wznowienie

PRZECZYTAJ TAKŻE:

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza