Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał twarz jak Lubaszenko. Ukrywał się pod Bytowem

Archiwum
Jego dawny ministrant wciąż pamięta jego charakterystyczną twarz. Powojenne zdjęcie księdza Józefa Wryczy otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Romana Dambka, twórcy strony internetowej poświęconej TOW "Gryf Pomorski”.
Jego dawny ministrant wciąż pamięta jego charakterystyczną twarz. Powojenne zdjęcie księdza Józefa Wryczy otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Romana Dambka, twórcy strony internetowej poświęconej TOW "Gryf Pomorski”. Archiwum
To życiorys na kilka powieści sensacyjnych. Ksiądz Józef Wrycza walczył z Niemcami, bolszewikami, konspirował przeciwko UB. Zmarł dokładnie pół wieku temu. Żyją jeszcze ludzie, którzy go pamiętają, choć jest ich już niewielu.

Mickiewiczowski ksiądz Robak, świetnie zagrany w filmowej adaptacji "Pana Tadeusza" przez Bogusława Lindę, księdzu Wryczy nie dorastał do pięt. Przede wszystkim dlatego, że był fikcją literacką. A Wrycza to człowiek z krwi i kości, istniejący realnie. Do tego z charakterystyczną, filmową twarzą. Dla hitlerowców w czasie II wojny światowej wart był aż pół miliona marek. Taką nagrodę ustalili za pomoc w jego ujęciu. Nominalnie była to równowartość około pół tysiąca samochodów osobowych VW Garbus. Ale spośród mieszkańców bytowszczyzny, gdzie ukrywał się Wrycza, nikt się na to nie skusił.

Domniemany kumpel esesmana

Józef Wrycza urodził się w 1884 roku w Zblewie na Kociewiu. Był synem prostego piekarza.
Wychowany w duchu katolickim, uczęszczał do katolickiego Collegium Marianum w Pelplinie, a potem do gimnazjum w Chełmnie, z którego jednak usunięto go za działalność w nielegalnej, uczniowskiej organizacji. Trafił więc do gimnazjum w Wejherowie, tego samego, do którego uczęszczał także Erich von dem Bach-Zelewski, późniejszy generał SS, dowodzący w 1944 roku akcją tłumienia powstania warszawskiego. Według niektórych autorów, późniejszy niemiecki esesman i przyszły polski ksiądz-narodowiec byli kolegami ze szkolnej ławy i razem uczyli się do matury. Choć faktycznie mogli się poznać, wydaje się to jednak mało prawdopodobne z uwagi na dzielącą ich różnicę wieku. Wrycza był o 15 lat starszy od zgermanizowanego, lęborskiego Kaszeby.

Słowa o cesarzu

Wybrał też inną drogę. Już w 1908 roku przyjął święcenia kapłańskie. Został katolickim księdzem, pracował wśród Kaszubów i zorganizował im około 40 bibliotek ludowych. W czasie pierwszej wojny światowej przez dwa lata służył w niemieckiej armii jako sanitariusz, potem wrócił na jedną z kaszubskich parafii. Wciąż utrzymywał kontakty z tajnym polskim ruchem narodowym.
Miał też poczucie humoru. Do historii przeszła anegdota o jego zachowaniu, gdy władze niemieckie nakazały mu ogłosić z ambony, że rozpisano kolejną pożyczkę wojenną i cesarz prosi ludność o wpłaty. Wypełnił to polecenie w sobie właściwy sposób. Informację opatrzył niby poważnym, filozoficznym komentarzem, że cesarz, jeśli nie zbierze wystarczającej kwoty pieniędzy, będzie musiał wcześniej zakończyć wojnę. O tym akurat marzyli wszyscy. Podobno po takim komentarzu nikt z parafii nie wziął udziału w tej pożyczce, pragnąc przyspieszyć w ten sposób koniec krwawej wojny i zarazem powstanie niepodległej Polski.

W komży na Chełmżę

Gdy Niemcy faktycznie przegrały wojnę, ksiądz Wrycza był jednym z inicjatorów wzniecenia powstania zbrojnego w celu oderwania kaszubskiego Pomorza od Rzeszy i przyłączenia go do Polski. Był w powstańczym oddziale, który w styczniu 1919 zajął Chełmżę, ale zaraz potem został rozbity przez Niemców. Wtedy ksiądz-powstaniec dostał się do niewoli i za zdradę otrzymał od Niemców wyrok śmierci. W Niemczech trwała jednak rewolucja, w dodatku uwolnienia księdza domagały się ważne czynniki polskie. Został więc uwolniony po kilku miesiącach. Wstąpił do armii generała Józefa Hallera. To właśnie ksiądz Wrycza w lutym 1920 roku wygłosił u jego boku kazanie podczas słynnej ceremonii zaślubin Polski z Bałtykiem. - Przygotowałem na 20 minut, więc tak długo będę prawił - miał odpowiedzieć generałowi Hallerowi, gdy ten, z uwagi na deszcz, prosił księdza o skrócenie homilii.
Wrycza wziął też udział w wojnie z bolszewikami. W wojsku dosłużył się stopnia podpułkownika. Do cywila odszedł w 1924 roku i został proboszczem w Wielu.

Wojenna legenda

Powstania na Pomorzu przyszło mu przygotowywać jeszcze kilkakrotnie. W 1939 roku insurekcją zagroził podobno samemu marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu - na wypadek, gdyby rząd polski zgodził się przyjąć warunki Hitlera i oddał Niemcom "korytarz".

Gdy wybuchła II wojna światowa, współtworzył konspiracyjną organizację "Gryf Pomorski". Ukrywał się pod Bytowem, u rodziny Żmuda-Trzebiatowskich. Wiódł proste życie pod fałszywym nazwiskiem. Prawdziwe wciąż unosiło się nad Pomorzem jako nazwisko legendarnego księdza, wodza narodowo-katolickiego podziemia polskiego. Aby jeszcze bardziej podnieść autorytet Gryfa, rozpowszechniano informacje, że rząd w Londynie mianował Wryczę generałem.

Ujawnił się po wojnie. Nadal utrzymywał kontakty z podziemiem narodowo-niepodległościowym, ale był zbyt wielkim autorytetem, aby UB odważyło się go zgładzić. Za to inwigilowało go do końca jego życia, które zakończył 4 grudnia 1964 roku w Tucholi.

Był konkretny

- Z wyglądu podobny był do aktora Edwarda Lubaszenki. Miał taką samą długą twarz. Był dla wszystkich autorytetem, otaczała go aura bohatera. Chodziło się do niego, by rozsądzał różne spory, wiem też, że pomógł wielu osobom tropionym przez UB, bo nawet UB liczyło się z jego zdaniem - wspomina Tadeusz Mrozowski ze Słupska, pochodzący z okolic Tucholi. W młodości jako ministrant służył ks. Wryczy do mszy.

- Lubiliśmy go, bo był konkretny. U niego msza trwała zawsze 20 minut i było po sprawie. A nie jak u innych, u których trwało to czasami znacznie dłużej - wspomina Mrozowski.

Zbigniew Talewski, założyciel Fundacji Naji Goche, na początku lat 80. próbował rozniecić przygasającą pamięć o Wryczy na bytowszczyźnie. Wówczas na budynku zagrody w Czarnej Dąbrowie, gdzie ukrywał się ksiądz-partyzant, wmurowano za jego sprawą pamiątkową tablicę. - Ale to miejsce z dala od głównych dróg. Przypuszczam, że już omszała. Nic nie wiem, aby cokolwiek zorganizowano tam na 50. rocznicę śmierci tego bohatera - mówi Talewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza