Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo za 500 euro przed słupskim sądem

Bogumiła Rzeczkowska
Robert C. zeznaje przez sądem w sprawie zabójstwa Katarzyny L.
Robert C. zeznaje przez sądem w sprawie zabójstwa Katarzyny L. Kamil Nagórek
Wczoraj przed słupskim Sądem Okręgowym w sprawie morderstwa Katarzyny L. w Berlinie zeznawał ważny świadek - mężczyzna, który zawiózł oskarżonego ze Słupska do stolicy Niemiec.

Kiedy napastnik pojawił się z nożem w Berlinie na Uranusweg wieczorem 11 marca 2005 roku było już ciemno. Na koniec pochmurnego, dżdżystego dnia zaczął padać deszcz ze śniegiem. 33-letnia Katarzyna L, odprowadzała koleżankę do auta. Wyszła z pieskiem. Do domu, gdzie czekała trójka dzieci, już nie wróciła nigdy.

Śmiertelnie ranna w brzuch doczołgała się do bramy domu w sąsiedztwie. Ale nie było już dla niej ratunku.
W śledztwie - najpierw prowadzonym przez Niemców, później przez Prokuraturę Okręgową w Słupsku - ustalono, że kobieta stała się ofiarą porachunków małżeńskich. Mieszkająca w Niemczech para Polaków właśnie się rozstawała ze sobą. W najbliższych dniach w sądzie rodzinnym miały odbyć się sprawy dotyczące ich 2,5-letniego synka.

Niemcy ustalili, że 50-letni dzisiaj słupszczanin Adam F. zlecił zabójstwo żony swojemu siostrzeńcowi, 33-letniemu obecnie Robertowi K. ze Słupska. Obiecał mu dwa tysiące euro, wypłacił 500. Obaj mężczyźni zostali zatrzymani w Polsce. Obaj też odsiadują tu kary więzienia za inne swoje przestępstwa. Nie przyznają się do zarzutu zabójstwa Katarzyny L. Proces jest poszlakowy.

Wczoraj zeznawał jeden z ważniejszych świadków - Robert C. ze Słupska, który w nocy z 10 na 11 marca 2005 roku zawiózł swoim samochodem Roberta K. do Berlina. Na pewien czas zatrzymali się w mieszkaniu Adama F., później pojechali w okolice domu ofiary.

- Byłem wtedy bezrobotny. W warsztacie znajomy poprosił mnie o ten kurs dla kogoś. Zgodziłem się za 50 euro. Później pasażer przedstawił mi się chyba tylko z ksywki, Ryza czy Riki. Uprzedziłem, że nie godzę się na żadną jumę czy inne numery w moim samochodzie. Powiedział, że nic z tych rzeczy, musi załatwić parę spraw i podjedziemy w kilka miejsc w Berlinie - powiedział nam Robert C. - Gdybym wiedział, że chodzi o zabójstwo, chyba zniknąłbym pod ziemią, żeby tam nie jechać.

Robert C. opowiada, że o zbrodni dowiedział się od niemieckich policjantów, którzy przyjechali przesłuchiwać go do Słupska. Mieli mocne dowody: zdjęcie samochodu, a w nim oskarżony Robert K. i świadek Robert C. przekraczający tamtego dnia polsko-niemiecką granicę. Na przesłuchaniach kilka lat temu Robert C. rozpoznał ze zdjęć Adama F. i Roberta K. Jednak wczoraj w sądzie miał z tym problemy. Sąd odczytał wcześniejsze zeznania kierowcy, a także protokół z wizji lokalnej przeprowadzonej z nim w Berlinie. Wynika z nich, że Niemcy uznali go za wiarygodnego świadka, który potwierdził, że zawiózł Roberta K. do Adama F., a później w okolice domu ofiary.

Oskarżony Robert K. nic nie mówił na temat podróży do Niemiec z Robertem C. Do czasu, gdy Henryk Zientala, ojciec zabitej, zapytał świadka, czy K. wyrzucał coś z samochodu.
- Tak mi się wydawało, bo pasażer otworzył okno - zeznał C.
- A może dlatego, że pan palił papierosa - oświadczył K.
Oskarżony złożył wniosek, żeby sąd przeprowadził w Berlinie jeszcze jeden eksperyment procesowy. Zdaniem Roberta K., nie ma pewności, czy podczas niemieckiej wizji miejsca postoju wskazywał sam Robert C. czy policja.

Następny termin rozprawy sąd wyznaczył jeszcze przed Wielkanocą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza