Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalane mieszkanie. Odszkodowanie z PZU za niskie

Fot. Łukasz Capar
Syn pani Beaty przy zalanym suficie.
Syn pani Beaty przy zalanym suficie. Fot. Łukasz Capar
Pod koniec stycznia mieszkanie Beaty Bryłki zostało zalane przez sąsiadkę. Woda ciekła po suficie i ścianach przez ponad sześć godzin. Czytelniczka miała ubezpieczone mieszkanie. Twierdzi, że PZU przyznał jej zbyt małą kwotę na pokrycie strat.

Pani Beata przeżyła szok, kiedy 22 stycznia wróciła do domu. Na suficie w przedpokoju zauważyła dużą, mokrą plamę. Poszła do sąsiadów powiadomić ich, że zalewają jej mieszkanie. Nikt nie otworzył drzwi. Czytelniczka zadzwoniła na policję. Tam dowiedziała się, że powinna zawiadomić administrację mieszkania, z którego cieknie woda.

- Zadzwoniłam więc do Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej - mówi pani Beata. - Dowiedziałam się, że w tej chwili nie ma administratora. Powiedziano mi także, że rodzina już otrzymała nakaz eksmisji. Nie wiedziałam więc, co mam zrobić i powiadomiłam o całej sprawie strażników miejskich. Oni powiedzieli mi, że jeśli sąsiedzi nie otwierają drzwi, konieczna będzie interwencja policji.

Czytelniczka postanowiła jednak zadzwonić ponownie do słupskiego PGM.

- Wtedy nie wytrzymały mi nerwy - twierdzi Beata Bryłka. - Woda ciekła już kilka godzin i coraz bardziej zalewała moje mieszkanie oraz klatkę schodową. Udało mi się doprosić, żeby pracownik PGM wreszcie przyszedł do mnie do domu i otworzył mieszkanie sąsiadów.

Okazało się, że woda cieknie z pralki sąsiadki pani Beaty. Woda sączyła się z węża przez kilka godzin.

- Mam doszczętnie zniszczony sufit - dodaje pani Beata. - Nawet po zakręceniu woda ciekła ponad sześć godzin, ponieważ sączyła się z przestrzeni pomiędzy sufitem a płytami, którymi pokryłam sufit. Musiałam zerwać płyty, bo odpadały z sufitu. Pod nimi znajdowały się kable, więc dochodziło do spięć.
Pani Beata ma ubezpieczone mieszkanie. Zgłosiła sprawę do zespołu likwidacji szkód majątkowych w słupskim PZU.

- Po kilku dniach zjawił się pracownik PZU, który przyszedł ocenić straty - mówi czytelniczka. - Spisał wszystko i zapytał, dlaczego zerwałam płyty. Stwierdził, że nie powinnam tego robić. Nie miałam innego wyjścia, bo spadłyby mi one na głowę.
Na początku lutego PZU wpłaciło na konto pani Beaty ponad 1800 złotych na pokrycie szkód. Według niej jest to zdecydowanie za mała kwota.

- Jak za tyle pieniędzy mam kupić potrzebne materiały - mówi czytelniczka. - Przecież tyle zażyczy sobie firma remontowa za robociznę.

O zdanie na ten temat prosiliśmy pracowników PZU. W biurze prasowym poinformowano nas jednak, że nie zostaną nam udzielone informacje na temat konkretnych umów ubezpieczenia.

Słupski rzecznik konsumenta radzi naszej czytelniczce, by jak najszybciej napisała odwołanie do ubezpieczyciela.

- To może być jedyny skuteczny sposób rozwiązania tej sprawy - mówi Marek Downar-Zapolski, miejski rzecznik konsumenta. - Czytelniczka poniekąd zgodziła się na wszystko, podpisując protokół rzeczoznawcy, który przyszedł ocenić straty. Może jednak złożyć odwołanie, które firma zobowiązana jest rozpatrzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza